Julia Szeremeta zdobyła pierwszy, historyczny medal olimpijski dla Polski w kobiecym boksie. Za jej sukcesem stoi kilka osób, w tym prywatnie i sportowo związany z naszym powiatem Kamil Goiński, który od trzech lat jest drugim trenerem narodowej kadry kobiet. Wrażeniami z Igrzysk Olimpijskich w Paryżu podzielił się w rozmowie z Michałem Majewskim.
Jaki był Wasz cel jadąc na Igrzyska Olimpijskie?
Od trzech lat, kiedy razem z Tomkiem Dylakiem przejęliśmy bokserską kadrę narodową kobiet mieliśmy jasno określony cel na Igrzyska Olimpijskie. Zdobyć w nich pierwszy w historii tej dyscypliny medal dla Polski. Cała nasza praca była temu podporządkowana.
Julia Szeremeta była największą nadzieją medalową?
Wszystkie nasze dziewczyny były mocne: Aneta Rygielska, Ela Wójcik i wspomniana Julka. Matematycznie największe szanse miała Aneta, która była najwyżej sklasyfikowana w rankingu w swojej kategorii. Ale w boksie tak naprawdę o szansach medalowych można mówić dopiero po losowaniu. Aneta miała w nim najmniej szczęścia, bo w drugiej rundzie trafiła na Turczynkę, która wygrała poprzednie Igrzyska Olimpijskie i była mistrzynią świata. Choć walczyła bardzo dobrze, ostatecznie przegrała. Ela w drugiej walce też wypadła świetnie, w opinii wielu znawców boksu powinna ją wygrać. Niestety, sędziowie uznali inaczej i Ela odpadła. Została już tylko Julka.
Kiedy uwierzyliście, że może zdobyć medal?
W jej przypadku najtrudniejsza była pierwsza walka. Wiedzieliśmy, że jeśli ją wygra to się rozpędzi i naprawdę będzie dobrze. No i tak się stało. Kiedy wygrała walkę ćwierćfinałową i miała już zapewniony medal, cała presja zeszła. Do walki półfinałowej z zawodniczką z Filipin podeszła już bez presji. Mimo, że początkowo przegrywała, w dalszej części pojedynku trzymała się wyznaczonej taktyki i ostatecznie wygrała, awansując do finału. Nasza radość była ogromna.
Apetyt rósł w miarę jedzenia? W finale liczyliście na złoto?
To była już piąta walka Julki w turnieju. Była bardzo zmęczona, spadła trochę szybkość. Przeciwniczka, nie dość że miała za sobą jedną walkę mniej, bo tak się ułożyła turniejowa drabinka, zdecydowania przewyższała Julkę warunkami fizycznymi. Ciężko było ją pokonać.
Finałowa walka Julki wzbudziła ogromne kontrowersje, za sprawą właśnie jej przeciwniczki. Wielu miało poważne wątpliwości, czy powinna być dopuszczona do walki z kobietami. Macie poczucie, że zostaliście niesprawiedliwie potraktowani, że Julka musiała z nią walczyć?
Faktycznie zawodniczka ta była zwieszona w poprzednich mistrzostwach świata. Wydaje się, że MKOl mógł tę decyzję podtrzymać, ale zdecydował inaczej. Nie chcę tego zbytnio komentować, nie do nas należały te decyzje. Fakty były takie, że zawodniczka została dopuszczona do olimpijskiego turnieju i musieliśmy przygotować się na walkę z nią. Nie szukamy w tym usprawiedliwień porażki Julki. Stanęła do walki, starała się jak mogła, ale przegrała, i tyle.
W ostatnim czasie Julia Szeremeta jest jedną z najpopularniejszą sportsmenek w kraju. Jaką jest zawodniczką?
Julka jest świetnym przykładem dla młodzieży, że można przejść niesamowitą przemianę zwieńczoną ogromnym sukcesem. Na początku była bardzo niemrawą zawodniczką, takim trochę obibokiem. Trenowała na 50 proc. swoich możliwości. W kadrze była na odległym miejscu. Ale po trudnych rozmowach zmieniła się diametralnie. Postawiła wszystko na jedną kartę. Momentem zwrotnym był koniec 2022 r., kiedy wygrała mistrzostwa Europy do lat 22. Uwierzyła wtedy, że ma potencjał na wielkie boksy. Mocno przyłożyła się do treningów, diety i wszystkiego, na co musi zwracać uwagę profesjonalny sportowiec. Efekt tego widzieliśmy na Igrzyskach.
