Spotykamy się w samo południe, jest Pani w trakcie gotowania obiadu. Przez ostatnie ponad 20 lat raczej rzadko mogła Pani sobie pozwolić o tej porze na gotowanie.
Gotowałam praktycznie tylko w soboty. Ale jak weszłam do kuchni, to nie wyszłam z niej wcześniej niż o godz. 14. Gotowałam wtedy na cały tydzień. Kiedyś ksiądz po kolędzie zapytał mojego męża czy sam gotuje. Na co wnuczka odpowiedziała, że dziadziuś jest odgrzewaczem. Idealnie to określiła. Teraz odbijam sobie te ponad 20 lat i kulinarnie dogadzam całej rodzinie, już teraz nikt nie musi nic odgrzewać. Dziś akurat robię dwa obiady – zupę ogórkową dla męża, wnukom jak wrócą ze szkoły zaserwuję gulasz z kurczaka. Do tego, dla wnuka będą jego ulubione kluski śląski, dla wnuczki – ziemniaki. Jednym słowem, każdy dostanie to, co lubi.
Musze jednak zaznaczyć, że emerytura sprawia mi przyjemność, nie tylko przez gotowanie czy pracę w ogrodzie, ale przede wszystkim robienie na drutach czapek i szali…mogę śmiało stwierdzić że chyba już połowa gminy nosi moje produkty. Nawet z metką ,,made by Grażynka”.
Takiej babci można pozazdrościć…
Niech doświadczą tego, że mają babcię. Takie domy rodzinne, gdzie jest mama, tata, babcia, dziadzia i dzieci mają zawsze dużo wspomnień. Ja sama niesamowicie wspominam chwile z moimi dziadkami, kiedy wracałam ze szkoły w Kotuni. Spędzałam z nimi mnóstwo czasu, bo rodzice pracowali – mama była główną księgową w Powiatowej Radzie Narodowej, tata prowadził SKRy i stacje ochrony roślin. My tak naprawdę wychowywaliśmy się z dziadkami i wiele rzeczy przez nich przekazanych wykorzystujemy w życiu.
Przez ostatnie 22 lata brakowało Pani tego rodzinnego życia? Praca na stanowisku wójta nie kończy się przecież o godzinie 15.00.
Do 2018 r. żyła moja teściowa i pewne rzeczy, które mogła, robiła. Poprzednia kadencja na stanowisku wójta była dla mnie bardzo trudna, bo mamy już nie było i trzeba było pogodzić pracę w urzędzie, obowiązki w ogrodzie, w kuchni, w domu, no i jechać na zebranie, spotkanie, tego zawsze było dużo.
Cieszy się Pani, że jest już na emeryturze?
Te ostatnie lata pracy tak mocno dały się mi we znaki, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, że po odejściu naprawdę poczułam ogromną radość. W pierwszy dzień, kiedy nie poszłam do pracy, wstałam o 9.30, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Choć z czasem te myśli o pracy trochę wracały. Jeszcze tak mam, że w niedzielę popołudniu zastanawiam się co jest jutro do zrobienia w urzędzie i dopiero po chwili dochodzi do mnie, że przecież już nie chodzę do pracy. Zawsze lubiłam ludzi i ciężko z dnia na dzień przestać o nich myśleć, dlatego jeśli dostanę jakieś zaproszenie na uroczystość, oczywiście chętnie z tego korzystam. Ale już w innej roli… równie miłej.
Wróćmy na chwilę do czasów Pani działalności zawodowej. Co było największym sukcesem, co porażką?
Sukces to przede wszystkim sprowadzenie do gminy firmy HellermannTyton. Ponad 300 miejsc pracy, bardzo wiele osób z naszej gminy pracuje. Młodzi ludzie zostali w naszej gminie, tutaj mieszkają, tutaj ich dzieci chodzą do szkół, tutaj zostawiają swoje pieniądze. Dokładnie o to chodziło. Wielkim sukcesem są dla mnie wybudowane drogi. W trzech pierwszych kadencjach powstało ich bardzo dużo. Udało mi się wykorzystać wszystkie dodatkowe środki rządowe na wymiany dachów w szkołach podstawowych, których jest aż siedem.
