Kamil, wrócisz do nas?
Nikt z nas tak naprawdę nie wie, jaki scenariusz szykuje dla nas życie i jakie snuje niespodzianki. Mamy plany, marzenia. W jednej chwili, czasem w ułamku sekundy, zmienia się wszystko.
Kamil Wypychowski – pochodzący z Osin 26-letni chłopak wielokrotnie pomagał innym. Miły, koleżeński, prawdziwa dusza towarzystwa. Umiał rozmawiać i co najważniejsze, słuchać innych. Wiele razy, przy kawie, z siostrą Katarzyną podczas rozmów spędzali długie wieczory, jak prawdziwe kochające się rodzeństwo. Zawsze razem i przy sobie. 1,5 roku temu, we wakacje nad ranem Kamil odwoził znajomych. Wracał już do Poznania, gdzie mieszkał. Na trasie, z niewiadomych przyczyn drogę zajechał mu tir, praktycznie nie dając szans na wykonanie jakiegokolwiek bezpiecznego manewru. Trwało to kilka sekund. Kamil był nieprzytomny. Dopiero kolejni jadący za nim kierowcy zatrzymali się. Tylko kilku z nich widząc, że samochód zaczyna się palić odważyło się wyciągnąć chłopaka z wraku auta. To uratowało mu życie.
Kluczowe były godziny
Przy pożarze samochodu spłonęły jego dokumenty. Rodzinę Kamila w Osinach znaleziono po numerach rejestracyjnych samochodu. Trafił na OIOM
Wtedy lekarze rodzinie chłopaka przekazali smutne wiadomości, że kluczowe są godziny, że Kamil doznał ogromnego urazu czaszkowo – mózgowego, że szanse są małe, że trzeba być przygotowanym na najgorsze. – Nie mogłam uwierzyć w te słowa. Jak można być przygotowanym na pożegnanie z własnym dzieckiem? – pyta pani Ania.
Wtedy zaczęła się prawdziwa walka z czasem o zdrowie Kamila. Liczyła się każda godzina. Mama była przy nim praktycznie zawsze. Jeśli nie ona, to Kasia. Mijały się na szpitalnych korytarzach, jedna z nich biegła do Kamila, druga szła do pracy. Tak mijały dni, tygodnie. Kamil nadal spał. Z niecierpliwością czekały na jakiś cud, na ruszenie choćby palcem, mrugnięcie okiem. To nastąpiło, ale po długim czasie. Lekarze mówili, że to tylko stan minimalnej świadomości. One wiedziały jednak, że nie tylko. Wielokrotnie, kiedy wchodziły do sali monitory wskazywały wzrost tętna. W pewnym momencie chłopak zaczynał delikatnie ściskać je za rękę. Po pewnym czasie znalazły Zakład Opiekuńczo Leczniczy Fundacji Światło w Toruniu dla osób po wypadkach. Tam przewieziono Kamila po kilkutygodniowej hospitalizacji. – Stan minimalnej świadomości to taki, w którym człowiek jest tak jakby uwięziony we własnym ciele. Wymagało to pracy ze specjalistami. Z synem pracowali rehabilitanci, logopedzi, psycholog. Czynności powtarzane przez nich dziesiątki razy powoli zaczęły przynosić rezultaty – mówi Anna Wypychowska.
Nie tylko grymas…
Na twarzy Kamila coraz częściej widać było nie tylko grymas. Zaczął pojawiać się uśmiech, mruganie oczyma. W listopadzie zeszłego roku pani Ania zdecydowała, że syna chce mieć przy sobie, w domu. Powodem tej decyzji były też pieniądze. Miesięczny koszt leczenia Kamila w toruńskim ośrodku wynosił prawie 2 tys. zł, do tego dochodziły koszty dojazdu mamy i siostry, koszty ich pobytu. Krótko po wypadku chłopaka pani Ania straciła pracę. Taki sam los spotkał jej córkę. Poświęcały się dla chłopaka, kosztem wykonywanej pracy. – To był ciężki okres dla nas. Moje dziecko było w ciężkim stanie, córka też rozsypywała się psychicznie. Nie mogłam na to pozwolić. Chciałam mieć ich oboje przy sobie. W ostatnie święta wielkanocne obiecałam Kamilowi, że to jego ostatnie święta poza domem. A słowa musiałam dotrzymać – wspomina.
