Małżeństwo ze Słupcy oszukało ponad 1200 osób z całej Polski – po trwającym prawie trzy lat procesie orzekł właśnie słupecki sąd. Marcin i Monika K. muszą zapłacić nie tylko grzywnę i koszty procesu, ale też oddać pieniądze pokrzywdzonym.
Wszyscy pokrzywdzeni to osoby, które chciały dorobić, skręcając w domu długopisy i składając biżuterię. Ofertę właśnie takiej chałupniczej pracy w internecie zamieszczała słupecka firma. Aby podjąć pracę trzeba było wpłacić na wskazane konto kaucję, która przeważnie wynosiła niecałe 50 zł. Osoba, która wpłaciła pieniądze dostawała pocztą jeden długopis lub kolczyk do złożenia oraz informację, z której wynikało, że do podjęcia pracy niezbędne jest prowadzenie własnej działalności gospodarczej. Problem w tym, że przed wpłaceniem pieniędzy żadna z osób nie była o tym informowana. W tej sytuacji ludzie rezygnowali z podjęcia pracy, o której była mowa w ogłoszeniu. Nie mogli liczyć na zwrot wpłaconych pieniędzy, bo jednym z warunków zwrotu kaucji była odesłanie w stanie nienaruszonym, kompletnym i oryginalnym opakowaniu pakietu próbnego. To jednak nie było możliwe, bo instruktaż z informacją oraz próbnym długopisem lub kolczykiem znajdował się w zamkniętej kopercie.
W ten sposób słupecka firma działała przez ponad pół roku, od kwietnia do listopada 2013. Łącznie oszukała ponad 1200 osób. Po zatrzymaniu właścicielki firmy okazało się, że nie działała ona sama. Jako swoich wspólników wskazała innych słupczan – Marcina i Monikę K.
Gdy trzy lata temu słupecka prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko całej trójce, tylko Agnieszka S. przyznała się do winy i dobrowolnie poddała karze. Marcin K. przekonywał, że tylko pracował w firmie. – Miałem pisać ogłoszenia, odpisywałem na maile, odbierałem pocztę. Nie wiedziałem, że ta działalność to oszustwo. Wiedziałem, że są tam jakieś kruczki prawne. Nie miałem zamiaru nikogo oszukać – zapewniał podczas jednego z przesłuchań. Jego żona zapewniała, że tylko pomagała pani S. w księgowości. – Nie wysyłałam żadnych maili, nie składałam żadnych ofert, nie wysyłałam żadnych listów. Nie byłam świadoma, że działalność pani S. ma charakter przestępstwa. Nie czerpałam żadnych korzyści majątkowych, była to pomoc czysto koleżeńska. Czuję się niewinna i pomówiona – zeznała Monika K.
Prokurator nie uwierzył w ani jedno z tych słów. Za prawdziwe uznał to, co podczas śledztwa zeznała Agnieszka S., która jasno przyznała, że oszustw dokonywała wspólnie i w porozumieniu z małżeństwem K.
Ze względu na konieczność przesłuchania tak ogromnej liczby pokrzywdzonych proces trwał aż trzy lata. Kilkanaście dni temu w końcu zapadł wyrok. Marcin i Monika K., którzy do końca zapewniali o swojej niewinności i w ostatnim słowie domagali się uniewinnienia, zostali skazani na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 4 lata. Mają też zapłacić po 4 tys. zł grzywny i po ponad 8 tys. zł kosztów sądowych. Muszą też solidarnie z Agnieszką S. naprawić wyrządzoną szkodę, czyli oddać pieniądze wszystkim pokrzywdzonym. Łącznie będzie to ok. 60 tys. zł. Mają na to 2 lata od uprawomocnienia się wyroku. Jeśli tego nie zrobią, sąd będzie mógł odwiesić im karę, a wtedy trafią na 2 lata do więzienia.
Wyrok nie jest prawomocny.
szantażystkę to trzeba posadzić i to koniecznie!