Od ponad roku funkcję kierownika Klubu 3. Skrzydła Lotnictwa Transportowego w Witkowie pełni Michał Szmydt (30 l.). Już na początku swojej pracy obrał sobie jasny cel – wskrzesić miejsce, które w przeszłości tętniło życiem. W rozmowie z naszym dziennikarzem opowiada m.in. o celach, nieczynnej sali widowiskowej, przepisach podcinających skrzydła, styczności z wojskiem i sympatii do pracy.
Pełni pan funkcję kierownika Klubu od 1,5 roku. Jakie cele stawiał sobie pan, obejmując to stanowisko?
Przychodząc tutaj nie wiedziałem czym tak naprawdę jest praca w klubie wojskowym. Początkowe założenia były takie, aby nie robić tutaj rewolucji, nie znając specyfiki tego miejsca. Nie chciałem być Magdą Gessler, również dlatego, że nie jestem witkowianinem,
więc w pierwszej kolejności należało poznać lokalną społeczność i jej oczekiwania. Nie ukrywam, że pomysły były ambitne. Życie to zweryfikowało. Jednym z powodów jest brak możliwości korzystania z sali widowiskowej, która w przeszłości była centralnym punktem tego miejsca.
Co jest powodem tego, że sala widowiskowo-kinowa jest praktycznie martwa?
Niestety nie spełnia wymogów przeciwpożarowych. Zastrzeżenia dotyczą w pierwszej kolejności podwieszonego na linach antystatycznych sufitu oraz foteli teatralnych. Gdyby nie wszystkie te mankamenty blokujące salę, ta z pewnością tętniłaby życiem. Mamy tam 450 miejsc, olbrzymie zaplecze dla artystów, kulisy i przede wszystkim scenę. Pukamy do wielu drzwi, aby wskrzesić to miejsce, ale wymaga to czasu. Sala potrzebuje dużego remontu, który z pewnością pochłonie pokaźne środki finansowe.Nie ukrywam, że brak czynnej sali jest największą bolączką Klubu. Gdyby to zależało tylko ode mnie, to sam wziąłbym narzędzia, zakasał rękawy i rozpoczął remont.
Cały wywiad przeczytasz w aktualnym numerze Kuriera.