Maleńki dom musiały przystosować na potrzeby niepełnosprawnej osoby – poszerzyć futryny, zmienić podłogę. Wykonano też prowizoryczny taras i wyjazd dla chłopaka na zewnątrz. – Nie chciałam, by był zamknięty tylko i wyłącznie w czterech ścianach – tłumaczy pani Ania.
Żmudna praca przynosi efekty
Chłopak pod okiem fizjoterapeutów ćwiczy codziennie po dwie godziny. Ponadto ma zajęcia z logopedą. Pracuje on nad mięśniami twarzy, nad odpowiednim połykaniem, kontrolą mięśni przełyku. – Musieliśmy uczyć go tego wszystkiego od nowa. Bodźcujemy na wszystkie możliwe sposoby. Przy takich urazach to bardzo ważne – dodaje siostra Kasia.
Niedawno Kamil poddany został Metodzie TOMATISA, która stymuluje mózg. Wielokrotnie powtarzane seanse słuchowe przy użyciu urządzeń stworzonych specjalnie do stymulowania mózgu i stopniowego wspomagania go w analizowaniu informacji dźwiękowej. Ucho nie służy wyłącznie do słuchania. Stymuluje ono również mózg i determinuje równowagę. Dobry słuch odgrywa pierwszoplanową rolę w rozwoju osobowościowym człowieka. Jedna sesja tej metody trwa 13 dni – 2 godziny dziennie. Żeby ta metoda przyniosła jakiekolwiek efekty potrzebne są minimum 3-4 sesje. A koszt jednej to 1.500 zł.
Mama chłopaka złożyła wniosek do dofinansowanie turnusu rehabilitacyjnego dla Kamila oraz na specjalny komunikator – coś w rodzaju pochodnej cyberoka. Była również na wizycie prof. Maksymowicza, znanego neurochirurga w sprawie wszczepienia stymulatora, urządzenia, które daje szanse na choćby częściowe „wybudzenie się” jej dziecka. Koszt tego przedsięwzięcia to blisko 70 tys. zł. Dochodzą do tego koszty specjalistycznych badań. – Ja mam jednak nadzieję, że damy mu szansę – mówi wzruszając się po raz kolejny. Ma nadzieję, że telefon z Warszawy w końcu zadzwoni.
Ludzie to ogromna siła
Jakiś czas temu słońce choć na chwilę nad ich domem zaświeciło trochę jaśniej, niż zwykle. Mieszkańcy Osin wśród siebie zebrali kilkaset złotych, przekazując je pani Ani w prezencie mikołajkowym. Od jednej z rodzin otrzymali materac przeciwodleżynowy. Ktoś inny podarował im drewno na opał. Dla Kamila zagrała charytatywnie orkiestra dęta w Zagórowie, w której grywał. Podobnie zrobił chór w Zagórowie. Pewnego dnia do drzwi Wypychowskich zapukali też wolontariusze Szlachetnej Paczki. Udało się zakwalifikować ich do bazy rodzin. Szybko też znalazł się darczyńca, który oprócz środków codziennej pielęgnacji podarował im nową, niezbędną Kamilowi wannę pneumatyczną. – To był dla nas dar z niebios – ociera łzy śmiejąc się pani Ania.
Mówi skromnie, że po części pogodziła się z losem. ZOL w Toruniu dał im możliwość nauczenia się akceptacji „inności życia” . – Świat zmienił nam się diametralnie. Ale nie można się załamywać. Nie ma pustego już miejsca przy stole wigilijnym. Ważne, że teraz jesteśmy już wszyscy razem. Z synem żegnałam się już dwukrotnie. Na kolejny raz nie pozwolę – mówi kończąc.
Czasem jest to wymowne mrugnięcie oka Kamila „na tak”, czasem wodzenie oczyma za kimś, kto jest przy nim. To tak wiele. One wiedzą, że jest duża szansa, że to nie tylko „stan minimalnej świadomości”.