Kilka dni temu miała miejsce kolejna rocznica urodzin najsłynniejszego witkowianina Adama Borysa. O naszym bohaterze napisano już bardzo wiele. My pragniemy dziś spojrzeć na tę wybitną postać oczami nie historyków, czy członków oddziału „Parasol”, ale jego syna, profesora Huberta Borysa – wykładowcy na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, który stał się poniekąd powiernikiem jego bogatej historii.
Gdy w 2001 roku na patrona witkowskiego gimnazjum wybrano Adama Borysa, wielu mieszkańców miasta pytało o kogo chodzi? Niewiedza ta, to efekt prawie półwiecznego milczenia na temat m.in. bohaterów polskiego podziemia okupacji hitlerowskiej, których filarem był właśnie Adam Borys. Dzięki wysiłkom szkoły, która poprzez m.in. uroczyste apele, projekty czy konkursy prowadziła uświadamiającą działalność, kilkanaście roczników młodzieży wie kim był i co zrobił dla naszej ojczyzny cichociemny, dowódca „Parasola”, powstaniec warszawski, patriota walczący o wolność Polski, odznaczony Krzyżem Walecznych i Orderem Virtuti Militari – Adam Borys.
Mój ojciec już w czasie wojny dostał dwukrotnie Krzyż Walecznych i Virtuti Militarii, wiadomo od którego rządu, rządu londyńskiego. Jego czyny wojenne była jak najbardziej zauważone i docenione. Cieszę się, że szkoła spełnia swoją misję i uświadamia młodzieży jak wiele wysiłków i ofiar, także życia, poniosły poprzednie pokolenia abyśmy mogli żyć w suwerennej, niepodległej Polsce. Witkowo wydało wielu bojowników o wolność; powstańców wielkopolskich, żołnierzy Armii Poznań w 1939 roku, a także dwóch cichociemnych.
Historia batalionu „Parasol” dowodzonego przez witkowianina dzieli się na dwa okresy. Pierwszy to trwająca rok walka z prominentami hitlerowskiego aparatu władzy, a drugi to jego udział w Powstaniu Warszawskim. Niestety bohaterstwo żołnierzy po wojnie było negowane przez komunistyczne władze.
„Parasol” miał być po wojnie brygadą spadochronową. Tak był szkolony i przygotowywany. Historia potoczyła się jednak inaczej i zamiast do brygady żołnierze trafili do więzienia. To był tzw. chichot historii. Te zamiary, które miał rząd londyński i polskie państwo podziemne zostały całkowicie wywrócone przez Jałtę i Teheran. Przez zostawienie nas, całej Polski w rękach ZSRR. Po wojnie, jeżeli była nawet pewna pamięć o wojnie, o powstaniu, AK, czy działalności partyzantów to na pewno obowiązywał jeden kanon – nie wymieniać nazwisk dowódców. Oni byliby autorytetami. Zamiast tych autorytetów, chciano wysunąć inne – komunistyczne. Powstała fałszywa teza, że bohaterska postawa młodzieży i ich wola walki była blokowana przez dowództwo AK. Absolutnie nieprawdziwa i fałszywa. Każda armia, a Armia Krajowa była armią ochotniczą, potrzebuje dowódców i kadry oficerskiej, i to jak najbardziej doświadczonej .
Było ich zaledwie 316, jednak ich dzieje stanowią złotą kartę w historii Polski. Spadochroniarze Armii Krajowej, bo o nich właśnie mowa, tworzyli jedną z najbardziej elitarnych grup żołnierzy II wojny światowej. Wśród nich był również Adam Borys.
Ponieważ straty wojenne z kampanii wrześniowej, Katyń, emigracja oficerów wojskowych na zachód pozbawiły państwo podziemne i AK kadry dowódczej, dlatego zaczęto zrzucać cichociemnych. Byli to skoczkowie spadochronowi przebywający w Anglii, przeszkoleni na bardzo intensywnych kursach w Szkocji w kierunku dywersji, ale także umiejętności fachowych; minerki, taktyki itd. zrzuceni do Polski.
Za życia z wiadomych powodów pana ojciec nie mógł czuć się należycie doceniony za swoją działalność na rzecz ojczyzny.
