Można powiedzieć, że jest człowiekiem który zaledwie w kilka godzin ożywił nasze miasto, wzruszył do łez publiczność i pomógł potrzebującym. Witkowianin, Maciej Chmielewski zorganizował w ostatnich dniach piękny koncert charytatywny, o którym pisaliśmy przed tygodniem. Dziś przedstawiamy sylwetkę żołnierza, muzyka, dobroczyńcę, który jest postacią nietuzinkową.
Na wstępie proszę o kilka słów o sobie.
Jestem żołnierzem 33 Bazy Lotnictwa Transportowego. Jestem absolwentem kierunku fizjoterapia. Zawsze chciałem pomagać innym. Wojsko mocno dociska psychikę. Muzyka to sposób na życie i naturalny antydepresant.
Po kim odziedziczyłeś ten wyjątkowy głos? Twój brat też ma wielki talent muzyczny.
Myślę, że mam normalny głos – więcej we mnie emocji. Skończyłem szkołę muzyczną pierwszego stopnia, obecnie nadal do niej uczęszczam, wracając do niej po kilkunastu latach. Mój brat to prawdziwy artysta. Ma bardzo ładną barwę i świetny materiał, z którym wyjdziemy do ludzi.
Miałeś sporą tremę przed występem. Wszystko poszło jednak doskonale. Twój śpiew wbijał w fotel…
Trema była wielka, jednak już od najmłodszych lat ją miałem. Ona jest moją siłą. Walczę z nią do piątego dźwięku, który z siebie wydaję. Później jestem już ponad wszystkim i wszystkimi. Kiedy jestem na scenie w Witkowie moja dusza i ciało płacze. Jest mi przykro, że w naszym mieście jest tak betonowo. Ludzie w małym mieście są tak daleko od siebie.
Więcej w Kurierze.
Zdjęcie: fotostube