– Około 11.00 dziecko zaczęło nam mocno płakać. Oskar miał wtedy zaledwie sześć dni. Kilka minut później zadzwoniłem do położnej, bo zaczął sinieć. Usłyszałem od niej, że nie ma czasu przyjechać, bo jest poza Słupcą. Powiedziała też, żebym poszedł do apteki kupić rurki do odsysania, albo gruszkę i mam odessać dziecko – opowiada Adam Stachowiak ze Słupcy i dodaje, że doszło między nimi do ostrej wymiany zdań, na skutek czego rozłączył się.
Jak twierdzi pan Adam, nie posiada na tyle wiedzy medycznej, aby wykonać taki zabieg u maleńkiego dziecka. Poza tym był w dużym stresie. Jak twierdzi, to co usłyszał od położnej go zszokowało.
– Prosiłem ją o pomoc, bo jako położna ma wiedzę jak postępować w takich przypadkach. Jak mogłem takiemu maleństwu wtykać jakieś rurki do buzi. Nie wyobrażam sobie tego. Przecież mógłbym coś uszkodzić – zastanawia się ojciec maleńkiego Oskara.
Po kilkunastu minutach sytuacja się pogorszyła, więc ponownie zadzwonił do położnej informując ją, że dziecko coraz bardziej sinieje.
– Powiedziała, że może jest głodne i mamy dać mu mleka. Dodała też, że możemy go ubrać, wsadzić w wózek i iść do przychodni aż na ul. Berlinga. Po tych słowach puściły mi nerwy. Przecież prosiłem ją o pomoc. Ponownie odmówiła przyjazdu – relacjonuje przebieg rozmowy.
Chwilę później matce udało się uspokoić tygodniowe dziecko. Oskarek zasnął. Po kilku godzinach nastąpił kolejny atak sinienia, pojawiły się też duszności.
– Oskar prawie nie oddychał. Wiedziałem, że sytuacja jest bardzo zła i nikt nam nie pomoże. Zadzwoniłem na pogotowie. Karetka przyjechała po kilku minutach – wspomina Adam Stachowiak i podkreśla, że szybka i fachowa interwencja lekarza uratowała jego dziecku życie. Po przywróceniu oddechu Oskarkowi, lekarz miała stwierdzić, że zachowanie położnej jest karygodne.
– Kiedy odessali dziecko i zaczęło nabierać kolorów, pani doktor zdecydowała o zabraniu go do szpitala w Słupcy. Tam miało porobione wszystkie niezbędne badania włącznie z tomografią. Lekarze obawiali się, że śluz, który zbierał się w zatokach i gardle mógł uszkodzić płuca lub mózg, ale na szczęście do tego nie doszło – mówi pan Adam.
– W piątek, kiedy dziecko przebywało jeszcze w szpitalu, zadzwoniłem do położnej i powiedziałem, iż jest mi bardzo przykro, że mój synek znalazł się w szpitalu i na pewno wyciągnę z tego konsekwencje – dodaje nasz rozmówca. Podkreśla, że sprawy zachowania się położnej nie pozostawi bez echa.
– Rozumiem, że położna mogła być u innej rodziny, ale mogła chociaż powiedzieć, że w tej chwili nie jest w stanie nam pomóc, ale przyjedzie najszybciej jak to możliwe lub, że w tej sytuacji powinniśmy dzwonić na pogotowie. Dziś, a mamy poniedziałek, zjawia się i pyta, czy będziemy korzystać z jej usług. Gdyby postępując po ludzku zadzwoniła chociaż tego samego dnia, bo rozumiem, że można być zajętym i powiedziała, panie Adamie chciałabym to z panem wyjaśnić, nie miałbym pretensji. Milczała przez cały czwartek, piątek, sobotę i niedzielę, a dzisiaj zjawia się, jakby nic się nie stało. Powiedziała tylko, że jest jej przykro, a przecież mogliśmy stracić dziecko – zaznacza Adam Stachowiak.
Zdaniem położnej
– W pierwszej rozmowie telefonicznej pan Adam powiedział, że po powrocie ze spaceru rodzice zauważyli u dziecka sporo śliny w ustach. Nie wspominał nic o krztuszeniu, czy też sinieniu. Byłam wtedy u innego dziecka poza Słupcą. Poradziłam, aby odessać ślinę gruszką. Po kilku minutach znów do mnie zadzwonił i stwierdził, że mam szybko przyjść. Powiedziałam, że to niemożliwe, ponieważ jestem nadal poza Słupcą. W trakcie rozmowy usłyszałem w tle płacz dziecka. Zaleciłam jego uspokojenie i ponownie poprosiłam o odessanie śliny. Pan Adam stwierdził jednak, że matka boi się to zrobić, dlatego powiedziałam, żeby wezwali karetkę. Po tym się rozłączył. Kolejny raz zadzwonił dopiero około godz. 18.00, powiedział, że dziecko jest w szpitalu i ponownie się rozłączył. Byłam tą informacją bardzo zaskoczona, ponieważ są to rodzice, którzy wychowują czworo dzieci i powinni nie bać się wykonać tak prostej czynności, jak odessanie nadmiaru śliny gruszką. Pan Adam zawsze dzwonił do mnie po radę, kiedy działo się coś z jego dziećmi. Nigdy dotąd nie miał do mnie pretensji. Dla mnie zastanawiające jest to, że skoro pan Adam zauważył, że dziecko sinieje, dopiero po kilku godzinach zadzwonił po karetkę. Logika wskazuje, że w nagłych wypadkach należy wzywać pogotowie – powiedziała nam w rozmowie telefonicznej położna.
