Wraz z końcem października Elżbieta Jagielska (61 l.) przestanie być kierownikiem Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Witkowie. Po 40 latach pracy szefowa „opieki” zdecydowała się przejść na zasłużoną emeryturę.
Od ilu lat działa pani w szeroko pojętej pomocy społecznej?
Nazbierało się aż 40 lat. Pracę rozpoczęłam w 1977 roku. Wówczas sektor pomocy społecznej podlegał jeszcze pod resort zdrowia. Pracowałam między innymi w Poznaniu i Jarocinie. W Witkowie działam od 1981 roku. Pracowałam wówczas w ówczesnej przychodni – co ciekawe, w tym samym pokoju, który zajmuję teraz. Funkcję kierownika powierzono mi 1993 roku.
Po 24 latach kierownictwa w MGOPS w Witkowie zdecydowała się pani przejść na emeryturę. Skąd ta decyzja?
To dla mnie naturalna kolej rzeczy. Po tylu latach pracy czuję się zmęczona – głównie psychicznie. Jestem wypalona. Czas na odpoczynek. Praca w pomocy społecznej należy do trudnych. Dlatego postanowiłam odejść – również ze względów zdrowotnych. Chcę jeszcze pożyć na emeryturze w dobrym zdrowiu. Zamierzam odpoczywać. Później może znajdę sobie jakieś zajęcie, ale na pewno nie tak odpowiedzialne, jak to obecne.
Podobno burmistrz Marian Gadziński przekonywał panią, aby jeszcze nie odchodziła. To prawda?
Tak, to prawda. Byłam jednak zdecydowana. To była przemyślana decyzja.
Wcześniej przygotowała pani władze Witkowa, że zamierza odejść?
W kilku rozmowach informowałam pana burmistrza, że w momencie osiągnięcia wieku emerytalnego mój czas na stanowisku kierownika dobiegnie końca. Sądzę, że dla władz nie było to zaskoczeniem.
W pani karierze pojawiła się osoba, którą można nazwać wzorem – mentorem?
Była nią Maria Rymiezowicz. Panią Marię spotkałam, kiedy pracowałam już w Witkowie. Zajmowała wtedy stanowisko kierownika wojewódzkiego zespołu. W latach 90-tych była dyrektorem wydziału polityki społecznej w urzędzie wojewódzkim. Odeszła z tego świata w tym roku. Była przede wszystkim bardzo kompetentną osobą. To właśnie swoimi kompetencjami i profesjonalizmem zarażała innych pracowników. Miała świetne podejście do drugiego człowieka. Co ważne, była bardzo lubiana. Była charyzmatyczna, koleżeńska, a przy tym cieszyła się dużym poważaniem i szacunkiem. Wiele się od niej nauczyłam. Wywarła duży wpływ w moim życiu zawodowym.
Jakim trzeba być człowiekiem, pracując w pomocy społecznej?
Przede wszystkim trzeba być odpornym psychicznie. To niezbędny warunek. Oczywiście równie ważne są kompetencje i nieustanne uzupełnianie wiedzy w zakresie przepisów, które bardzo często ulegają zmianie. Na ośrodki pomocy nakłada się coraz więcej obowiązków, dlatego pracy jest dużo. Należy być elastycznym. Ta praca nie opiera się na siedzeniu za biurkiem przez osiem godzin. Wykonywanie obowiązków po godzinach to u nas bardzo częste zjawisko. Trzeba być osobą empatyczną, a równocześnie nie dać się wmanewrować w przeróżne sytuacje. Praca z klientem o trudnej sytuacji wymaga często zachowania chłodnej głowy. Opłakiwanie losu danej osoby w jej towarzystwie nie może mieć miejsca. Mamy być dla niej oparciem, pomocną dłonią.
Było wydarzenie, które wywarło największy wpływ na pani pracy zawodowej?
Trudno wyszczególnić jedno. Było ich wiele. Każda sytuacja jest inna. Widziałam wiele. Najbardziej bolą sytuacje, które dotyczą dzieci i osób nieletnich. Kiedy dzieje się im krzywda, przeżywa się to najbardziej. To swego rodzaju motor napędowy do tego, aby pomóc temu dziecku. W takich sytuacjach trzeba działać szybko, zwłaszcza kiedy wiemy, że w jakimś domu dzieje się źle. Potrzebne jest zdecydowanie, ponieważ każda błędna decyzja odbija się nie tylko na nas, ale i na dziecku.
Bywało, że żyła pani problemami waszych podopiecznych?
Zdecydowanie. Każdy pracownik pomocy społecznej potwierdzi, że zanosimy swoją pracę do domów, do własnego życia. Nie da się zamknąć drzwi od gabinetu i nie myśleć o sprawach, którymi zajmowaliśmy się jeszcze kilka minut temu. Nasz praca trwa cały czas. Jest to szczególnie widoczne w małych środowiskach – takich jak gmina Witkowo, gdzie znamy wiele osób, spotykamy się na ulicy, wiele słyszymy. Trudno oderwać się od życia zawodowego nawet w sobotę, czy niedzielę, idąc na spacer, czy do kościoła. Praca w pomocy społecznej to służba. Będąc pracownikiem socjalnym trzeba być na to przygotowanym. Telefonu po pracy, czy nagłe interwencje to chleb powszedni.
Jak pani sądzi – jaką była pani szefową?
Myślę, że łagodną – czasami aż za bardzo. Miałam dobry kontakt z moimi pracownikami.
Ogłoszono już konkurs na nowego kierownika MGOPS. Jest wśród waszego zespołu osoba, która nadawałaby się na to stanowisko? Uważam, że powinien być to człowiek, znający lokalną specyfikę, środowisko, problemy.
W przypadku spełniania wymaganych kryteriów, zgłosić może się każdy. Zarówno z zewnątrz, jak i stąd. Konkurs zdecyduje. Nie chciałabym spekulować.
Będzie pani brakować pracy?
Sądzę, że z dnia na dzień trudno będzie oderwać się od wielu spraw. Jednak celem jest przede wszystkim odpoczynek.
Czego pani życzyć?
Zdrowia.
Pani Maria nazywała się Remiezowicz
Śp.Pani Maria nazywała się REmiezowicz
,,Myślę, że łagodną – czasami aż za bardzo. Miałam dobry kontakt z moimi pracownikami. ”
I dlatego w sądzie pracy z socjalnymi wylądowała