Lilie, lilie i jeszcze raz lilie, a także piękne kalie… morze kolorowych kwiatów pod kilkoma foliami. To królestwo Elżbiety i Damiana Huderków, którzy od ponad 20 lat prowadzą ogrodowy biznes. Ale to nie tylko biznes, a przede wszystkim wielka ich pasja. A chętnych po te różnokolorowe piękności na ulicy Szeluty w Słupcy nie brakuje…
Ta historia zaczęła się lata temu jeszcze za czasów babci pani Eli – Heleny. To ona zapoczątkowała to wszystko, co ich teraz otacza, chociaż wcale nie były to kwiaty. – Babcia zapoczątkowała uprawę warzyw, potem zajęli się tym moi rodzice Barbara i Jerzy Nowiccy. W szybkim czasie zyskali renomę w uprawie i byli wśród kilku największych i przodujących ogrodników w mieście i okolicy. Oprócz nich taką uprawą zajmowali się jeszcze Makowscy, Deglerowie czy Michalacy z Grobli. Na hektarach ich pól rosła sałata, kalafiory, pod foliami z kolei pomidory. Było co robić. To była ciężka praca – mówi pani Ela.
Ciekawostką jest to, że to właśnie Słupca i Zagórów była potentatami w produkcji sałaty. Jednak w 1986 roku nastąpił duży krach na rynku owoców i warzyw. A na to, jak nadmieniają nasi rozmówcy wpływ miał wybuch elektrowni jądrowej w Czarnobylu. – Nie sprzedaliśmy wtedy wszystkich warzyw, a część z ich zmuszeni byliśmy zutylizować – mówią.
Elżbieta i Damian zaczynali również od warzyw. W swoich czterech pierwszych szklarniach zaczęli uprawiać, podobnie jak rodzice pomidory, paprykę i sałatę. Elżbieta miała do tego dryg i umiejętności ogrodnicze, przekazane jakby „w genach”. Ukończyła też 5-letnie Technikum Ogrodnicze w Powierciu. Pracę maturalną pisała z astrów. Damian z zawodu był mechanikiem. A za sprawą swojej mamy pokochał kwiaty. W jego domu rodzinnym uprawiano goździki i asrtomerie, i jakby rzecz ujmując wsiąkł w te kwiaty. – I temu w pewnym okresie życia oddał się bez reszty, jednak jak była potrzeba to samochód też naprawił – śmieje się pani Elżbieta.
To właśnie kiedy Huderkowie, jako młode małżeństwo zajęli się uprawą warzyw, Damian namawiał Elżbietę na uprawę ulubionych przez niego kwiatów. – Długo mnie do tego przekonywał, aż wreszcie sama chciałam spróbować. Zaczęliśmy w jednym bloku uprawiać róże i przez krótki czas także astromerie i goździki. Któregoś dnia Damian „zdobył” sadzonki kalii oraz lilii no i tak to się zaczęło. Nazwa „Lilia – hurt i detal” też nawiązywała do tego czym zaczęliśmy się zajmować – wspomina pani Ela.
To był rok 2000. Przełom w tysiącleciu, ale i w ich życiu. Wieloletnie doświadczenie z roślinami spowodowało, że wiedzą jak się z nimi obchodzić czy perfekcyjnie dobrać ich kolorystykę i o tym mogą opowiadać godzinami. Na nasze pytanie o to, czy w uprawie mają artystyczną duszę, odpowiadają ze śmiechem, że pewnie nie, ale przecież coś z duszą artystyczną ich łączy. – Nie każda odmiana lilii tak samo pachnie (to lilie orientalne), to tak, jak z perfumami. Są też te bardziej intensywne, ale i subtelniejsze, a są również odmiany niepachnące (tzw. azjatki). Mówi się, że jeśli kochasz kwiaty, musisz z nimi rozmawiać, my możemy powiedzieć, że kochamy każdy z nich. Każdy jest dla nas piękny, o każdy z nich trzeba dbać. Choć trzeba je pilnować i chronić przed chorobami, nie wyobrażamy sobie zajmować się w życiu czymś innym. Kwiaty towarzyszą nam w różnych życiowych momentach. Są odzwierciedleniem wielu naszych emocji, a sam moment wręczania kwiatów wpisuje się w potrzebę i chęć dzielenia się, sprawienia komuś przyjemności. Można nimi wyrazić wiele słów, gestów i uczuć. Sprawiają, że nawet na najbardziej pochmurnej twarzy pojawia się uśmiech. A uśmiech to piękna chwila w życiu – mówi pan Damian.
W życiu stosują zasadę „chcieć to móc”, móc łączyć pracę zawodową z pasjami i życiem prywatnym. Długo musiało też potrwać, by swoją sprzedaż hurtową dostosowali do odpowiedniego popytu, a kiedy jest wysyp kalii czy lilii nie ma dla nich święta czy wolnej niedzieli. – Ścinamy je wtedy, kiedy jest jeszcze zamknięta forma w pączkach, a kiedy pęka, to znaczy, że pokrywa kwiatowa się otwiera. Kalię dodatkowo w zimniejszym okresie trzeba nagrzewać, by w lutym mógł nastąpić zakwit. Muszą żyć w „cieple”. Plantację kalii z pierwotnych 100 sztuk rozmnożyliśmy do blisko 800! W setkach liczymy też lilie. Które z nich lubimy bardziej? Jedne i drugie, choć przyznamy, że lilie są łatwiejsze w uprawie i pielęgnacji, choć nie mniej piękne, jak tamte drugie! Ciekawe jest również ich pielęgnowanie i obserwowanie każdego dnia, jak się rozwijają i zmieniają. Cieszymy się, że w którymś momencie życia zaczęliśmy robić to, co wiąże się z dużą pracą, ale też z tym, co kochamy bardzo – powiedzieli kończąc.
Dobra robota! Świetna robota!
Zawsze marzyła mi się własna grządka z kwiatami, ale mieszkając w bloku muszą mi wystarczyć kwiaty z poczty kwiatowej. Może kiedyś też dorobię się chociaż małej działeczki, gdzie będę mogła posadzić jakieś kwiatuszki.