Iwona Ławniczak karetką została przewieziona do słupeckiego szpitala, kiedy praktycznie nie mogła chodzić i miała silne duszności. – Lekarz na izbie przyjęć ocenił, że noga spuchła od zwyrodnienia kręgosłupa, a duszności ma przez nerwy. Nie mogę sobie darować, że mu uwierzyłam i zabrałam mamę do domu – mówi córka kobiety. Kilka godzin później pani Iwona zmarła.
61-letnia Iwona Ławniczak mieszkała w Ksawerowie. Od pewnego czasu miała problemy z nogami, doskwierały jej żylaki i miała słabe krążenie. W niedzielę, 22 maja dolegliwości mocno się nasiliły. Do tego stopnia, że nie była w stanie chodzić. Kiedy jej mąż wrócił z kościoła, zastał ją leżącą na podłodze, bo praktycznie straciła czucie w nodze. Czuła przy tym silny ból w biodrze i duszności. Około godz. 14 przyjechała karetka ze Słupcy, która zabrała panią Iwonę do naszego szpitala. – Cieszyłam się, że wzięli mamę do szpitala. Byłam przekonana, że na kilka dni ją tam zatrzymają i porobią wszystkie badania, że po prostu pomogą mamie – wspomina Agata Ławniczak, córka pani Iwony, która po telefonie od taty od razu przyjechała domu rodziców, spakowała rzeczy mamy i pojechała do słupeckiego szpitala. Kiedy weszła na izbę przyjęć, mama czekała na wyniki badań. Nadal źle się czuła, narzekała na duszności i mocno bolała ją noga, która była cała opuchnięta. Po około godzinie przyszedł lekarz z wynikami badań. – Powiedział, że mama jest zdrowa, że nic jej nie jest i nie widzi potrzeby, by zostawiać ją w szpitala, a jak mama chce to na drugi dzień może iść do lekarza rodzinnego porobić dodatkowe badania. Wypisali mamie tylko receptę na środki przeciwbólowe i przeciwzapalne – opisuje pani Agata. – Zwracałam uwagę na problemy mamy z nogą, na duszności. Lekarz stwierdził, że noga opuchła od zwyrodnienia kręgosłupa, a duszności spowodowane są tym, że mama zdenerwowała się wizytą na izbie przyjęć. Bardzo zdziwiło mnie to, co usłyszałam od lekarza, ale uwierzyłam mu, że wszystko z mamą jest w porządku. Komu miałam wierzyć, jeśli nie lekarzowi? Nie mogę sobie tego darować – dodaje.
Mamę, która nadal nie mogła iść o własnych siłach i swobodnie oddychać zabrała z izby przyjęć. – Z pomocą pana z recepcji jakoś dałam radę przewieźć mamę wózkiem i posadzić w samochodzie. Tak naprawdę, spośród personelu szpitala, tylko ten pan nam pomógł – mówi pani Agata.
Około godziny 18 przywiozła mamę do domu w Ksawerowie. Kiedy pani Iwona przyjęła przepisane leki, poczuła się trochę lepiej. Ale około północy dolegliwości wróciły, ze wzmożoną siłą. Bolącą nogę mąż posmarował maścią przeciwbólową, na chwilę było lepiej, obaj małżonkowie zasnęli. Około godziny 1 pani Iwona zaczęła bardzo ciężko oddychać. – Iwonka, co się dzieje? – pytał przerażony mąż. Nie mógł już nawiązać kontaktu z żoną. Natychmiast zadzwonił na 112. Dyspozytor wysłał karetkę, a do jej przyjazdu instruował mężczyznę, jak ma prowadzić reanimację. Mąż przez około 20 minut walczył o życie pani Iwony. Później akcję przejęli strażacy a także załoga karetki pogotowia. Ta sama, która kilka godzin wcześniej pierwszy raz przyjechała do pani Iwony. – Kiedy w nocy jechałam do rodziców modliłam się, żebym minęła jadącą na sygnale karetkę. Oznaczałoby to, że mama żyje. Niestety, kiedy się mijaliśmy ambulans jechał wolno i cicho. Wiedziałam już, że stało się najgorsze – dramatyczne chwile wspomina pani Agata.
