Na odejście bliskich nie można się nigdy przygotować. Śmierć przychodzi zawsze nie w porę, a zwłaszcza, kiedy zabiera kogoś zdecydowanie za wcześnie. Zostawia ból, który ukoić mogą tylko wspomnienia. W minioną sobotę, po długiej i ciężkiej chorobie zmarła Wioleta Szambelan, 51-letnia mieszkanka Trąbczyna.
Urodziła się 1 lutego 1967 roku w Zagórowie. Całe życie mieszkała w Trąbczynie. Tutaj uczęszczała do Szkoły Podstawowej. Potem skończyła strzałkowskie technikum. Wychowywała ją samotnie mama, która nauczyła miłości i szacunku do drugiego człowieka.
– To było jej życiową największą cechą, żeby pomagać drugiemu, nawet jeśli samemu ma się niewiele – mówi jedna z jej córek.
Pani Wioleta wyszła za mąż w październiku 1991 roku. To właśnie dzieci były dla niej największym szczęściem, tym, dla kogo budziła się każdego dnia z uśmiechem. Patrycja, Edyta, Asia i Beata zawsze miały w niej wsparcie.
– Mama była osobą bardzo sympatyczną, ciepłą, otwartą dla wszystkich, a przy tym bardzo zaradną. Cieszyła się każdą chwilą spędzoną z rodziną. Wszystko sama potrafiła załatwić, o wszystkich myślała, a na końcu o sobie (co poniekąd było jej wadą), bo zasługiwała na dużo więcej niż miała. Z optymizmem patrzyła na życie, pomimo wielu przeciwności losu, zawsze mając uśmiech na twarzy. Była osobą absolutnie cudowną, pełną wigoru i temperamentu. Oprócz tego wspaniałym człowiekiem i najlepszą matką na świecie – dodaje Edyta.
Przez jakiś czas pani Wioleta pracowała jako sprzedawca w sklepie w Sławsku, a następnie przez kilka lat w Dino. Potem miała kilkuletnią przerwę. Tuż przed chorobą ponownie chciała powrócić do pracy. To właśnie ciężka choroba stanęła na jej drodze. Dwa lata temu wykryto u niej nowotwór. Poddała się leczeniu, mając nadzieję, że wyzdrowieje… Miała przecież dla kogo żyć. Choroba jednak wygrała. Zmarła 14 lipca wieczorem w otoczeniu najbliższych. Jak mówią jej najbliżsi, kiedy odeszła, niebo zaczęło płakać…
Zmarła śp. Wioleta pozostawiła przepełnioną smutkiem Mamę, której była jedynym ukochanym dzieckiem oraz męża. Córki Edyta, Patrycja Beata i Asia na ceremonii pogrzebowej słowami dziękowały jej za dar życia i trud wychowania. Mają w pamięci wspólnie spędzone chwile, pomoc w wypełnianiu codziennych obowiązków, pochwały i napomnienia, radość z sukcesów, wsparcie w dążeniu do celu. Mama, jak powiedziały, nauczyła je mądrości, przygotowała do dorosłego życia. Tłumaczyła, że jest tylko jedno lekarstwo na duże kłopoty- małe radości. Córki są wdzięczne za otwarte Serce Matki i Jej nieskończoną troskę i opiekę. Ufają, że pomoc Mamy nigdy nie ustanie. Pogrążony w żałobie Mąż dziękował za niemal dwadzieścia siedem lat wspólnego życia, czas wypełniony wychowaniem córek i dzieleniem tego, co przynosił los.
I choć wśród żyjących nie ma ukochanej Córki, Mamy i Żony, Rodzina wierzy w jej nieustającą obecność mając na uwadze słowa świętej pamięci księdza Jana Twardowskiego: można odejść na zawsze by stale być blisko. Cześć Jej pamięci!