Realizowane są też nowe stacje uzdatniania wody. Dwie kończą się, trzecia jest po przetargu. Dostaliśmy na to fundusze krajowe. Będą jeszcze ocieplane budynki komunalne, co też zapoczątkowałam. Została zapoczątkowana droga na ul. Jeziornej w Piotrowicach, sieć wodociągowo-kanalizacyjna od Piotrowic do ul. Słomczyckiej i wiele jeszcze innych. Idzie wszystko w dobrą stronę.
Na temat szkół toczyły się bardzo burzliwe dyskusje. Była Pani zwolennikiem reformy oświaty, a co za tym idzie zamknięcie części szkół. Reforma się nie udała. Uważa to Pani za swoją porażkę?
W pewnym stopniu uważam to za porażkę, gdyż przy 7 szkołach budżet Gminy był bardzo obciążony, jednak moją ostatnią intencją nie było zamykanie szkół, a tworzenie filii. Część szkół dla klas 1-3 a inne 4-8. Zachowalibyśmy wówczas dowozy, a dzieci czułyby się dobrze w oddzielnych placówkach.
Pomysł nie przeszedł, jednak odchodząc jeszcze zdecydowałam o wymianie ogrzewania w Młodojewie i Cieninie Kościelnym na gazowe, co w tej chwili jest realizowane. W Młodojewie było trochę trudniej, bo obiekt szkoły objęty jest opieką konserwatora zabytków. Ale okazało się, że kotłownia już jest poza granicą zabytku i można było tam zrobić gaz. To jest teraz realizowane.
Mimo że Pani już nie jest wójtem, nadal doskonale orientuje się w gminnych sprawach. Obecny wójt radzi się Pani?
Nie, ale gdy ktokolwiek z Urzędu potrzebowałby pomocy, to ja zawsze nią służę. Do te pory zdarza się często, że mieszkańcy dzwonią do mnie o poradę lub wsparcie. Oczywiście zawsze wysłucham, ale i zaznaczam, że to obecna władza musi podjąć decyzję.
Ale przed wyborami pomogła Pani Bogdanowi Kukulskiemu. Pani poparcie przesądziło o jego zwycięstwie?
Owszem wspierałam i popierałam. Przez tyle wspólnych lat spędzonych razem z kolegą Bogdanem, nad rozwiązywaniem różnych problemów, na spędzaniu wielu godzin na rozmowach nie mogłam inaczej jak tylko wesprzeć mojego kolegę z biura obok. Myślę, że on zrobiłby to samo.
Gdyby Pani jeszcze raz zdecydowała się kandydować, nadal byłaby Pani wójtem?
Od samego początku ostatniej kadencji wszem i wobec mówiłam, że nie będę już więcej kandydować i przez całą kadencję ani na chwilę nie zmieniłam zdania. Tak naprawdę odejść chciałam już w 2018 r. W marcu 2018 r., czyli kilka miesięcy przed wyborami mama męża bardzo zachorowała i wymagała naprawdę dużo opieki. Stwierdziliśmy wtedy z mężem, że zostanę już w domu i poświęcę się opiece nad mamą. Uznaliśmy, że trzeba jej oddać to, co przez całe życie zrobiła dla nas. Niestety, w maju mama zmarła, została pochowana w Dzień Matki. Kiedy wróciliśmy z pogrzebu mąż powiedział do mnie, że nie nadaję się jeszcze do siedzenia w domu. – Jak chcesz, to startuj – powiedział. W wyborach w 2018 r. wzięłam udział tak naprawdę przez namowę Pawła. Stwierdziłam, że spróbuję jeszcze swoich sił ale zastrzegłam, że – jeśli wygram – będzie to naprawdę ostatnia kadencja.
Z mieszkańcami gminy przez 22 lata było różnie, musiała Pani pewnie sporo się nasłuchać, również nieprzyjemnych słów. Są w gminie ludzie, do którym ma Pani żal?
Nie chowam do nikogo urazy. Staram się zapamiętać to co dobre, a nie to co złe. A jak wspomniałam w poprzednim pytaniu, to do tej pory mieszkańcy mają do mnie zaufanie prosząc mnie o rady. Nie ukrywam, że to sprawia mi przyjemność.