Kiedy pierwszy raz ujrzałem ciuchcię wjeżdżającą do Zagórowa od strony Witaszyc i ujrzałem pasje w oczach mojego kuzynostwa z Poznania, ja również zakochałem się w kolei żelaznej. Kiedy tylko mam okazje sam jeżdżę koleją i organizuję wyjazdy, gdzie jedzie się w trakcie lub do celu pociągiem. Kilka lat temu w jednym z zaprzyjaźnionych biur podróży w Poznaniu zaproponowano mi przejazd pociągiem Bernina Expresem, który przejeżdża z Chur w Szwajcarii do Tirano we Włoszech po drodze wspinając się na ponad 2250 m n.p.m. Tak spełniają się marzenia – tymi słowami kolejną część kurierowych podróży zaczyna Przemek Waszak, z Zagórowa, przewodnik wycieczek, z zamiłowania podróżnik.
Pokonanie Alp pociągiem Ekspres Bernina to niewątpliwie jeden z najbardziej spektakularnych i wyjątkowych sposobów na taką podróż. Przejazd w stylu na miarę Hollywood przez wiadukt Landwasser o wysokości 65 metrów, który jest jedną z największych atrakcji na trasie Kolei Retyckich i terenów z Listy UNESCO. Pociąg z Chur do Tirano przejeżdża łącznie przez 55 tuneli i po 196 mostach. Podróżujący mogą podziwiać wyjątkowe widoki na całej trasie. Zakręt Montebello z widokiem na masyw Bernina, lodowiec Morteratsch, trzy jeziora Lej Pitschen, Lej Nair i Lago Bianco, Alp Grüm oraz słynny okrężny wiadukt Brusio. Latem podróż można przedłużyć o przejazd autobusem Ekspres Bernina na trasie z Tirano do Lugano.
– To tylko skrót trasy, ale przeżycia na całej jej długości pozostają na długo w pamięci ponad 4 godzinny przejazd rozpoczynamy w Chur i wtedy zazwyczaj padają pytania w którą stronę pojedzie pociąg itp. A po kilkudziesięciu kilometrach i tak wszyscy stoją z aparatami w dłoni robią setki zdjęć przez panoramiczne szyby wagonu. Za oknami mija nam Ren i wjeżdżamy w naprawdę wysokie Alpy, gdzie szczyty są niemal na wyciągnięcie dłoni, zresztą w wiele miejsc można dojechać licznymi wyciągami, które wyjeżdżają z pobliża stacji po drodze Expresu.
Jednak dodatkowy klimat tworzą ludzie, którzy stanowią ekipę pociągu, jednym z moich dobrych znajomych jest Alfredo, który pochodzi z Boliwii a jego popisowym numerem jest lanie Grappy ponad metrowym strumieniem do kieliszka w bujającym wagonie. Za każdym razem, kiedy spotykaliśmy się na trasie (a przejechałem tę drogę ponad 20 razy!) wymienialiśmy się dobrym słowem i odrobiną czegoś mocniejszego – wspomina Przemek.
Jednak ta droga przynosi również nieco gorsze niespodzianki, jak np. konieczność opuszczenia pociągu i przejechania fragmentu trasy autokarem ze względu wykolejony dzień wcześniej wagon.
– Grupa, która ze mną wtedy jechała przyjęła ten fakt bardzo spokojnie, jednak jedna z uczestniczek zaczęła panikować podniosła głos najpierw na swojego męża, potem na mnie a następnie na obsługę stacji przy której się znajdowaliśmy. Apogeum jej zachowania to położenie się pod kołami autobusu, który właśnie podjechał, gdyż ktoś nas musi stąd zabrać a ona czuje zagrożenie dla życia (10.00 słoneczny dworzec centrum Szwajcarii). Panika zwycięża czasami zdrowy rozsądek.
Zakończenie przejazdu to zjazd do włoskiego słonecznego Tirano, gdzie obowiązkowym punktem zawsze są lody i pizza. Takich przygód jak ta podróż życzę Wam i sobie jeszcze wiele wiele. A pociągi niech zagoszczą w waszych sercach, bo to pojazdy, które mają duszę i nie mówię tu tylko o parowozach, ale nawet nowoczesne Pendolino potrafi zachwycić i ugościć w swoich przestronnych progach – powiedział kończąc.
Panie Przemku. Prosimy o wznowienie organizacji wycieczek 1-3 dniowych. Tęsknimy….
Księże Przemysławie jak poszło w kole fortuny?