63-letni mieszkaniec Pokoi jeszcze żył, gdy znalazł się w miejscu, gdzie znajdowało się źródło ognia. Najprawdopodobniej sam się tam położył.
Do tragedii doszło miesiąc temu. Częściowo zwęglone zwłoki na polu około kilometra do domu zmarłego mężczyzny znalazł jego syn. Śledczy, którzy przyjechali na miejsce początkowo nie byli w stanie określić, czy doszło do wypadku, samobójstwa czy zabójstwa. – Ciało było częściowo zwęglone i ułożone w dziwny sposób. Mamy mnóstwo hipotez, póki co żadnej nie możemy wykluczyć – dzień po tragedii usłyszeliśmy w słupeckiej prokuraturze. Dopiero druga sekcja zwłok, przeprowadzona przez specjalistkę z poznańskiego Zakładu Medycyny Sądowej dała odpowiedź na pytanie, jak zginął 63-latek. – Przyczyną śmierci mężczyzny był przyżyciowy uraz termiczny – informuje prokurator Grażyna Witkowska, która dopiero kilka dni temu dostała protokół z przeprowadzonej sekcji zwłok. Biegła medyk nie miała wątpliwości, że 63-latek żył, kiedy znalazł się w miejscu, gdzie znajdowało się źródło ognia. Z kolei śledczy doszli do wniosku, że mężczyzna najprawdopodobniej sam położył się na ogniu. – Zebrane dotychczas dowody wskazują na samobójstwo, choć jednoznacznie nie mogę tego jeszcze stwierdzić, bo śledztwo nadal jest w toku – mówi prokurator. Za tym, że 63-latek odebrał sobie życie przemawia przede wszystkim list pożegnalny, który zostawił. Wiadomo już, że w chwili śmierci mężczyzna był trzeźwy.