Pani Iwony nie udało się uratować. Za przyczynę śmierci przyjęto zator płucny. Rodzina początkowo domagała się przeprowadzenia sekcji zwłok i śledztwa, ale ostatecznie z tego zrezygnowała. – Mama była aniołem, chcieliśmy, żeby spokojnie odeszła. Nie chcieliśmy, żeby po śmierci ją męczyli, żeby robili sekcję – mówią bliscy pani Iwony. Choć mają ogromny żal do słupeckiego lekarza, który cierpiącą odesłał ją do domu zdecydowali, że nie skierują sprawy do prokuratury. – Mamie nic już życia nie wróci. Mamy tylko nadzieję, że żadna inna rodzina nie będzie musiała cierpieć, tak jak teraz my cierpimy. Że jak kolejny pacjent pojawi się w szpitalu z takimi objawami to pan doktor dwa razy zastanowi się, zanim odeśle go do domu – mówi rodzina zmarłej kobiety.
Dyrekcja słupeckiego szpitala zapewnia, że przeprowadzi postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. – Wobec bardzo emocjonalnej relacji Rodziny Zmarłej Szpital podjął działania zmierzające do wyjaśnienia sprawy. Lekarz zaopatrujący pacjentkę w Izbie Przyjęć złożył wyjaśnienia. Przeanalizowano posiadaną dokumentację medyczną, jednak wyjaśnienie sprawy bardzo utrudnia brak badania pośmiertnego (sekcja zwłok), która w obiektywny sposób wyjaśniłaby przyczynę zgonu. Szpital poinformuje o efektach postępowania wyjaśniającego – oświadczył Maciej Sobkowski, dyrektor słupeckiego szpitala.
Wyrazy współczucia. Niestety postępowanie zostanie umorzone z najważniejszej przyczyny braku sekcji i nie wniesienia postępowania wobec szpitala bądź lekarza. To nie uchroni nikogo przed kolejną taką sytuacją,ponieważ nikt nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności wobec zaistniałej przykrej sytuacji. Lekarze mają nas w nosie.
I to był wielki bald że nie skierowaliście sprawy do prokuratury.. bo dzięki temu być może komuś innemu uratowalibyscie życie. A takto… bezkarny koniowal lekarz dalej tam dyżur pełni bierze za to pieniądze i wysyła dobrych ludzi na drugi swiat
Dzisiaj to pacjent musi dbać o siebie I domagać się reakcji. Takich przypadków jak opisany po szczepionkach covidowych jest bardzo dużo. Po drugiej szczepionce u mnie zaczęły się problemy takie jak w opisie. LTez w nocy byłam w szpitalu ,otrzymałam poradę telefonicznie ( pandemia) ,lekarz też mnie chcial pozbyć, podobnie jak tutaj ale Sue nie dałam ( jestem farmaceutką) I dopiero kiedy lekarzowi fachowo wytłumaczyłam co mi grozi i czego od niego oczekuję wypisał mi kompleksowo leki odpowiednie .Teraz muszę się badać i mam powroty co jakiś czas. Bardzo współczuję córce, która była z mamą w szpitalu. Ja napisałabym skargę i podręczyla tego lekarza który xle postawił diagnozę. On źle zdiagnozował prostą dla każdego lekarza sprawę.
Do mojej mamy która miała wylew ledwo mówiła nie chcieli wysłać karetki i chcieli rozmawiac z mamą która ledwo mówiła…
Bardzo współczuję Rodzinie
Nigdy nie chciałabym tego przeżyć.
Serdeczne wyrazy współczucia.
‐———-‐——————-
Kiedy ja potrzebuje pomocy lekarza,
zawsze mówię,Boże muszę być zdrowa-
zarejestruj się,odczekaj termin,badania zrób albo nie-bo nie da ci skierowania…
Nagła pomoc na sorze-czekasz,czekasz….
