W czasie wakacji z pracą w witkowskiej parafii pożegnał się jej dotychczasowy kościelny Grzegorz Sip. Wokół jego odejścia nie brakowało wielu spekulacji, historii oraz plotek. Po raz pierwszy, tylko u nas, w szczerej rozmowie z naszym dziennikarzem opowiada m.in. o współpracy z księdzem proboszczem, powodach swojego odejścia, chlebie, który nie każdy chciałby jeść, planach politycznych oraz roli kościelnego i szafarza.
W okresie letnim, po ponad 6 latach pełnienia funkcji kościelnego, zawodowo rozstał się pan z witkowską parafią. To była trudna decyzja? Co u pana teraz słychać? W Witkowie szeroko komentowano sytuację z pana odejściem.
Osoby pracujące przy parafii od zawsze były obiektem zainteresowania, podobnie jak księża i ich życie prywatne. Na mój temat krążyły ciekawe historie, np. że przeprowadziłem się do Poznania, a u mnie sytuacja całkiem stabilna. Nadal mieszkam w pięknej gminie Witkowo i takie mam plany na najbliższe lata. Obecnie pracuję dla jednej z większych firm technologicznych w Wielkopolsce. Współpracuję z dużym biznesem na terenie naszego powiatu i w zagłębiu przemysłowym okolicy Poznania. W mojej ocenie każde rozstanie jest trudne. Praca w parafii to spory okres czasu i odejście nie było łatwą decyzją. Tym bardziej, że mieszka tutaj bardzo dużo życzliwych osób, z którymi miałem okazję spotkać się podczas mojej codziennej pracy. Były to zarówno starsze osoby, dla których codzienna obecność w kościele to standard, a także młodzi ludzie, którzy dopiero szukają swojego miejsca w świecie, w kościele i oczekują właściwych wzorców do naśladowania.
Dlaczego zdecydował się pan na zmianę pracy? Czym była podyktowana?
Moja decyzja była podyktowana głównie dobrem mojej rodziny. Mam dwójkę dorastających dzieci i uważam, że pracuje się po to, aby żyć i mieć czas dla rodziny, a nie żyć po to by tylko pracować i nie widzieć wymiernych efektów. Dzieci dorastają i rozpoczynają naukę, a praca w kościele przeważnie pokrywa się z ich czasem wolnym. Równie ważnymi czynnikami był aspekt zdrowotny i ekonomiczny. Praca w parafii to służba, która obejmowała 7 dni w tygodniu. Praktycznie oprócz urlopu bez dnia wolnego w tygodniu. Czas był zróżnicowany, ale tak naprawdę mógł ktoś w każdej chwili zadzwonić, np. elektryk, albo obsługa BTS’a Play na wieży kościelnej, że jestem potrzebny za 15 minut i trzeba było być dyspozycyjnym. Przeważnie zdarzało się tak podczas śniadania.
Od pana odejścia funkcję organisty z rolą kościelnego łączył Mieczysław Kaźmierczak. Według naszych informacji, od listopada w witkowskiej parafii będzie zarówno nowy organista, jak i kościelny – w tym przypadku kościelna, ponieważ będzie to kobieta. Jak odebrał pan te informacje?
Pan Mieciu – nasz organista to zasłużony człowiek dla parafii. Mój pierwszy nauczyciel muzyki, któremu po części zawdzięczam to, że gram na klawiszach. Osobiście jestem zdziwiony takim obrotem sprawy. Organista jest osobą, która bardzo dużo zrobiła dla naszej parafii. Nie mnie oceniać powstałą sytuację.
W przyszłym roku kolejne wybory samorządowe. Pod dwóch porażkach w walce o fotel burmistrza i jednej na radnego będzie pan próbował po raz trzeci?
Jeżeli mam być szczery to zaskoczył mnie pan redaktor tym pytaniem. Jest takie stare przysłowie, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale czas płynie, a rzeczywistość się zmienia. Tak naprawdę nie zastanawiałem się jeszcze nad tym tematem.
Poprzednie porażki czegoś pana nauczyły?
Na pewno wytrwałości, a także przyjmowania ich „na klatę” i radzenia sobie z nimi. Myślę, że dzięki temu jestem w stanie pewne rzeczy zrobić o wiele lepiej i skuteczniej.
