Kiedy go poznała była przekonana, że spotkała mężczyznę swojego życia. Sielanka nie trwała jednak długo. Pełen awantur związek zakończył się w nocy, kiedy Monika wbiła Zbyszkowi nóż w okolice serca. Pochodząca ze Słupcy 40-latka na pierwszej rozprawie ze szczegółami opowiedziała o ich wspólnym życiu oraz chwili, kiedy w akcie desperacji chwyciła za nóż.
Monika Z. poznała Zbigniewa K. kilka lat temu. Była w bardzo ciężkim dla siebie okresie życia. Dopiero co pochowała mamę, która zmarła na raka. Mieszkała w Słupcy razem z ojcem, który po śmierci żony zaczął coraz więcej pić. – Byłam bardzo załamana, potrzebowałam bliskości – wspomina 40-latka. Właśnie wtedy w jej życiu pojawił się Zbyszek. Zakochała się w nim. Była przekonana, że spotkała mężczyznę swojego życia. Kiedy zaproponował jej, by wprowadziła się do niego, do domu w Budzisławiu Górnym, chwilę się wahała. Nie chciała zostawiać ojca samego w Słupcy. Zbyszek jednak przekonywał ją, że w Budzisławiu będzie im się dobrze żyło. W końcu się zgodziła. – Na początku rzeczywiście było wspaniale – przyznaje Monika. Sielanka nie trwała jednak długo. Coraz częściej w ich domu wybuchały awantury. Monika twierdzi, że wszczynał je Zbyszek. – Z czasem zaczął pokazywać swoją agresję. On był furiatem, bez powodu, albo z zupełnie błahej przyczyny wpadał w szał – 40-latka mówi dziś o swoim ukochanym.
Podczas trwającego kilka lat związku Monika kilka razy wyprowadzała się Zbyszka. Wracała wtedy do Słupcy, do rodzinnego domu. – Po śmierci mamy ojciec się rozpił, zrobił z domu melinę. Mimo to uciekałam tam, bo nie miałam gdzie się podziać – mówi. Za każdym razem jednak wracała do Budzisławia, do Zbyszka. Dziś twierdzi, że on ją od siebie uzależnił. – Miałam wobec niego dług wdzięczności za to, że wyciągnął mnie z dołka po śmierci mamy. Poza tym, ciągle mi wmawiał, że bez niego nie dam sobie rady. Faktycznie w to wierzyłam, dlatego nie potrafiłam od niego odejść – tłumaczy kobieta. Będąc ze Zbyszkiem Monika zdecydowała się sprzedać rodzinny dom. Za część pieniędzy kupiła ojcu mieszkanie, również w Słupcy. Pozostałą kwotę przeznaczyła na bieżące wydatki. Jak twierdzi, to ona płaciła alimenty Zbyszka (mężczyzna był po rozwodzie, miał córkę), kupiła samochód i utrzymywała dom, kiedy jej partner tracił kolejne prace. Ich relacje nadal jednak były złe. Monika w sądzie mówiła o piekle, którego doświadczała ze strony partnera. – Wyzywał mnie od ku…. W zasadzie to słowo z czasem stało się moim drugim imieniem, bo tak nazywał mnie nie tylko on, ale i jego rodzina. Szarpał mną, potrafił rzucić na ścianę, kopnąć, ciągnąć za włosy do innego pomieszczenia. Potrafił mnie wystawić za furtkę, w samej koszuli nocnej, po czym ileś godzin czekałam, aż wpuści mnie do domu. On uważał mnie za swoją własność. Mimo wszystko nadal go kochałam, nie widziałam jego wad. Szukałam winy w sobie, siebie chciałam zmieniać, bo uważałam, że to wszystko dzieje się przeze mnie – Monika tłumaczyła w sądzie. Jakiś czas po tym, jak jej ojciec popełnił samobójstwo, zastanawiała się nad tym, żeby przenieść się do mieszkania w Słupcy. Zbyszek namówił ją jednak, żeby zostali w Budzisławiu.