Jak wyglądały Igrzyska Olimpijskie od kuchni? Jakie wrażenia przywiozłeś z Paryża?
Bardzo pozytywne. Wioska olimpijska, a w zasadzie miasteczko olimpijskie, bo poza miejscami noclegowymi były tam dwie stołówki z jedzeniem z różnych stron świata, kawiarnie, a nawet własny szpital była dobrze zorganizowana.
W mediach głośno było o kartonowych łóżkach, na którym przyszło Wam spać.
Dziwię się, że ktoś chciał z tego zrobić aferę, bo te łóżka były solidne, a materace wygodne. Naprawdę dobrze tam spałem.
A jaka atmosfera panowała we wiosce? Polscy wspierali się?
Bardzo. Wspólnie oglądaliśmy starty naszych reprezentantów, a kiedy wracali do wioski były gratulacje. Naprawdę czuć było, że wszyscy polscy sportowcy się wspierali.
Wielu sportowców nie kryje pretensji do swoich związków. Zarzucają brak wsparcia, a nawet to, że zamiast osób wspierających sportowców pojechali działacze czy ich rodziny. Jak to wyglądało w Waszym przypadku? Związek bokserski stanął na wysokości zadania?
My do swojego związki nie mamy żadnych zastrzeżeń. I to nie tylko w trakcie Igrzysk Olimpijskich, ale od czasu, kiedy pracujemy z kadrą. Wszystko co chcemy, jeśli chodzi o treningi, obozy czy starty, mamy zapewnione. Jeśli chodzi o same igrzyska, związek zrobił wszystko, żeby jak najwięcej osób ze sztabu mogło pojechać do Paryża. Naprawdę, złego słowa na związek nie możemy powiedzieć.
Twój sukces na pewno mocno przeżywali Twoi bliscy, także z naszego powiatu. Żona Kasia pochodzi przecież z gminy Ostrowite, macie tutaj rodzinę.
Byłem bardzo miło zaskoczony, jak wiele osób z tego terenu mnie wspierało. Po kolejnych walkach dostawałem wiele wiadomości, wiele miłych słów. Okazało się, że w powiecie słupeckim miałem naprawdę spore grono kibiców.
W Słupcy przez kilka lat trenowałeś, tu też stawiałeś pierwsze kroki jako trener.
Tak, tu najpierw trenowałem pod okiem mojego taty Andrzeja Goińskiego, Wojtka Nowińskiego i Leszka Ceglewskiego. Potem byłem tu trenerem. Krótko, ale faktem jest, że pierwsze trenerskie kroki stawiałem właśnie w Słupcy. Potem, kiedy słupecka sekcja się rozwiązała, przeniosłem się do Konina i tam realizowałem jako trener. W 2017 r. zacząłem pracę z wielkopolską kadrą mężczyzn i kobiet. Tam poznałem Tomka Dylaka z Gostynia, z którym w 2022 r. objęliśmy narodową kadrę kobiet.
Jak wygląda życie trenera kadry narodowej. Ile czasu jesteś poza domem?
Około 300 dni w roku. Mam to szczęście, że mam bardzo wyrozumiałą i cierpliwą żonę. Kasia wspiera mnie jak może, w pełni poświęciła się roli matki (mamy 3 dzieci), dzięki czemu mogę robić to, co kocham. Olimpijski sukces to też jej zasługa.
Jak ma się boks w Polsce?
Śmiejemy się, że wstajemy z kolan, ale faktycznie trochę tak jest. Medal Julki jest tego symbolem, ale coraz lepiej nam idzie w młodzieżowych mistrzostwach. Wszystko zmierza ku dobremu i myślę, że z kolejnych Igrzysk możemy przywieźć więcej medali.
Warto zacząć trenować boks? Jak zachęciłbyś młodzież do tej dyscypliny?
Na pewno warto. Boks uczy cierpliwości i samodyscypliny. Tu nie da się oszukać. Masz wokół siebie ludzi, którzy ci pomogą, są trenerzy czy dietetycy, ale ostatecznie to od samego zawodnika wszystko zależy. Tak naprawdę na ringu walczysz sam ze sobą. Jeśli jesteś pewny, że zrobiłeś całą robotę od A do Z, jesteś wygranym.