– Jedną rękę przyłożył mi do piersi, a głowę przycisnął do mojej brody tak, że w ogóle nie mogłam się ruszyć. Wtedy drugą ręką wyciągnął mi z wózka inwalidzkiego portmonetkę i uciekł – Marianna Zwierew opisuje koszmar, który przeżyła na własnym podwórku.
Przez posesję pani Marianny przewija się wiele osób. Kobieta przed nikim nie zamyka drzwi. Niestety, czasem źle się to dla niej kończy. Właśnie tak było w minioną sobotę. Około 17.00 na jej podwórko weszło dwóch młodych mężczyzn. Znała ich, bo już wcześniej u niej bywali. Widzieli, jak pani Marianna chowa do portmonetki pieniądze. Tego dnia jedna z lokatorek zapłaciła jej 600 zł miesięcznego odstępnego za wynajem domu, a znajomy oddał pieniądze, które wcześniej pożyczył. W sumie, w sobotnie popołudnie pani Marianna miała przy sobie 670 zł. Portmonetkę z pieniędzmi schowała w wózku inwalidzkim. Gdy nieświadoma niebezpieczeństwa spokojnie zamiatała podwórko, jeden z mężczyzn, który chwilę wcześniej wszedł na jej posesję podszedł do niej. Przykucnął przed nią. Jedną rękę mocno przyłożył jej do piersi, swoją głowę przycisnął jej do brody, a drugą ręką wyciągnął z wózka inwalidzkiego pieniądze. Starsza, niepełnosprawna kobieta nie miała żadnych szans, żeby obronić się przed młodym, silnym mężczyzną. Ten z portmonetką uciekł na ulicę. Po chwili z posesji wybiegł także jego kolega, z którym chwilę wcześniej przyszedł. Roztrzęsiona pani Marianna dojechała wózkiem do bramy i zaczęła głośno krzyczeć, żeby ludzie łapali złodzieja. Na jej krzyk zareagowała sąsiadka, która od razu wezwała policję. Po chwili pod dom pani Marianny podjechali śledczy. Po rozmowie z nią nie mieli żadnych wątpliwości, że to nie była zwykła kradzież, a napad rabunkowy. W ciągu niecałej godziny zatrzymali sprawcę przestępstwa. – Przywieźli go do mnie w kajdankach i pytali, czy to on mnie napadł. Od razu go rozpoznałam. Policjanci mówili, że odzyskali portmonetkę, ale część pieniędzy już tam nie było. Nie wiem dokładnie ile, bo jeszcze mi jej nie oddali – mówi kobieta. Chwilę później policjanci z drogówki zatrzymali jego kolegę. Obaj trafili do izby zatrzymań. Byli pijani, dlatego z ich przesłuchaniem śledczy musieli poczekać, aż wytrzeźwieją. Ostatecznie, zarzut dokonania rozboju usłyszał tylko jeden z mężczyzn. Przyznał się do winy. We wtorek słupecki sąd przychylił się do wniosku prokuratury, by na trzy miesiące zamknąć go w areszcie. Jego kolega został zwolniony do domu. Śledczy potwierdzili, że nie brał on udziału w napadzie, a był jedynie świadkiem przestępstwa.
Czemu mnie tam nic u tej babci nie zdziwi ? Jak nie giną to kradną jak nie kradną to się palą ….
Otoczenie w jakim zzyje ta kobieta to nawet dla zwierzat jest okrutna a co dopiero ludzi.Czy nie da sie nic z tym zrobic???
To prawda ze chorubska sie nalapie w takich warunkach
Nadal mnie zastanawia i dziwi fakt, ze osoby jak ktos okreslil swiadek sytuacji nie zostaje ukarany?
Jak przechodzę chodnikiem obok tej „posesji,, mam ciarki na plecach brrr ktoś powinien coś z tym zrobić to potworna melina jak można żyć w takich warunkach bleeeeeeeeee.
Wszystkich ich pod most. W tym mieście sami roszczeniowi którzy by chcieli tylko renty brać a do roboty jak mają iść to niee.. Przechodząc obok tej posesji trzeba wstrzymać oddech tak śmierdzi kapucha