– Musimy zadbać o miejsce, w którym żyjemy – mówi Marlena Kukawka, która od 17 lat wraz z mężem zbiera deszczówkę. Mieszkają w centrum stepowiejącego województwa, w Wielkopolsce, a dokładnie w Strzałkowie. Jak wyglądały ich początki z deszczówką?
Marlena Kukawka: 17 lat temu wprowadziliśmy się do nowego domu w Strzałkowie i od razu padł pomysł – mojego męża, który jest motorem napędowym – że trzeba zadbać o naszą Ziemię. Przeznaczyliśmy części pieniędzy na to, żeby zbierać wodę z dachu naszego domu. Mieszkamy w Wielkopolsce. Od wielu lat słyszymy, że ten region stepowieje, że lata są u nas wyjątkowo suche. Naszą gminę deszcze omijają… Już na etapie budowy zrobiliśmy na początku zbiornik podziemny o pojemności 3m3, który był połączony z rynnami, które z kolei odprowadzały wodę z dachu i zlewały wodę do tego zbiornika. Szybko się okazało, że te 3 metry to za mało. Były czasy posuchy w trakcie lata, natomiast były miesiące, kiedy musieliśmy tę wodę systematycznie pilnować i wypompowywać.
I wtedy zdecydowaliście o powiększeniu zbiornika…
– Dokładnie. Sytuacja się zmieniła, kiedy gmina Strzałkowo zdecydowała o rozbudowie systemu kanalizacji sanitarnej. Znajomy nam podpowiedział, że przy kilku zabiegach można przerobić 10 m3 szamba na zbiórkę wody. Przewierciliśmy otwór pomiędzy zbiornikiem na deszczówkę, a szambem. Konieczna była dezynfekcja naszego zbiornika na nieczystości. Wielokrotnie tę wodę wypompowywaliśmy, zalewaliśmy wodą, czyściliśmy wewnętrzne ścianki. Pomogły też biopreparaty do czyszczonego szamba.
Do czego wykorzystujecie deszczówkę?
Do podlewania trawników, drzewek, roślin kwitnących. Nie podlewamy roślin jadalnych.
17 lat temu zaczęliście zbierać wodę. To szmat czasu. Można powiedzieć, że w pewnym sensie byliście prekursorami?
– Była taka potrzeba chwili. Pamiętam, że kiedy budowaliśmy dom, te miesiące były naprawdę suche. Po kilku latach wybudowaliśmy garaż i teraz jesteśmy w trakcie zbierania wody z jego dachu w większe zbiorniki. Myślimy, że tak trzeba.
Z jednej strony aspekt klimatyczny, ale z drugiej mówimy tu także o finansowych oszczędnościach.
– Ależ oczywiście! Gdybym wzięła pod uwagę to, że muszę podlewać same rośliny ozdobne lub nowe nasadzenia, to by nas to bardzo dużo kosztowało. W głowie nam się też nie mieści, jak moglibyśmy taką zwykłą wodę marnować w przypadku, kiedy powszechnie się mówi o braku tej wody i o tym, że wprowadzane są okresowe zakazy na podlewanie ogrodów. Czasami zdarza się, że nie ma opadów, nie ma wody. Wówczas w ogóle nie podlewamy trawnika.
Liczyliście, jaka to może być oszczędność finansowa w skali roku?
– Nigdy się o to nie pokusiliśmy, ale oszczędność jest na 100 procent! Wydaje mi się, że będą tym bardziej odczuwalne przy obecnych podwyżkach stawek za wodę.
A jakie były reakcje 17 lat temu, kiedy zaczęliście zbierać deszczówkę? Jak reagowali Wasi znajomi?
– Różnie. Z jednej strony mówili, że fajnie, że trzeba iść z duchem czasu. Klimat, wiadomo. Ktoś pokusił się o wykopanie studni. Inny stwierdził, że to fanaberia i po co tracić pieniądze. Teraz, kiedy mówimy, że zbieramy deszczówkę, słyszmy, że „szkoda, że nie pomyślałem”.
Gdybyś miała zachęcić kogoś do zbierania deszczówki, to jakich użyłabyś argumentów?
– Musimy zadbać o miejsce, gdzie żyjemy. Wykorzystać to, co daje nam natura. Z drugiej strony – koszty, oszczędności. Z roku na rok to widać, że z roku na rok Wielkopolska stepowieje. Ludzka świadomość się zmienia. Warto zauważyć, że coraz więcej osób ma pojemniki na deszczówkę. Dobrym przykładem jest również miejscowa szkoła, która zbiera wodę i wykorzystuje ją do podlewania roślin w przyszkolnym sadzie.
Marta Kaźmierowska
Moja babcia zbierała deszczówkę 40 lat temu jak chciała umyć włosy już w tedy wiedziała co się świeci.i mówiła do dziadka ratujmy planetę