Wydarzenia te miały miejsce w czwartek, 17 sierpnia br.. Dziecko zostało wypisane ze szpitala dwa dni później z rozpoznaniem zaburzenia oddychania po zakrztuszeniu się śliną.
Pan Adam zapowiadał złożenie skargi na położną do Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych w Koninie.
Co na to izba pielęgniarek i położnych?
– Na chwilę obecną nie jestem w stanie ocenić tej sytuacji. Najszybszym sposobem dotarcia do udzielenia świadczenia zdrowotnego jest pogotowie. Ewentualnie, jeśli rodzice mieszkają blisko przychodni, powinni udać się do lekarza.. Mam świadomość, że telefon od rodziców jest subiektywną oceną sytuacji, ponieważ mogą nie mieć wiedzy medycznej. Każde zdarzenie, które dotyczy ich dziecka będzie inaczej odbierane przez nich i inaczej przez osoby postronne. Jeżeli wpłynie do nas skarga, na pewno ją rozpatrzymy – powiedziała Wiesława Welke, przewodnicząca Okręgowej Rady przy Izby Pielęgniarek i Położnych w Koninie.
Według naszych informacji rodzice już wysłali skargę do Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych w Koninie. W tej chwili trudno jest powiedzieć, kiedy zostanie ona rozpatrzona. Sprawie będziemy się przyglądać. O rozstrzygnięciu poinformujemy.
Dla mnie to rodzice są niepoważni. Położna miała rzucić wszystko i przyjechać do dziecka bo pan tata tak chce? W przypadku gdy dziecko sinieje dzwoni się na pogotowie. Wykazali się skrajną nieodpowiedzialnością. Warunki w domu też pozostają wiele do życzenia. Puszka farby majątku nie kosztuje.
Proszę o nazwisko położnej żebym nie trafiła na taka osobę
anonim-przedstaw się na forum imieniem i nazwiskiem i wówczas proś o nazwisko położnej
Dlaczego Pan czekał tak długo? Jeżeli położna była u innego dziecka czy kogokolwiek to oczywiste jest, że dzwoni sie natychmiast na pogotowie! A tak nawiasem dziecko ma starsze rodzeństwo, więc powinni Państwo być bardziej odpowiedzialni.
Ewidentna wina rodzicow….szkoda poloznej….
Taka służba , jak pielęgniarki tak i policja dopóki komus nie stanie sie cos bardzo poważnego to nie przyjada .
Skoro ktoś dzwoni to potrzebuje pomocy ! Nie dla zabicia czasu !
Ważne ze wszystko jest ok . trzymaj się Kasia !
Czy to położna z Witkowa? ??
Dziecko robi się sine, a tata pół dnia do położnej dzwoni… masakra… w takich sytuacjach na pogotowie się dzwoni… położna nie jest od tego…
dziecko się dusi a oni do położnej, to ich powinni oskarżyć o narażenie zdrowia dziecka
Dać im kur… 500+ dzieciaków pełna chata a farby nie kupią żeby dzieci miały warunki
Oczywiście że wina rodziców. Zamiast do położnej trzeba było od razu do lekarza! Z miejsca odebralabym prawa rodzicielskie tym rodzicom.
Jak dziecko siniało to mogli zadzwonić do kominiarza albo elektryka.Żenująca roszczeniowość rodziców.
Kochani Rodzice,do chorego dziecka trzeba wezwać lekarza, nie położną! Niejednokrotnie osobiście odsysałam gruszką nosek, nie wzywałam położnej.Przydała by się do kąpieli i nauki młodej matki.Wiedzę czerpałam z książki, nie było łatwo.Cała trójka to dziś dorośli mężczyżni i dorosłe wnuki.Piękni,mądrzy i zdrowi.
Bardzo odpowiedzialni rodzice – proponuję medal ZA GŁUPOTĘ od samego Prezydenta. Zaistnieli – fakt, choć zastanawiam się co to ma na celu, bo raczej zrobili z siebie nie ofiary, a pośmiewisko.
Pan na zdjęciu wszystkich za wszystko oskarża, a faktycznie powinien siebie oskarżyć za własną głupotę .Popieram przedmówców., , bardzo roszczeniowy człowiek.Tylko kłamstwo na kłamstwie i krętactwie. jestem za ograniczeniem władzy rodzicielskiej.Ciągle słychać awantury i hałasy , które robi.Trzeba będzie to zgłosić na Policji i w danych instytucjach , w jakich stresowych warunkach te dzieci się wychowują. Ta rodzina z każdym zadziera z właścicielem mieszkania,instytucjami , itd. To konfliktowy człowiek ,min. kłamie,wymyśla , a sobie nie ma nic do zarzucenia , coś takiego???
Aktor ze spalonego teatru.Pieniądze od państwa i dzieci.Od siebie nic.Wziąść się do konkretnej pracy z ubezpieczeniem.