Fryzjerka z zawodu i zamiłowania, wieloletnia działaczka Cechu, ale przede wszystkim kochająca żona, mama i babcia. Jolanta Dziublewska zmarła wieku 55 lat, po kilkumiesięcznej walce z okrutną chorobą.
Całe życie związała ze Słupcą. Tutaj chodziła do podstawówki, tu ukończyła liceum, równocześnie zdobywając tytuł czeladnika fryzjerstwa. Od dziecka wiedziała, że z tym zawodem zwiąże swoją przyszłość. Nie bez znaczenia był fakt, że fryzjerką była jej mama – Halina Kulczewska. Właśnie pod okiem mamy, która przez wiele lat przy ul. 21 stycznia w Słupcy prowadziła popularny zakład fryzjerski, pani Jolanta stawiała pierwsze kroki w zawodzie. Później salon prowadziły wspólnie, a po przejściu pani Haliny na emeryturę, przejęła go pani Jola. Z czasem salon przeniosła na obecną ul. Pileckiego. Oprócz usług fryzjerskich, klientki mogły korzystać z zabiegów kosmetycznych. I w tej dziedzinie pani Jolanta była specjalistką. – Mamy praca była jednocześnie jej największą pasją. Cały czas chciała się rozwijać w tym kierunku, często uczestniczyła w szkoleniach, należała do wielu grup poświęconych fryzjerstwu, gdzie mogła wymieniać się doświadczeniami – wspomina córka Maria.
Pani Jolanta od początku swojej pracy zawodowej mocno udzielała się w słupeckim Cechu Rzemiosł Różnych. Była członkiem zarządu i podstarszą. Egzaminowała młodych adeptów fryzjerstwa, ale też uczyła ich fachu. Wiele fryzjerek działających w naszym powiecie w jej salonie odbywało praktyki zawodowe.
Prywatnie, pani Jolanta była kochającą żoną, mamą i babcią. Ślub wzięła w 1988 r. Z mężem Jarosławem wychowali troje dzieci: Łukasza, Marię i Michalinę. 3,5 roku temu na świat przyszła ich wnuczka Helenka. Kiedy dzieci już dorosły, w domu państwa Dziublewskich pojawiła się Hana – pies rasy akita, który stał się oczkiem w głowie całej rodziny. Wolne chwile pani Jolanta z mężem najchętniej spędzała na działce na Róży, nad Jeziorem Słupeckim.
Szczęśliwe życie rodziny w lutym tego roku przerwała straszna diagnoza. Pani Jolanta dowiedziała się, że ma glejaka. Złośliwego i nieoperacyjnego, znajdującego się praktycznie w samym środku mózgu. Nie poddała się, walczyła. Najpierw przeszła radioterapię, potem przyjmowała chemię. Na początku choroby trzy tygodnie spędziła w szpitalu, później z okrutną chorobą walczyła w domu. Cały czas otoczona bliskimi. – Mimo że ja, brat i siostra mieszkamy w Poznaniu tak staraliśmy się organizować życie rodzinne, by zawsze ktoś był u mamy – wspomina córka Maria.
Niestety, nowotwór z każdym tygodniem atakował coraz bardziej. Pani Jolanta zmarła 13 października, w domu. Spoczęła na słupeckim cmentarzu. Jej bliskim składamy wyrazy współczucia.