Wydaje mi się, że w swoim środowisku, zarówno tym akowskim, jak i w środowisku naukowym był jak najbardziej zauważany i doceniany. Wiadomo, że w ustroju socjalistycznym ceniono głównie posłusznych, a nie ludzi z osobowością, wiedzą. To nie była epoka, żeby doceniać autentyczne zasługi.
Jeszcze w latach 80-tych był członkiem naszej lokalnej społeczności. Można było go spotkać na ulicy, w sklepie, czy siedzieć obok niego w kościelnej ławce. Niewielu chyba mieszkańców Witkowa, zdawało sobie sprawę z tego, że mają do czynienia z kimś tak wyjątkowym.
Ojciec bardzo mało mówił o wojnie. Sam się często zastanawiam dlaczego tak było. Ja tego nie mogę do końca rozszyfrować. Myślę, że niewielu witkowian wiedziało czym zajmował się mój ojciec w czasie wojny. Nie zostawił żadnej relacji, nie udzielał wywiadów, nie angażował się w działalność związków kombatanckich. Koncentrował się raczej na pracy zawodowej, nawet kosztem rodziny. Myślę, że żyjąc po wojnie w Witkowie, chciał się tu czuć jak przed wojną. W Niechanowie, czy w Witkowie było jego gniazdo. Tu mieszkała jego rodzina, która miała firmę mleczarską.
Pan Adam wiele czasu poświęcał pracy…
Rodzina Borysów ma pochodzenie chłopskie i doprawdy, my się nie wstydzimy pracować. Mój tata przyjeżdżał w sobotę po pracy, zakładał gumiaki i szedł do ogrodu. Był taki okres w latach 1952-54, gdy był wyrzucony z pracy, że rodzice utrzymywali się tylko z produkcji ogrodniczej i dzierżawy ziemi. Nawet zabrano mu w czasach stalinowskich rentę inwalidzką. Uważał, że dla swoich synów taka praca w ogrodzie to bardzo dobry środek wychowawczy.
Po zakończeniu wojny nie tracił czasu na rozpamiętywanie przeszłości, szybko założył rodzinę.
W 1945 roku w maju, Adam Borys przyjechał wraz z przyszłą żoną prosto z obozu do Niechanowa, gdzie 15 maja wzięli ślub. Moja mama był w obozie dyplomowaną pielęgniarką. Została z własnej woli wywieziona po powstaniu z Warszawy razem z rannymi powstańcami po kapitulacji powstania. Tam poznała mojego tatę. Był to obóz szpital Zeithein w Saksonii. Owocem im związku byłem ja, moi trzej bracia i siostra. Mój ojciec pochodził także z licznej rodziny – miał czterech braci i dwie siostry. On był trzeci w kolejności. Najmłodszy brat był 20 lat młodszy od niego. W zeszłym roku zmarł w Meksyku, był profesorem fizjologii roślin wyższych uczelni w Poznaniu, a potem w Chapingo i Puebli.
Po ślubie i krótkim odpoczynku ruszył w poszukiwaniu pracy.
