O jej miejscu można śmiało powiedzieć – pracownia z pasją. Bo od kilku lat tworzy tutaj – na ulicy Ratajczaka w Słupcy swoje krawieckie arcydzieła. Mowa o Kasi Kałużnej.
Najpierw ukończyła Zasadniczą Szkołę Zawodową. Następnie, już po urodzeniu trzech córek – Pauliny, Grety i Oli ogólniak. W między czasie kończyła też rozmaite kursy. Chciała się sprawdzić, czym w życiu może się zająć. Krawiectwem – a dokładniej szyciem różnego rodzaju firan, przeróbkami krawieckimi zajęła się tak naprawdę kilka lat temu… Być może też za sprawą swojej babci Lucyny, która dawniej rozbudziła w niej tą pasję. – Pamiętam, kiedy będąc młodą dziewczyną babcia podarowała mi zimowy płaszcz, który przerobiłam w młodzieżową kurtkę. Sama byłam zaskoczona, że potrafiłam to zrobić. Czasem sięgam pamięcią, kiedy w domu babci Lucyny na stole była ciężka, deptana maszyna krawiecka Juka. To właśnie tam szyłyśmy wspólnie lalkom ubrania. Kiedy byłam już mamą wiele razy przerabiałam i szyłam dla moich dzieci ubrania. Nie spodziewałam się, że w przyszłości stanie się to moim sposobem na życie – mówi nam na początku spotkania.
Zainwestowała w nowego elektrycznego Łucznika i tak historia potoczyła się dalej. Za namową córek zaczęła szyć firanki. Najpierw prowizoryczne, proste. Później już te, wymagające większego nakładu pracy, nn i wyobraźni. Kiedy otworzyła swój sklepik na Ratajczaka zaczęła też przerabiać ubrania. – Szczerze mówiąc bałam się tego, bo nie miałam wyuczonego zawodu krawca. Nigdy dla klientów nie wykrawałam, jedynie coś poprawiałam, ale jednak opłacało się. Pocztą pantoflową pojawiały się u mnie nowe osoby, „bo… przerobiła coś fajnie pani mojej mamie czy siostrze”. Z dnia na dzień stało się to moją pasją i już wiedziałam, że to przynosi mi najwięcej satysfakcji i tej decyzji nie żałuję do dziś. Doradzam ludziom z wzorem firanek – od podstaw, materiałem, układem w oknach, wyposażeniem i kolorystyką domu. Bo moim zdaniem nie można ciężkiej gipiury powiesić w delikatnym i nowoczesnym wnętrzu. Wszystko musi pasować do siebie i współgrać ze sobą. Dużo frajdy sprawia mi też szycie rozmaitych pluszowych zabawek dla najmłodszych tzw: przytulanek. Moja ciocia chrzestna – Aniela z zawodu jest krawcową. A mówi się, że po chrzestnych dziedziczy się pasję… Może coś w tym jest – powiedziała nam kończąc.