Jak pisze Ewa Podsiadły–Natorska, pisarka i dziennikarka – “Trzeba mieć pasję, by nie zwariować szalonym świecie. Z pasją lepiej się żyje, a chwilami pomaga przetrwać. Jest jak maska tlenowa i siła napędowa.” Właśnie o niej opowie Kasia Jabłońska ze Strzałkowa, właściciela firmy o wdzięcznej nazwie „Takie akcje animacje”.
Nigdy nie myślała, że jej zawodowe życie potoczy się właśnie w tym kierunku. Jest sołtysem, uwielbia prowadzić autobusy, biegać długodystansowo, inspirują ją górskie wędrówki, a zimą zamienia się w wolontariusza „Szlachetnej paczki”, jak mówi warto pomagać, bo dobro zawsze wraca. Kobieta wulkan, pełna pozytywnej energii. Ta ostatnia cecha pozwoliła jej uformować małymi kroczkami coś, co stało się jej celem w życiu.
– Cały pomysł na „Takie akcje animacje” zrodził się po pewnym Dniu Dziecka w przedszkolu, w którym pracowała ponad cztery lata. Wystąpiłam wtedy w stroju klauna. A z racji tej, że dawna pani dyrektor przedszkola widziała we mnie „potencjał” poprosiła mnie o prowadzenie balu. Po nim kilkoro rodziców zapytało czy nie zorganizowałabym animacyjnych urodzin dla ich pociech. Szczerze mówiąc zaskoczyło mnie ich pytanie… A, że jestem osobą, która wyzwań się nie boi postanowiłam spróbować. No i tak to się wszystko zaczęło – mówi Kasia.
Animator prowadzący to osoba, która najlepiej sprawdzi się podczas imprez, takich jak: chrzciny, komunie, urodziny czy wesela. Swoją charyzmą i zaangażowaniem animator czasu wolnego koncentruje się na uczestnikach zabawy, pobudzając ich do aktywności. Bez względu na grupę wiekową motywuje i wspiera wszystkich w świetnej rozrywce, jednocześnie koordynując całe przedsięwzięcie.
Pierwsze profesjonalne szkolenia ukończyła on-line, bo był to okres covida, następne już stacjonarnie. Teraz wiedziała co z czym już połączyć. – Nie chciałam jednak powtarzalności, nie lubię powtarzalności. Lubię kreować, wymyślać, tworzyć, zaskakiwać . I taki właśnie był mój zamysł. Jeśli coś planuję, angażuję się cała, w 100%. Jak muszę poprawić jakieś detale, mówię, że to „edytuję”, wprowadzam poprawki i idę dalej, bo trzeba umieć się bawić – dodaje.
Zapytana o to, w jaką postać lubi wcielać się najbardziej, odpowiada, że jest to Kubuś Puchatek. Dlaczego? Otóż od niego wszystko się zaczęło. Strzałkowskie przedszkole o tejże właśnie nazwie nakreowało jej niedaleką przyszłość. – Życie czasem bywa zaskakujące… Po 40 latach musiałam wrócić do przedszkola, by poszukać pasji. A poza tym lubię sentencje Kubusia Puchatka. To bardzo mądre życiowe zdania i sentencje. Frajdę sprawia mi wcielanie się w postacie bajkowe, te śmieszne i te poważne. Swoją manualną fascynację uwidaczniam w malowaniu twarzy dłoni dzieciom. Ostatnio nawet miałam pewną, miłą sytuację, kiedy mała dziewczyna – niespełna 3-letnia po namalowaniu czegoś szczególnego na jej twarzy powiedziała do mnie „Pani ma talent”. To było dla mnie tak budujące, jak tysiące innych komplementów. Oczywiście, stale mam jakiś dziwny niedosyt i wrażenie, że chcę czegoś więcej. I będę próbować więcej. Myślę, że ogromnym przełomem w tym co robię teraz było otwarcie Restauracji McDonald’s w Słupcy, gdzie prowadziłam animacje dla dzieci. Chwilę potem dostałam propozycje prowadzenia zabaw na otwarciu w Legnicy i Lipnie. To mnie bardzo dowartościowało, ale też zmotywowało. Czy żałuję? Absolutnie nie! Splot pewnych, trafnych, jak się okazało sytuacji daje mi tyle satysfakcji, co zdobycie jakiegoś trudnego, ale ukochanego szczytu. I tym cieszę się najbardziej – powiedziała kończąc.