W kontekście wyborów sporo osób postrzegało pana ówczesną pracę w kościele i rolę szafarza jako atut. W końcu był pan widziany przynajmniej w każdą niedzielę przez sporą grupę wiernych i jakby nie patrzeć – potencjalnych wyborców. Jak pan to postrzega?
Praca kościelnego i szafarza to szlachetna posługa. Zyskałem dzięki temu sympatię części mieszkańców naszej gminy. Niestety przez dużą grupę wyborców moja praca była odbierana negatywnie, ponieważ nie każdy jest praktykującym katolikiem. Moim zdaniem należy szanować każdego człowieka bez względu na jego światopogląd, wiarę, przynależność polityczną, czy kolor skóry. Podczas wyborów moja osoba była niestety postrzegana przez pryzmat tzw. „ciemnej strony” Kościoła. Znam bardzo szlachetnych kapłanów i uważam to za skarb Kościoła, ale niestety nie brakuje też „pasterzy, których nie obchodzą owce” – może przez to również moja osoba była postrzegana poprzez różne „szufladkowanie”.
Bacznie obserwuje pan witkowski samorząd. Jak postrzega pan pierwszą kadencję pana konkurenta w poprzednich wyborach, czyli burmistrza Mariana Gadzińskiego?
Myślę, że niespełna 2 lata urzędowania to zbyt krótki okres, aby oceniać pana burmistrza i efekty prac witkowskiego samorządu. Tym bardziej, że do tej pory nie było realizowanych zbyt dużo inwestycji. Myślę, że trzeba jeszcze poczekać na efekty pracy. Niepokoi mnie jednak fakt, że obecnie mało mówi się o pozyskiwaniu dotacji unijnych przez gminę. Dużo mówiło się o milionach z OSI, a obecnie ta sprawa ucichła. Zobaczymy, co czas pokaże.
A Rada Miejska? Mamy do czynienia z kolejnym etapem jej odmładzania, czy pana zdaniem to wciąż ciężki orzech do zgryzienia?
Sądzę, że jesteśmy w dobrym momencie, aby rozmawiać o zmianach i odmładzaniu rady. Poprzednie wybory samorządowe pokazały, że mamy dobry klimat do zmian w witkowskim samorządzie. Myślę, że kolejne wybory będą nowym otwarciem dla naszej gminy, a także być może większym udziałem pań w naszej radzie. Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że kobiety z naszej rady dobrze pracują na rzecz społeczności i potrafią skutecznie dbać o interesy mieszkańców.
Praca u boku księdza proboszcza Stanisława Goca nie należała do łatwych? W końcu nie jest tajemnicą, że pana były pracodawca słynie z ciętego języka, określonych poglądów i charakterystycznego stylu pełnienia posługi kapłańskiej.
W każdej pracy są łatwiejsze i trudniejsze momenty. Nie chciałbym oceniać mojego byłego pracodawcy. To byłoby z mojej strony mało eleganckie.
Według naszych źródeł, na początku całej sprawy ksiądz proboszcz nie przyjął pana wypowiedzenia, prosząc tym samym o ponowne przemyślenie całej sprawy. To prawda?
Sprawa wymagała spokojnego spotkania się i omówienia całej sytuacji, ale na tym etapie nie było już możliwości na przemyślenie i zmianę decyzji z mojej strony. Jestem konsekwentny i rzadko się zdarza, że zmieniam zdanie.
Praca kościelnego to trudny chleb?
Dla mnie to był chleb powszedni, dobry, na zakwasie. A tak serio to nie każdy chciałby go jeść.
Ksiądz proboszcz nie poinformował wiernych o pana odejściu na żadnej z mszy. Nie mówiąc już o podziękowaniach. Ma pan o to do niego żal?
Nie jestem pamiętliwy i nie mam do niego żalu. Najlepszym podziękowaniem była życzliwość parafian i ich uśmiech, szczególnie gdy czasem spotkamy się na mieście.
Czego panu życzyć?
Myślę, że zdrowia, bo na wszystko inne wtedy będzie czas i miejsce.
Gdzie Witkowo a gdzie Słupca… Po co takie informacje?
Bo redakcja lubi pisać o bzdurach
Piszą bo witkowski ksiądz to celebryta