Biedronka chorych i kulawych nie potrzebuje – takie słowa od kierownika słupeckiego sklepu miała usłyszeć 41-letnia Ukrainka, kiedy zaniosła kolejne zwolnienie lekarskie. – Biedronka bardzo chwali się pomocą Ukrainie. Jak takie traktowanie pracowników z Ukrainy ma się do tej pomocy? – zastanawia się pani Justyna, która zainteresowała nas sprawą.
41-letnia Ukrainka pracowała w słupeckiej Biedronce. Ostatnio mocno doskwierała jej rwa kulszowa, dlatego poszła zwolnienie chorobowe. Kiedy minął termin pierwszego L4, zaniosła kolejne. Dostarczyła je kierownikowi sklepu pod koniec marca. W tym samym czasie mijał termin jej umowy zlecenia. – Ta pani chce uczciwie pracować, żeby zarobić na utrzymanie dwójki dzieci i swoich rodziców, którzy uciekli do Polski przed wojną. Ale kiedy zaniosła kolejne zwolnienie dowiedziała się, że umowa nie zostanie z nią przedłużona. Bardzo to ją zmartwiło, ale najbardziej zabolały słowa, które usłyszała od pani kierownik sklepu: że Biedronka chorych i kulawych nie potrzebuje. Pani z płaczem wyszła ze sklepu. Ta praca była jej jedynym źródłem dochodu. Teraz jest załamana, boi się, z czego utrzyma dzieci i rodziców – nieprzyjemną sytuację opisuje pani Justyna, u której mieszka ukraińska rodzina.
Przedstawiony przez nią opis sytuacji przesłaliśmy do biura prasowego biura prasowego Biedronki. Poprosiliśmy o komentarz oraz zapytaliśmy, jak potraktowanie tej pani ma się do wsparcia Ukrainy, które Biedronka mocno podkreśla.
– Pracownicy z Ukrainy są zatrudniani w sieci sklepów Biedronka regularnie i od lat prowadzimy spójną politykę rekrutacyjną w tym zakresie. W 2020 roku uruchomiliśmy stronę rekrutacyjną w języku ukraińskim oraz posiadamy materiały szkoleniowe w tym języku. Obecnie zatrudniamy w oparciu o umowę o pracę ponad 1900 osób z ukraińskim obywatelstwem, którym w związku z obecną sytuacją dodatkowo umożliwiliśmy otrzymanie bezzwrotnej zapomogi finansowej w kwocie 1000 zł, przeznaczając na ten cel prawie 2 mln zł. Od 24 lutego w naszych sklepach oraz centrach dystrybucyjnych zatrudnionych zostało ponad 100 osób pochodzenia ukraińskiego. W tym konkretnym przypadku, osoba ta zatrudniona została w oparciu o umowę zlecenie na czas oznaczony tj. do 31 marca br., do czasu pozyskania kandydata do pracy na stałe w oparciu o umowę o pracę, na które to stanowisko toczyła się oddzielna rekrutacja. Umowa pracownicy z Ukrainy wygasła, a nie brała ona udziału w rekrutacji. W sklepie w Słupcy została zatrudniona na stały etat inna osoba – to odpowiedź, jaką otrzymaliśmy z biura prasowego Biedronki.
Biuro prasowe sieci przekonuje również, że – według zapewnień pani kierownik sklepu, cytowane wyżej słowa pod adresem Ukrainki nie padły.
Bohaterka naszego artykułu, jak twierdzi, żadnej zapomogi od Biedronki nie dostała. Jedyne wsparcie, które ostatnich tygodniach otrzymała pochodziło od koleżanek i kolegów z pracy. – Firma obiecała zapomogę, ale na obietnicach się skończyło – mówi była już pracownica Biedronki.
Biedronka wyjaśnia, że zapomogi przewidziane były jedynie dla pracowników z Ukrainy zatrudnionych na umowę o pracę. Bohaterka artykułu tego świadczenia nie dostała, ponieważ była zatrudniona na umowę zlecenie.
red
Pani Justyno
Nie ma co się tak bulwersować,
bo takie zachowanie niektórych pracodawców
w stosunku do polskich pracowników
jest częste.
Sama tego doświadczyłam i nikt nie stanął w mojej obronie.
Chętnie pomagamy,ale sami nie zauważamy osób potrzebujących pomocy,żyjących obok.
Pani Justyno, proszę przy wsparciu PiSu stworzyć własny zakład pracy i proszę zatrudnić tam niepełnosprawnych i chorych. Biedronka to nie hospicjum tylko miejsce gdzie.przeba pracować
Może by tak Kurier zainteresował się tymi koszami w sklepach, w których są zbierane dary dla Ukraińców. Ostatnio w Biedronce byłem świadkiem jak panie z Ukrainy weszły do sklepu, podeszły do kosza z darami i wybierały sobie produkty, płatki śniadaniowe, czekolady itp. zapakowaly w torbę i wyszły. Jak to się ma? Czy ktoś to kontroluje, i czy to ma tak się odbywać?
Bo zawsze myślałem że dary są rozdzielane przez odpowiednie do tego instytucje.
Napiszcie jak długo ta pani pracowała w biedronce,i jak długo przebywała na zwolnieniu.
W gazecie przeczytałam,że umowa się skończyła a pani przyniosła kolejne zwolnienie.
Żenujące jest podawanie nieścisłych informacji
po to aby wywołać zamieszanie,litość
albo napuszczać jednych na drugich.
Współczuję jej. Ja też zostałem zwolniony gdy rozchorowałem się, bo przez kilka miesięcy niemal nie spałem i nie miałem chwili na odpoczynek próbując sprostać jednocześnie oczekiwaniom pracodawcy, znosząc przy tym jego ciągłą depresję i jednocześnie usiłując podołać obowiązkom domowym, na które wiecznie brakowało czasu.