Pomoc jednej osobie nie zmieni całego świata, ale może zmienić świat dla jednej osoby. O tym przekonały się dzieci z wioski Jambiani na Zanzibarze. To dzięki akcji zorganizowanej przez Szkołę Podstawową w Zagórowie.
Tym razem uczniowie szkoły, z inicjatywy opiekunów, za zgodą i ze wsparciem rodziców, postanowili pomóc dzieciom w Afryce, tym samym udowadniając, że pomoc nie ma granic. Do akcji z ogromnym zaangażowaniem włączyli się uczniowie klas I- III oraz Samorząd Uczniowski. Wspólnie zebrano około 50 kg artykułów papierniczych/kredek, pisaków, długopisów, bloków, zeszytów, wycinanek, kolorowanek itp./. Przybory te trafiły do uczniów gimnazjum i szkoły podstawowej w Jambiani na Zanzibarze oraz do dzieci w tejże wiosce.
Pomysłodawczynią tego całego przedsięwzięcia jest Jola Różańska, matematyk z wykształcenia, wymagający pedagog, jak mówią o niej uczniowie, zawsze chętna nieść pomoc innym, która żartobliwie można ująć, w głowie ma nie tylko równania matematyczne… Od lat działa w drużynie harcerzy, w Szkolnym Kole Wolontariatu, Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Działa, bo jak mówi, chęć pomocy drugiemu człowiekowi jest dla niej tak samo ważna, jak nauka dzieci mnożenia i dzielenia.
Jedną z jej pasji są podróże. Z mężem Jackiem zwiedziła sporą część świata, nie zawsze jednak wypoczywając tylko i wyłącznie podczas wakacyjnego urlopu… Wielokrotnie trafiali do maleńkich miejscowości, wiosek, gdzie widzieli, jak tak naprawdę żyją tamtejsi ludzie, widzieli ich radości, troski i potrzeby. – Podróże mają kształcić, odkrywać swoje piękno, ale pokazać „naturalny i codzienny świat” – mówi na początku.
Co jest więc ważne, żeby nieść pomoc ludziom tak daleko? – pytamy na początku spotkania. – Sama nie wiem, może empatia, może pewien impuls, pewne spojrzenie i jedno zdanie… Pomagamy? Pomagamy! Zawsze w tym wspierał mnie mąż, który zawsze z niezwykłą cierpliwością i zrozumieniem podchodził do moich pomysłów, ale też sam czuł potrzebę pomocy innym. Z tym właśnie rozumiemy się idealnie- dodaje.
Na Zanzibarze po raz pierwszy byli w 2019 roku. Wyjeżdżając stamtąd, wiedzieli, że kiedyś tam powrócą. W głowie tliły się jednak cały czas myśli o potrzebach tamtejszej ludności, a w szczególności dzieci. Myśli więc kiedyś musiały przerodzić się w rzeczywistość. Gdy planowali kolejny wyjazd, ich pomysły padły właśnie na Zanzibar. Tym razem miał być to jednak wyjazd nie do końca wypoczynkowy. – Pracuję z fantastycznymi ludźmi, którzy zawsze sobie pomagają. Jedno słowo do mojej koleżanki o tym, czy można byłoby „jakąś małą pomoc zorganizować” oczywiście przyjęte zostało z entuzjazmem. I przeszliśmy do działania! – wspomina z uśmiechem.
W ciągu kilku następnych tygodni, z pomocą nauczycieli, uczniów klas I-III oraz ich rodziców zebrano ponad 50 kg niezbędnych przyborów papierniczych. Pakowanie ich trwało kilka dni. Przepakowanie, ważenie i znów przepakowanie nie raz przyprawiało o prawdziwy ból głowy. Jednak udało się dotrzeć na lotnisko. Dwaj zwariowani zagórowianie ze swoimi sporymi pakunkami wyglądali tam niczym „szerpowie – górscy tragarze wysokościowi „, ale jednak było warto!
Pomocą służył im również Wojtek, Polak, który prowadzi tam sieć małych hoteli, znany z facebookowego bloga „Wojtek na Zanzibarze”. – Zdaję sobie sprawę, że nasz szalony wyjazd był z pewnością postrzegany w pewnym sensie jako szaleństwo. Gdy znaleźliśmy się wśród rdzennej ludności Afryki, mieliśmy wrażenie, że przebywamy na zupełnie innej planecie. Tam poznaliśmy inny świat, naturalny. Spokój i uśmiech tubylców. Urzekły mnie widoki z różnymi odcieniami oceanu: granat, turkus, lazur, błękit. Pomyślałam, że nigdzie nie może być lepiej niż tam. Ale najważniejszy dla nas był jednak bezpośredni kontakt z tamtejszą ludnością… Nie chcę wymieniać tutaj ich potrzeb, bo potrzebują tam wszystkiego, absolutnie wszystkiego. Dla tamtejszych dzieci kolorowy pisak może okazać się spełnieniem marzeń, a ołówek czymś, czego dziecko pragnęło od dawna. Ich ciemne oczy, uśmiech, pozdrowienie było dla nas największym spełnieniem i utwierdzeniem, że po prostu było warto. Nasze dary przekazaliśmy do szkoły podstawowej oraz gimnazjum. Do szkół, gdzie jednak klasa liczy kilkadziesiąt osób. Trudno sobie wyobrazić tak liczne klasy u nas. Tam jednak są one normalnością. Jedna szara klasa wyglądała objętością jak niejedna mała sala gimnastyczna, gdzie nie ma nawet okien, a zeszyt czy długopis może okazać się na wagę złota. Prawdziwym luksusem w pokoju nauczycielskim mogły okazać się segregatory, nie wspominając już o innym wyposażeniu – dodaje Jola.
Szkoła na szczęście jest tam darmowa, ale to rodzice muszą zarobić na szkolne przybory i uniformy. Ponad 90% Zanzibarczyków wyznaje Islam. Co prawda jest on jakby „przefiltrowany” przez afrykański luz, więc wszystko wygląda nieco inaczej. Nie jest tak restrykcyjnie. Studia natomiast to luksus, na który może sobie pozwolić niewielki odsetek. Przy kilkudziesięciu dolarach miesięcznie to dla większości wręcz abstrakcja. Na barkach kobiet leży utrzymanie domu. Kobiety dbają o dzieci, zdobywają pożywienie, gotują, sprzątają itd. Z racji tego, że ilość posiadanych rzeczy i dostępność dóbr jest ograniczona, mieszkańcy wyspy tworzą sami różne twory i często sprzedają je turystom. Turyści często przywożą słodycze, które później rozdają dzieciom. Nie jest to rozsądne. Nikt nie myśli o konsekwencjach, taka ilość cukru sprawia, że zęby tych dzieciaków po prostu się psują, a dentysta jest tam czymś tak abstrakcyjnym jak śnieg. Jak się okazuje, nie tylko dentysta…
Jola pragnie podziękować wszystkim nauczycielom, uczniom oraz ich rodzicom za włączenie się w tą szczytną akcję, bo idąc za znanym przysłowiem, można powiedzieć, że nie ważne ile posiadasz, ale ważne, ile potrafisz podarować innym.
Jola i Jacek…….