– Gdy lekarz w końcu mnie przyjął pytał, dlaczego tak późno przyszłam. Problem w tym, że byłam kilka godzin wcześniej na izbie przyjęć, ale nikt mi tam nie pomógł – pani Renata skarży się na słupecki szpital.
Pani Renata ma żal za to, jak trzy tygodnie została potraktowana na izbie przyjęć. – W czwartek, nie wiadomo dlaczego, zaczęła mocno puchnąć mi noga, w okolicach kostki. Miałam nadzieję, że do rana mi przejdzie, ale następnego dnia było jeszcze gorzej. Rano zgłosiłam się do swojego lekarza rodzinnego. Zastosowałam zapisane leki, ale noga nadal puchła. Ok. godz. 15.00 spuchnięta była po kolano. Fatalnie się czułam, nie mogłam się wysłowić, bo język mi się plątał. Odebrałam dzieci ze szkoły i poszłam do szpitala, na pogotowie, żeby dali mi zastrzyk. Wiem, że jestem uczulona i wiedziałam, że taki zastrzyk mi pomoże. Na izbie przyjęć lekarz powiedział mi, żebym poszła do lekarza rodzinnego, albo przyszła do szpitala po godz. 18.00. Tłumaczyłam, że byłam już u lekarza rodzinnego i zapisane przez niego leki nie pomogły. Czułam się coraz gorzej. Wystraszyłam się, że coś złego zaraz mi się stanie, a miałam pod opieką dzieci. Prośby na nic się zdały, lekarz odprawił mnie z kwitkiem – opowiada pani Renata.
Na pogotowie zgłosiła się ponownie po godz. 18.00. Dyżur pełnił inny lekarz. – Bez problemu mnie przyjął. Był bardzo zdziwiony, dlaczego wcześniej nie przyszłam. Mówiłam mu, że byłam ok. 15.00, ale dyżurujący na izbie lekarz nie chciał mi pomóc – wspomina pacjentka. – Do lekarza, który przyjął mnie po 18.00 nie mam żadnych zastrzeżeń. Jestem mu wdzięczna, bo faktycznie mi pomógł, opuchlizna zaczęła schodzić. Mam jednak duży żal do lekarza, który wcześniej dyżurował na izbie. Rozumiem, że mają tam swoje procedury, ale wystarczyłoby, żeby podali mi ten zastrzyk i byłoby po sprawie. Naprawdę bałam się, że za chwilę może mi się stać coś złego. Bałam się o trójkę dzieci, które miałam wtedy pod swoją opieką – mówi pani Renata.
O komentarz do sprawy poprosiliśmy dyrekcję słupeckiego szpitala. Jan Woźniak, wicedyrektor ds. lecznictwa zwraca uwagę na jasno określone zasady funkcjonowania izby przyjęć. – Służy ona pacjentom, którzy mają skierowanie na konkretny oddział lub wymagają pilnego przyjęcia do szpitala. To nie jest „wysunięte ramię” lekarzy rodzinnych – podkreśla wicedyrektor. – Z relacji pacjentki wynika, że chciała tylko otrzymać zastrzyk. Jednak lekarz nie może na życzenie pacjenta zrobić zastrzyku. Musi zbadać, zobaczyć, co dokładnie się dzieje, by móc podjąć dalsze decyzje. Musi zatem udzielić porady. Tymczasem system działa tak, że na izbie przyjęć porad się nie udziela. To wszystko leży w kompetencji lekarza rodzinnego, dlatego takich sytuacjach, jak ta opisana, do godz. 18.00 należy zgłaszać się właśnie do lekarza rodzinnego. Po godz. 18.00 oraz w dni świąteczne porad udzielają lekarze dyżurujący w naszym szpitalu, w ramach świadczonej nocnej i świątecznej opieki medycznej – tłumaczy Jan Woźniak.
W slupeckim szpitalu na przyjecie i jakim kolwiek zainteresowaniu sie czlowiekiem chorym z bolami trzeba miec zdrowie i pieniadze. Zero współczucia lekarze wszyscy bez wyjatku na kuruniuwke i obsługa. Zenada za co te marne pieniadze biezecie . Was Hipokrates omonol takom przysiege skladaliscie wstyd i chanba w piz….do wymiany wszyscy bez wyjatku tak jak rodzinni w chipokratesie. Ale widac starosta na to pozwala. Pozdrowienia do Pana.. Starosty G.J.
Odpowiedź powinna dotyczyć braku kompetencji lekarza , który naraził pacjentkę na ryzyko a nie na wyjasnianiu systemu. Szkoda, że tak cynicznie to wygląda.