W nocy z 28 na 29 października zeszłego roku w ich domu doszło do kolejnej awantury. Zarówno Monika, jak i Zbigniew byli pod wpływem alkoholu. – W zasadzie to był jego monolog pod moim adresem. Bardzo go denerwowało, że stałam się wobec niego obojętna. Między słowami burknęłam do niego, że przestają go kochać. Na co on podszedł do mnie, chwycił za włosy i powiedział „zaraz rozje… ci ten ku…wski ryj”. Złapałam co miałam akurat pod ręką i uderzyłam go – opisywała w sądzie 40-latka. Pod ręką znajdował się nóż kuchenny. Monika wbiła go w okolice serca partnera. Zdołał zrobić tylko kilka kroków, po czym przewrócił się na podłogę. Cios okazał się śmiertelny. Załoga karetki pogotowia, który przyjechała na wezwanie Moniki nawet nie próbowała reanimować mężczyzny. Plamy opadowe na jego ciele świadczyły o tym, że od co najmniej pół godziny nie żył. Monika tej samej nocy została zatrzyma. Z zarzutem zabójstwa trafiła do aresztu. W poprzedni poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Koninie ruszył jej proces. Przyznała się do zabójstwa partnera i złożyła obszerne wyjaśnienia. Opowiadała o ich związku oraz nocy, w której doszło do tragedii. Twierdziła, że chwilę przed tym, jak ugodziła partnera nożem, on nie tylko chwycił ją za włosy i wulgarnie się do niej odezwał, ale także próbował z nią współżyć. Na pytanie sądu, dlaczego nie wspomniała o tym podczas śledztwa stwierdziła, że chciała chronić jego dobre imię.
Na pierwszej rozprawie sąd przesłuchał najbliższą rodzinę zamordowanego mężczyzny. Pewne jest, że relacje Moniki z bliskimi Zbyszka były złe. Trudno jednak stwierdzić, kto był temu winien. Monika twierdziła, że rodzina partnera, która mieszkała na tej samej ulicy, kilkadziesiąt metrów dalej, od początku jej nie zaakceptowała. Mówiła też, że próbowała szukać u nich pomocy, kiedy w domu dochodziło do awantur, ale bezskutecznie. – Z ich strony było nękanie. Ciągłe wyzwiska, intrygi, podglądanie co robię, gdzie i po co idę. Bardzo przykre rzeczy – Monika opisywała zachowanie rodziny jej partnera. Z kolei bliscy mężczyzny mieli żal do Moniki, że ograniczała Zbyszkowi kontakty z rodziną. – Nie kazała mu do nas przychodzić. Jak przychodził to po kryjomu – mówili rodzice mężczyzny. Cała rodzina uważa, że Monika miała ogromny wpływ na Zbyszka, że on robił wszystko to, co na mu kazała. Dobre relacje początkowo Monika miała z bratową Zbyszka. To jej zwierzała się z tego, że w domu coraz częściej dochodzi do awantur. – Ale ona była tak pod wpływem tej rodziny, że nie potrafiła mi pomóc – Monika mówi o bratowej. Bratowa przyznaje, że około rok przed tragedią Monika zaczęła jej się zwierzać, ale nigdy nie mówiła o tym, że Zbyszek ją bije. Nigdy też nie widziała na jej ciele żadnych obrażeń. Z czasem kobiety spotykały się coraz rzadziej. Jak twierdzi bratowa, przez to, że Monika często była pijana. – Ona tylko sporadycznie była trzeźwa. Przeważanie znajdowała się pod wpływem alkoholu – zeznała w sądzie bratowa. Nie miała wątpliwości, że właśnie alkohol był przyczyną awantur w domu Moniki i Zbyszka. – Na początku relacje między nimi były normalne. Potem, jak alkohol uderzył do głowy, były kłótnie – ocenia bratowa. Rodzina Zbyszka w sądzie przedstawiała Monikę w bardzo złym świetle. Opowiedzieli m.in. sytuację ze świąt, kiedy jej ojciec, po wizycie u niej, na pieszo wracał z Budzisławia do Słupcy. – Syn przyszedł do nas z płaczem, żeby go odwieźć – wspomina mama Zbigniewa. Opowiedziała też o sytuacji, kiedy zaniosła synowi flaki na obiad, a Monika je wylała. – Cała rodzina mówiła Zbyszkowi, żeby się rozstał z Moniką, ale on mówił, że tego nie zrobi, bo bardzo ją kocha. Nie kazał złego słowa na nią powiedzieć – mówiła w sądzie bratowa zamordowanego mężczyzny. Sama Monika, podczas każdego przesłuchania również podkreślała, że cały czas – mimo licznych awantur – kochała Zbyszka i nigdy nie chciała mu zrobić krzywdy.
Na rozprawach w poniedziałek i wtorek sąd, prócz rodziny zamordowanego mężczyzny, przesłuchał załogę karetki pogotowia i policjantów. Wyrok jednak jeszcze nie zapadł. Być może poznamy go po kolejnej rozprawie, którą wyznaczono na koniec listopada. Za zabójstwo Monice Z. grozi od 8 lat do dożywocia.
Toksyczny związek, uzależnianie jeden od drugiego, złe doświadczenia z poprzednich związków, kłopoty zdrowotne ale i alkohol w rodzinie to wszystko to mieszanka wybuchowa aby stała się tragedia w takiej rodzinie. Nikt im nie podpowiedział aby skorzystali z AA lub pomocy poradni małżeńskiej. Ludzie myślą, że to wstyd lub, że sami poradzą sobie z problemami – jak widać nie zawsze.
Broniła się . I wyszła tragedia .
???