Boże co za czasy nastały.
Lekarzy z wiedzą i empatią-coraz mniej.
Za to w sprawach covidowych byli niezwykle drobiazgowi. No cóż. Podwójne pensje zobowiązywały.
Rakarze
który to „lekarz” ? Czy przypadkiem nie ten fanatyk szpryc srowidowych wyzywający ludzi od debili ? Bo jakoś trafność tej diagnozy pasuje mi do intelektualnych możliwości tegoż delikwenta
Dokładnie kolego.mysle że myślisz dokładnie o tym delikwencie co ja.jemu to się nawet mrugać nie chciało podczas oględzin.
A mnie wygnano w nocy ze szpitala miałam złamaną rękę pan chirurg się zdenerwował Bo powiedział że mam czekać do jutra i jechać do domu Ja się nie chciałam zgodzić to ratownicy medyczni on wywalili mnie za drzwi a na dodatek powiedzieli że byłam chyba pijana menu tak jest suterski w szpitalu dziadostwo nie miałam czasu zająć się tą sprawą bo wyjeżdżam za granicę bo jestem za granicą Gdyby było inaczej też to bym załatwiła Myślę że kiedyś Pan chirurg zapłaci za to jest głupio cwany a noga na pewno mu się podwinie tego mu życie
Po co robić lekarzowi problemy. Tak to może jeszcze wielu pacjentów tak zdiagnozować. Faktycznie wybitna jednostka, ten lekarz. Nie znasz się na robocie chłopie to idź do melioracji
ale na melioracji też trzeba się znać. A on widać jest wybitnie oporny na jakąkolwiek wiedzę.
Ludzie zacznijcie walczyć o swoje zdrowie i swoje rodziny nie pozwólcie tzw lekarzom odsyłać was do domu! A jak stanie się najgorsze walczcie w sądzie albo bierzcie sprawy w swoje ręce nie odpuszczajcie lekarzom to są dzisiaj święte krowy ale tak nie musi być! Do walki…
Przykra sprawa, ale niestety z sąsiednich placówek nasz szpital jest nazywany tylko ,,umieralnia”. Konflikt za konfliktem no i lekarze beznadziejni
Moj maz mial udar. Pani doktor stwierdzila po badaniu ,ze się mylę. Ze jest ok. Na tylko i wyłącznie tylko moje naleganie, z dąsem zgodzila się poslac nas z opieki calodobowej na SOR. Tam go zbadali i od razu oddział szpitalny. W szpitalu drugi udar po dwóch dniach. Wszystko skonczylo się dobrze,lekki niedowład prawej strony jest, ale spoko. Trzeba być upierdliwym,jak mówią, bo teraz trudno o dobrych lekarzy. Placimy skladki po co????
Nasza służba zdrowia. Byłam z mamą na pogotowiu w Słupcy w szpitalu. Mama miała strasznie czerwoną i opuchnięta nogę. Wcześniej leczona była na zakrzepice i niewydolność zylną P. Dr przyjął ją nie zlecił żadnych badań, a wystarczyło by zrobić podstawowe badanie krwi nic kompletnie. Ból gorączka do 40 stopni. Odesłano ją do domu z kwitkiem. Apap można brać w domu a to szpital. Masakra. Okazało się że jest zakrzepica i róża zrobiłam jej prywatnie wszystkie badania i lekarzy naczyniowca, dopler, oraz dermatologa wszystko prywatnie. P. Dr. Dermatolog powiedziała do nas hak pojechaliśmy dlaczego lekarze mamę nie skierowali do szpitala na Lutycką do Poznania ona powinna odrazu tam trafić. Powiedziałam że lekarz powiedział mama nie wymaga hospitalizacji szpitalnej. Szok nie życzę nikomu to co teraz przechodzimy ale po co siedzą i udawają lekarzy skoro nic nie robią.