Izba przyjęć miałam przyjemność w tamtym roku jak wuja dostał udaru mózgu siedzieli i przeglądali se telefon y komórkowe a wujem niemal kto się zająć dopiero jak zwróciłam uwagę to powiedziała jedna pani że trzeba jechać na badania głowy ale nie ma kto poprosiłam o wózek i pojechałam zanim sama ajak wróciliśmy to poprosiłam o przewiezienie go na oddział do Konina i żałowaliśmy z mężem że odrazu nie zawieźliśmy go do Konina
Bez komentarza. Jeśli chodzi o izbę i personel porażka.. Niewolno im w jakikolwiek sposób przeszkadzać w jedzeniu piciu kawy oni mają czas.
Powinna ta pani iść do ambulatorium do lekarza rodzinnego. Na izbie przyjęć ratują życie. Tam musi być procedura ratowania a nie podawania zastrzyku. Izba przyjęć powinna być do zagrożenia życia a po zastrzyk na kolano to do rodzinnego lub specjalisty w poradni. Szpital to nie SPA.
Bo akurat przychodnia by miała taki zastrzyk i na 100%wysłali by ją do szpitala a szpital do rodzinnego i tak w koło Macieju. Dobrze że tej pani nic się nie stało
Skoro lekarz rodzinny nie pomógł to do niego trzeba było pójść. W szpitalu ratują życie a u rodzinnego leczą opuchlizny na nodze.
TYLKO, ZE DO LEKARZA RODZINNEGO CZASEM CZEKA SIE 2 DNI TAK TO DZIAŁA.
Tobie powinni zabrac glos, nie tylko rozsadku.
Nie ma żadnego pogotowia. To relikt myślenia. Od takich spraw jest lekarz rodzinny. Trzeba było tam iść. Po 18 w Szpitalu przyjmuje awaryjny rodzinny i tam udzielono pomocy. Po co było czekać jak od razu trzeba było pójść do swojego rodzinnego. Gdy karetki jeździłyby do kataru to warto pomyśleć co byłoby z ludźmi z zagrożeniami życia. Noga puchnie to do rodzinnego a jak rodzinny nie chciał przyjąć to zmienić przychodnię.
To co powie Pani na to że karetka po chorą z błędnikiem nie chce przyjechać, przywożę ją sam na pół rozłożonych siedzeniach, kobieta w transporcie dusi się własnymi wymiocinami, kto widział chorego z błędnikiem wie o co chodzi. Kiedy dotarliśmy w końcu na izbę przyjęć to mysieliśmy czekać 3 godziny ponieważ karetki przywiozły trzy pijane kobiety a jak sama Pani wie transporty ratunkowe obsługiwane są poza kolejnością. Proszę się postawić w sytuacji tej kobiety a nie pisać bzdury o katarze!
Powinna mieć żal do siebie że nie wróciła do przychodni. IZBA PRZYJĘĆ to miejsce gdzie się przyjmuje do szpitala. Chciała się położyć do szpitala?! Jeśli nie to trzeba było iść do rodzinnego do przychodni lub po 18 do rodzinnego przy ZOZ a nie do szpitala. Proste.
Dla mnie to ewidentna wina rodzinnego lekarza że nie dał zastrzyku tylko poradę i maści. A tak naprawdę trzeba było wezwać pogotowie a nie winić szpital. Takie mamy procedury
Jakby p. (..) miał w tym czasie cięzki wypadek a karetka wiozła by chorego z lekkim schorzeniem to co?Nie ma takich procedur.W karetce przewaznie jest ratownik,ktory nie ma uprawnień do leczenia tak jak lekarz i przewozi prawie wszystko do szpitala
Q-a to wy leczycie, czy macie procedury?
Żeby o czymś pisać trzeba mieć wiedzę.W zwiazku z błędamii popełnianymi przez lekarzy wprowadzono w Kanadzie i USA przed kilkudzisięcioma laty procedury( wiszace na ścianie) pokazujące krok po kroku sposób diagnostyki i leczenia aby nie dochodziło do pomyłek.Wykonanie wszystkich procedur chroniło lekarza przed odpowiedzialnością nawet w wypadku śmierci pacjenta i sąd nie mógł zasadzić nawet wielomilionowych odszkodowań.Przydałoby się to w Polsce.
@Bolek W Kanadzie na izbie przyjec ze zlamana noga czekasz kilka godzin na lekarza. Do tego doprowadzily ich procedury. W USA zaopiekuja sie toba natychmiast i twoim kontem.
Do xYz
Całkowite niezrozumienie tego co piszę.Procedura medyczna służy do prawidlowego rozpoznania i leczenia chorobyNie ma nic wspolnego z organizacja pracy
Zupełnie niedawno Pani Agnieszka Pachciarz wspominała,że poprawa sytuacja szpitala w Słupcy mogłaby się poprawić dzięki większej ilości udzielanych świadczeń ambulatoryjnych. Zatem czy ten przypadek nie jest przykładem takiego świadczenia? Czy mógłby ktoś rozwiać moje wątpliwości.
Jednych i drugich winna każdy wie i tak co dzieje na izbie przyjęć ja sama miałam przyjemność poznać i żadnych dobrych słów nie mogę powiedzieć o tym szpitalu .