Adrian miał 21 lat, kiedy dowiedział się, że jest śmiertelnie chory. Nie poddał się, pracował, starał się czerpać z życia pełnymi garściami. Do początku sierpnia to się udawało, ale wtedy nowotwór zaatakował ze dwojoną siłą.
Adrian But urodził się 11 lutego 2000 r. Z rodzicami – Sylwią i Adamem oraz o dwa lata młodszą siostrą Aleksandrą mieszkał w Żelazkowie (gminie Słupca). Do podstawówki chodził w Koszutach, do gimnazjum w Drążnej, do technikum w Strzałkowie. Udzielał się wszędzie, gdzie tylko było można. Zawsze uśmiechnięty, zarażał pozytywną energią. Był bardzo towarzyski, zawsze miał wokół siebie mnóstwo znajomych, z którymi uwielbiał spędzać czas. W sierpniu 2021 r. beztroskie wakacje zaczął mu zakłócać silny ból w klatce piersiowej oraz w okolicach nerki. Po serii badań, w październiku 2021 usłyszał dramatyczną diagnozę. Lekarze stwierdzili bardzo rzadki nowotwór złośliwy, który szybko się rozsiewał po całym organizmie. Rokowania były bardzo złe. Adrian poddał się terapii onkologicznej, ale nigdy nie poddał się chorobie. Nie zrezygnował z pracy (pracował na stacji paliw Watis w Słupcy, później w ochronie we wrzesińskiej Karuzeli), spotykał się ze znajomymi, czerpał z życia pełnymi garściami. Starał się żyć jak jego rówieśnicy, na przekór okrutnej chorobie. Nie zawsze to się jednak udawało. Dwa lata temu spędził dwa miesiące w szpitalu w Poznaniu. Na skutek powikłań po immunoterapii stan Adriana był krytyczny.
– Było wtedy naprawdę bardzo źle. Adrian żegnał się ze mną, myślał, że to już koniec – wspomina Marek Dąbrowski, starosta słupecki, a prywatnie sąsiad i przyjaciel Adriana. Poznali się 15 lat temu, kiedy obecny starosta zamieszkał po sąsiedzku z Adrianem, jego siostrą i rodzicami.
– Kiedy tam się wprowadziliśmy Adrian był dzieckiem. Często nas odwiedzał, potem wpadał do nas także jak był nastolatkiem. Z czasem zostaliśmy przyjaciółmi, w wielu sprawach mogliśmy na siebie liczyć. Kiedy Adrian zachorował upoważnił mnie do informowania o swoim leczeniu i stanie zdrowia – wspomina Marek Dąbrowski.
Dwa lata temu Adrian przetrwał krytyczne momenty i wrócił do sprawności. Znowu pracował, znowu cieszył się życiem. Wydawało się, że wszystko, co najgorsze ma już za sobą. Niestety, na początku sierpnia rak znowu dał o sobie znać. Tym razem ze wzmożoną siłą.
– Adrian bardzo osłabł, nie był w stanie wstać z łóżka – wspomina jego siostra Aleksandra.
Pod koniec sierpnia był jeszcze w domu, później konieczna była hospitalizacja. Adrian trafił na oddział płucny słupeckiego szpitala.
– Walczył do końca, ale wiedział, że odchodzi. Przekazał nam swoje ostatnie prośby – wspomina siostra.
Adrian zmarł w sobotę, 14 września w słupeckim szpitalu. We wtorek spoczął na cmentarzu w Młodojewie. Pogrzeb był ogromny. – Dobrze jest mieć świadomość, że miał wokoło siebie tylu serdecznych ludzi i był dla nich ważny – żegnając Adriana mówił Marek Dąbrowski. – W oczach wielu osób byłeś naszym mistrzem świata. Cudowny człowiek, społecznik, dusza towarzystwa. Mówi się, że dziś mało kto działa z pasją i sercem – taki byłeś i taki pozostaniesz w naszych sercach. Podziwialiśmy Cię w Twojej walce. Dziś wszyscy tutaj płaczemy, lecz wiemy również dokładnie, że nic Cię więcej nie boli, nie męczysz się i już nie cierpisz. Adrianie, na zawsze pozostaniesz w naszych sercach i pamięci. Cieszę się osobiście, że mogliśmy wspólnie przeżyć tyle pięknych chwil, że byłem przy Tobie wielokrotnie w tych trudnych momentach, kiedy tego potrzebowałeś – dodał. Adrian chciał, aby podczas pogrzebu pomóc Basi Wilczewskiej, 8-latce z Rozalina, która walczy z guzem mózgu. Zgodnie z jego życzeniem, wszystkie pieniądze zebrane na tacę podczas pogrzebu trafią na konto Basi, by wesprzeć ją w walce z chorobą.
Bliskim Adriana składamy wyrazy współczucia.