W ostatnich dniach ogólnopolskie media informowały o właścicielce firmy produkującej trumny, która zamiast wezwać pomoc do swojego pracownika wywiozła go do lasu, gdzie mężczyzna zmarł. Ta sama kobieta wcześniej przez kilka lat prowadziła podobny zakład w Piotrowicach. Jak opowiada jej były pracownik, wtedy także zabroniła wezwać karetki do jego kolegi, który uległ poważnemu wypadkowi.
W połowie czerwca, w lesie koło Skoków, niedaleko Wągrowca zostały znalezione zwłoki mężczyzny. Policjantom udało się go zidentyfikować. Na właściwy trop naprowadziły ich rękawice robocze oraz wióry na koszulce. Okazało się, że był to 36-letni obywatel Ukrainy. Pracował w zakładzie produkującym trumny, niedaleko Nowego Tomyśla. – Policjanci ustalili, że w upalny dzień mężczyzna zasłabł podczas pracy i stracił przytomność. Gdy inni pracownicy zawiadomili właścicielkę, ta zabroniła wzywać karetkę pogotowia i nakazała wszystkim iść do domu. Potem okazało się, że nieprzytomny mężczyzna zniknął z terenu zakładu. Nie pojawił się także w domu, w którym mieszkał. W dziwnych okolicznościach zniknął również jeden z Ukraińców, który z nim mieszkał i pracował – szokującą historię opisuje Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Po analizie wszystkich informacji oraz uzgodnieniach poczynionych z prokuratorami policjanci zdecydowali o zatrzymaniu właścicielki firmy. Kobieta trafiła do policyjnego aresztu. Funkcjonariusze rozpoczęli także poszukiwania Ukraińca, który zniknął tuż po zdarzeniu. Znaleźli go po kilku dniach w Łomży, w jednym z hosteli. Dowody i inne materiały informacyjne, które trafiły w ręce prokuratorów dały podstawę do przedstawienia właścicielce zakładu zarzutu nieudzielenia pomocy nieprzytomnemu mężczyźnie. Został jej także ogłoszony zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Grozi jej za to kara do 5 lat więzienia. Podobna kara grozi zatrzymanemu obywatelowi Ukrainy, który znając okoliczności zdarzenia, ukrywał się i zatajał informacje utrudniając w ten sposób śledztwo.
Właścicielka firmy została aresztowana. Jak się okazuje, kobieta jest dobrze znana w naszym powiecie. Od 2009 r. do 2014 r. taką samą działalność – zakład produkujący trumny prowadziła w Piotrowicach. O skandalicznych warunkach pracy w firmie, na naszych łamach opowiadał jeden z byłych pracowników. Opisał m.in. sytuację, w której szefowa zabroniła wezwania karetki pogotowia do jego kolegi, który miał poważny wypadek. – Raz kolega odciął sobie palec. Szefowa nie kazała wzywać pogotowia, bo chłopak pracował na czarno. Inny pracownik swoim samochodem musiał zawieźć go do szpitala – opowiadał Kamil Zauer. Jak twierdził, praca na czarno w piotrowickiej fabryce trumien była normą. – Ci pracownicy przeważnie zaczynali po 14.00. Wtedy było mniejsze prawdopodobieństwo, że przyjedzie jakaś kontrola – mówił Kamil. Miał też wiele innych zastrzeżeń do byłej szefowej. – To, jak ona traktuje pracowników, woła o pomstę do nieba. Codziennie harowałem po 12 godzin, pracowałem też w soboty. Co miesiąc wychodziło mi po ponad 500 zł za nadgodziny, ale tyle nigdy nie dostawałem. Szefowa wypłacała mi różnie, czasami 100, czasami 200 zł. Gdy pytałem o resztę zarobionych pieniędzy, odpowiadała, że na więcej nie zasłużyłem – opisywał.
Gdy kobieta prowadziła w firmę w Piotrowicach, próbowaliśmy z nią porozmawiać i zapytać o zarzuty, jakie pod jej adresem kierował wówczas były pracownik. Odmówiła jednak komentarza. Kamil zwolnił się z pracy w 2013 r. Rok później firma zakończyła działalność w Piotrowicach.
36-letni Wasyl, który zmarł w lesie koło Wągrowca pracował w Polsce od początku roku. Osierocił żonę i trójkę dzieci.
Na tym polega w Polsce bezrobocie i samowolnie pracodawców brak kontroli na tym poziomie
Powinna za to dostać z piętnaście lat Miałam okazje u Niej pracować krótki okres do dziś Mi nie zapłaciła za pracę jak i wielu innych Ludzi oszukała bo robili bez żadnej umowy.Jest Wielką Oszustką w Piotrowicach zbankrutowała to poszła gdzie indziej Ludzi oszukiwać.
To zwierz a nie człowiek.Do pudła z taką.
Oszukanych finansowo przez tą osobę w naszym rejonie jest chyba sporo.