Choć rokowania lekarzy były bardzo złe, Małgorzata Hyk (†38 l.) do końca wierzyła, że stanie się cud. Bardzo chciała żyć. Dla dwóch córeczek, dla męża, dla bliskich. Niestety, przegrała z rakiem.
Pani Małgorzata pochodziła z Turku. Tam się wychowała i ukończyła szkołę. Później studiowała na Uniwersytecie Szczecińskim, na Wydziale Prawa i Administracji. W 2009 r. wyszła za mąż za słupczanina Grzegorza Hyka i od tego czasu związała się z naszym miastem. W Słupcy zamieszkali zaraz po ślubie. W 2011 r. przyszła na świat ich pierwsza córka Milenka, cztery lata później urodziła się Ania. Pani Małgorzata poświęciła się ich wychowaniu. W marcu zeszłego roku szczęśliwe życie rodziny zburzyła straszliwa diagnoza. – Żona poczuła nagły ból brzucha. Badanie usg wykazało, że coś bardzo niedobrego dzieje się z wątrobą – wspomina mąż Grzegorz. Lekarze wykryli u pani Małgorzaty nowotwór. Nie ukrywali, że rokowania są złe. Mama dwójki dzieci się jednak nie poddała, rozpoczęła dramatyczną walkę. – Mimo pandemii, szpitale onkologiczne przyjmowały zdiagnozowanych pacjentów. Żona miała podawaną chemię. Niestety, to było jedyne możliwe leczenie – mówi pan Grzegorz.
Mimo licznych wizyt w szpitalach stan pani Małgorzaty się nie poprawiał. W ostatnich tygodniach strasznie cierpiała. Szpitale nie były w stanie już jej pomóc, pozostało jedynie leczenie paliatywne w domu. – Mimo to do końca miała nadzieję, że stanie się jakiś cud, że wyzdrowieje – mówi mąż. Niestety, cud nie nastąpił. Pani Małgorzata zmarła 17 czerwca, w domu, otoczona najbliższymi. W minioną sobotę spoczęła na słupeckim cmentarzu. Pogrążyła w żałobie męża, dwie córeczki w wieku 10 i 6 lat oraz całą rodzinę. Jej bliskim składamy wyrazy współczucia.
Tragedia
Mamy niestety pandemię raka. Wszyscy znajomi w około umierają…Już nie ma nawet z kim pogadać…!!!
[*]
Boże powiedz mi…….jak to jest, że musi odchodzić na zawsze kochająca mama od słodkich dwóch radosnych córeczek.
Czuję się niepogodzona z takim faktem i nasuwa mi się pytanie dlaczego nie czuwasz na tym.