– Kiedy zorientowałam się, że sarenka sama sobie nie poradzi, zadzwoniłam do weterynarza, który współpracuje ze Związkiem Gmin Regionu Słupeckiego. Stwierdził, że skoro sarna jest na mojej działce, to ja jestem za nią odpowiedzialna – mówi zbulwersowana Natalia Bobrowska-Bartkowiak.
Wczoraj, około południa, pani Natalia zauważyła na swojej posesji leżącą sarnę. Zwierze bardzo przestraszone i nie mogło wstać.
– Nie widziałam otwartych złamań, więc otworzyłam furtkę. Sarna ledwie wypełzła. Zadzwoniłam do weterynarza mającego umowę ze Związkiem Gmin Regionu Słupeckiego. Usłyszałam od niego, że ja jestem za nią odpowiedzialna i będę musiała zapłacić za przyjazd, badanie i podjęcie decyzji czy ją leczyć czy zutylizować – opowiada i dodaje, że weterynarz podał jej numer telefonu pod którym będzie później dostępny.
Pani Natalia obserwowała sarnę z nadzieją, że za kilka chwil wstanie o własnych siłach i odejdzie. Tak jednak się nie stało. Zwierzę leżało przemoczone w pobliskim rowie. Zgłosiła tę sprawę również na policję i zadzwoniła ponownie do weterynarza. Jak się okazało, kategorycznie odmówił przyjazdu.
– Postanowiłam zadzwonić do znajomej, która jest weterynarzem. Przyjechała bez wahania – mówi z ulgą w głosie. Faktycznie, na tę pomoc nie trzeba było długo czekać.
Przyjechali z dobrego serca
Po kilku minutach na miejscu pojawiła się weterynarz Agnieszka Potomska-Grajek wraz z ekipą z Gabinetu Weterynaryjnego GRAVET w Słupcy. Po oględzinach sarny zdecydowała o przewiezieniu jej do gabinetu celem przeprowadzenia niezbędnych badań.
– Młoda sarenka była w kiepskim stanie, wyziębiona, w dużym szoku. Po przywiezieniu jej do gabinetu i przeprowadzeniu badań klinicznych okazało się, że zwierzę jest w hipotermii i hipoglikemii, na co wyraźnie wskazują wyniki krwi. Sarna jest też odwodniona. Dodatkowo wykonaliśmy zdjęcia RTG, dzięki którym stwierdziliśmy, że na szczęście nie ma żadnych złamań. Myślę, że po podaniu ciepłych płynów i glukozy z tego wyjdzie – opowiada lekarz.
Niektórych może zaskakiwać fakt, że zespół z prywatnego gabinetu weterynarii, w przeciwieństwie do lekarza mającego umowę ze ZGRS, bez wahania zdecydował się udzielić pomocy młodej sarnie i to całkiem nieodpłatnie.
– Zrobiliśmy to z dobrego serca, ponieważ żal nam jest takich zwierząt. Ze zdziwieniem przyjęliśmy informację, że są ludzie, którzy mogli by pomóc, ale nie chcą tego zrobić. Dlatego właśnie podjęliśmy się leczenia tego zwierzątka – oświadcza Agnieszka Potomska-Grajek.
Co dalej stanie się z sarną? Jak zapewnia właścicielka gabinetu, jeżeli zwierzę będzie nadawało się do tego, żeby samodzielnie żyć i funkcjonować, za pośrednictwem myśliwych, zostanie wypuszczone do lasu. Jeśli będzie wymagało dłuższego leczenia stacjonarnego, o przechowanie sarny poproszą znajomą, która ma mini zoo.
Dlaczego nie przyjechał?
Jak udało nam się ustalić, lekarz mający umowę ze Związkiem Gmin, zgodnie z obowiązującą ustawą, nie musiał przyjeżdżać do tego zdarzenia. Jego umowa obejmuje tylko bezdomne zwierzęta domowe i gospodarskie. Weterynarz musi też zapewnić całodobową opiekę weterynaryjną zwierzętom, które uczestniczyły w wypadkach drogowych. Co zatem należy zrobić, kiedy dzikie zwierzę znajdzie się na naszej posesji? Zwierzętami dzikimi zajmuje się poszczególne koła łowieckie. Takie przypadki należy zgłaszać właśnie do nich. Numery telefonów dostępne są w poszczególnych urzędach miast i gmin.
Mój pies 14 letni kilka lat temu zdychał w potwornych męczarniach wył skomlał coś się z niego sączyło nie miałam czym go zawieść do weta więc zadzwoniłam powiedział że nic na to nie poradzi a usypiać go nie będzie bo za dużo z tym formalności i tak pies po 3 dniach w męczarniach zdechł (nie chodzi tu o opisanego weta tylko o weta z mojej zapyziałej gminy)do dziś jak sobie przypomnę to aż płakać się chce
Z usypianiem w przypadku ciężkiej choroby nie ma formalności. Poza tym istnieje coś takiego jak taksówki, można poprosić sąsiada a nie patrzeć jak zwierzę umiera. Ciekawe czy kogoś ze swojej rodziny też byś tak zostawiła bo nie masz własnego samochodu…
Sorry, ale przez trzy dni, nawet nie mając samochodu, załatwiłbym transport nie mogąc patrząc na opisywane przez Ciebie męczarnie zwierzaka. Do kogo masz pretensje? Możesz mieć tylko do siebie.
Taaa jasne na pewno ty byś zawiózł /ła starego wyleniałego i sączcym z zadka jakiś płynem dużego psa już to widzę każdy jest dobry tylko w krytykowaniu.
Agadzam się ją bym rowerem nawet zawiozl. Co za ludzie.
Agusia jestem dumna z ciebie .Przypomniała mi sie „moja sarenka” uratowana przez dziadka w sroga zimę i karmiona przeze mnie butelką ze smoczkiem.Ciocia Ela
Lekarze do ludzi nie maja czasu jesli chodzi o NFZ a co dopiero do zwierząt. Prywatnie to zaraz cie przyjmą . A walcza o większe wyplaty , tylko za co? tak samo pracują w swoim zawodzie jak my wszyscy.
Bardziej przjmują się sarenkami, niż ludzmi, którzy umierają pod szpitalem czy ośrodkiem zdrowia, nazywa się to odhumanizowanie.
Dokładnie!
Pomijajac fakt czy wet który ma podpisaną umowe ze Związkiem Gmin powinien przyjechać czy nie to ten pan jest znany ze swojego niemiłego wrecz bezszczelnego podejścia do ludzi.
Skandal Ktos powinien sie tym zainteresowac
Żenada wszyscy wiecie o kogo chodzi o doktorka który nazywa się lekarzem Zwierząt kolejny z partii karierowicz.
A jak ten doktorek sie nazywa bo ja nie wiem ?
Niestety z doświadczenia (hodowla) wiem, że źle to wróży sarna ze zwierząt płowych jest najbardziej delikatna i nie sądzę, żeby z tego wyszła, ale miejmy nadzieję ze będzie dobrze…
Czyli jednak
TO JEST REKLAMA
artykuł sponsorowany ?
przecież nie o sarne tu chodzi