Miał jeszcze fałszywą kenkartę na nazwisko Adam Gałecki z prawdziwą datą urodzenia, ale reszta danych była fałszywa. Pojechał do Warszawy. Od 1 lipca 1945 roku miał zacząć pracę w Instytucie Gospodarstwa Krajowego w Bydgoszczy. Dlatego w Bydgoszczy, bo Warszawa była zrujnowana. Tam miał objąć pracownię białka zwierzęcego, czyli mięsa. Ojciec nie miał postawy przeciwnej komunistom. On chciał pracować zawodowo. Był inwalidą po ciężkich przejściach fizycznych i psychicznych. Jego rana nie chciała zagoić się przez kilka lat. Przez całe dalsze życie towarzyszyły mu bóle fantomowe. Unikał polityki, nie miał z góry założonego negatywnego stosunku do tego nowego ustroju. Z właściwym mu poczuciem humoru określał go „ten eksperyment”. Widział siebie jako fachowca, który będzie służył krajowi. Ponieważ przed wojną zaczął pracę zawodową, był znany w środowiskach i naukowych, i przemysłowych. Jego działalność była na styku nauki i techniki. Tam go chcieli ściągnąć ponieważ kadry z wyższym wykształceniem ogólnie brakowało. Wiedzieli, że to jest inteligentny człowiek z pewnym doświadczeniem zawodowym. 28 czerwca pojechał do Warszawy, żeby wybadać możliwość leczenia ręki. Ciągle łudził się, że jest szansa, żeby ją uratować. Tam po pierwszym spotkaniu z żołnierzami „Parasola” został zatrzymany i przewieziony do więzienia na Rakowiecką. Tak wyglądało, jakby na niego czekali. „Ujawnił” go płk. Jan Mazurkiewicz „Radosław”, z którym go konfrontowano, również aresztowany. Został zwolniony we wrześniu 1945 roku na podstawie dekretu o tzw. „amnestii”. Był tak wyczerpany i osłabiony, że ledwo się poruszał. Moja matka czekała na męża u swojej matki pod Warszawą. Oczekiwała dziecka. Była załamana. Złośliwcy mówili, że ten bandyta ją zostawił. Pojawił się w stanie strasznym. Okazało się, że sprawy przedstawiały się zupełnie inaczej. Areszt śledczy UB na Rakowieckiej był miejscem masowego mordu na akowcach i żołnierzach powojennej konspiracji niepodległościowej. Tortury, nieludzkie krzyki męczonych ludzi (także kobiet), wywożenie nocą ciał było stałą praktyką UB, sterowanego przez „przyjaciół” z Moskwy. Tatę na pewno torturowano. Jego stan się bardzo pogorszył. Zaczął jednak pracę w Bydgoszczy.
Amnestia nie oznaczała końca kłopotów pana ojca?
Amnestia była warunkiem, żeby poznać struktury dowódców AK. Ojciec był na widelcu, pod stałą obserwacją bezpieki także w Witkowie. Wiem, kto z Witkowa był donosicielem UB, ale nie będę o tym mówił, bo mieszka tu teraz jego rodzina. Jego donosy były publikowane w pewnej gazecie.
Jednak udało mu się jakoś wyjechać do Stanów Zjednoczonych, co w przypadku byłego żołnierza podziemia było czymś niewiarygodnym.
Władze ministerstwa chciały rozwinąć eksport żywności. Z ramienia UNRR-y wyjechał w 1946 roku do USA i Wielkiej Brytanii. Zapoznawał się z normami żywnościowymi.
Ot tak go puścili?
Były pewne obawy. Chcieli jako zakładników zabrać dwóch najstarszych synów do domu dziecka, ale ojciec się nie zgodził. Ojciec dawał gwarancję że wróci.
Po powrocie wcale jednak łatwo nie było?
Tata został naczelnym inspektorem standaryzacji, która kontrolowała żywność eksportowaną na zachód. W 1948 roku Radkiewicz w sejmie ogłosił, że żołnierze Parasola utrzymują więź konspiracyjną. Ekshumację ciał poległych powstańców, pochowanych w przypadkowych miejscach uznano za działalność konspiracyjną, wymierzoną w nowy ustrój. Był to oczywiście tylko pretekst do masowych aresztowań w styczniu 1949 członków Szarych Szeregów. Potem został zwolniony z pracy. Nie mógł zrobić doktoratu na żadnej uczelni,. Osiadł w Witkowie. Żyliśmy bardzo nędznie. Moi rodzice bardzo ciężko pracowali, utrzymywali się z upraw rolniczych i ogrodniczych.
Nastały w końcu lepsze dni?
W 1954 roku dostał pracę w Centralnym Laboratorium Przemysłu jajczarsko-drobiarskiego po interwencji profesora Jana Kielanowskiego, który w radiu powiedział że jeżeli tacy fachowcy jak Adam Borys uprawiają pomidory, to jak ma być dobrze w tej Polsce. To było już po śmierci Stalina, czyli w czasie początku „odwilży”, dlatego udało się ojcu zatrudnić. W 1958 roku został dyrektorem Instytutu Przemysłu Mięsnego w Warszawie. Został także wykładowcą w Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie. Tam wychował 30 magistrantów. W tymże instytucie pracował do emerytury. Był znanym i cenionym fachowcem. Zrobił doktorat, został docentem. Przez uwarunkowania polityczne nie został już profesorem.
Druga część wywiadu już od 22 grudnia w Kurierze.