To niewątpliwie piękne rzemiosło. Kowalem z wyboru jest on, był też ojciec, dziadek i pradziadek. Ta piękna rodzinna tradycja, która trwa ponad 150 lat. – W naszej rodzinie bywa tak, że nawet jeśli wybierzesz inny zawód i tak potem tęsknisz za czymś innym i… zostajesz kowalem – mówi właściciel kuźni Króla – pan Andrzej.
– Co w tym zawodzie jest niebywałego? Z pewnością to, że niby wszystko wygląda tak samo, a jednak inaczej, bo wykonane własną ręką – dodaje.
Niegdyś kowale zajmowali się wyrobem przedmiotów użytkowych potrzebnych w życiu codziennym. Były to rzeczy oczywiście z metalu. Jednak wszyscy kojarzyli ich – kowali z podkuwaniem oraz pielęgnacją końskich kopyt. Zawód kowala był bardzo rozpowszechniony w przeszłości i w każdej wsi musiała znajdować się kuźnia.
– Zawsze mówiło się, że końska podkowa podarowana przez prawdziwego kowala przyniesie szczęście w życiu. To prawda? – pytamy. – Też o tym słyszałem – śmieje się pan Andrzej i dodaje. – Szczerze mówiąc ja nigdy nie podkuwałem koni. Robił to za to mój dziadek. Będąc młodym chłopakiem bacznie się temu przyglądałem. I myślę, że wiedziałbym, gdzie dokładnie uderzyć kopyta konia, by było dobrze. Mój ojciec przejął warsztat po moim dziadku kiedy miałem 17 lat. Przez kilka, a nawet kilkanaście godzin dziennie pomagałem mu w tej ciężkiej pracy i nawet nie wiem kiedy kowalstwo – ale to – artystyczne stało się moją życiową pasją i sposobem na życie – tłumaczy.
– Więc co robią dokładnie obecni kowale? – pytamy dalej.
– Absolutnie wszystko, co można wykuć w metalu, nawet świeczniki, żyrandole, lampy, ozdoby takie jak kwiaty kute, niektórzy nawet tworzą płoty kute. Niech pani spojrzy, nawet uda się wykuć winogrono, wystarczy trochę umiejętności. Najważniejsze jest jednak indywidualne spojrzenie na klienta, ponieważ bardzo często kowale tworzą unikatowe produkty pod konkretnego klienta. Wszystko zależy od tego co robimy i jakim ciężkim młotkiem uderzymy. Może być ciężki 6 – kilogramowy, a może być lżejszy, ten, który nie waży nawet kilograma. Po prostu to wszystko musi być uderzone, uplecione, by wyglądało, jakby żyło – tłumaczy.
Kowal wytwarzając swoje produkty w metalu, musi wykazywać talent artystyczny, w przeciwnym razie nie jest w stanie pracować w tym zawodzie. Przy pomocy obróbki termicznej w temperaturze 600-800 stopni tworzy z metalu prawdziwe dzieła sztuki.
– Fakt, iż jest to rękodzieło sprawia, że każda rzecz, która wyszła spod ręki kowala jest unikatem, innym niż wszystkie, o czym już wcześniej wspomniałem. Myślę, że w pewnym momencie przyszedł czas, że ludzie zapragnęli czegoś innego i tak zrodziło się właśnie kowalstwo artystyczne, co nie znaczy, że zrezygnowałem na przykład z zakuwania gwoździ czy innych typu rzeczy. Bo robię to do dziś. Ludzie tęsknią za tradycją, bo nowoczesność jest fajna, ale tylko na chwilę, a to… zostaje na lata – tłumaczy.
Zapytany o największe zawodowe przedsięwzięcie, a przy tym i wyzwanie, odpowiada, że było to przygotowanie płotu dla Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Mnie i kilku innym wykonawcom pokazano wzór. Następnie mieliśmy go odwzorować. Kiedy usłyszałem zdanie…. „Nikt nie wykona tego tak jak Pan”, nogi pode mną się ugięły. Pracowałem dzień i noc przez kilkanaście tygodni, ale opłacało się. Oczywiście, w swoim życiu miałem też chwilę zawahania. Pomyślałem wtedy, że to nie dla mnie. Jednak po krótkim czasie pojawiła się myśl, zapewne z dziada, pradziada, że „przecież ktoś w rodzinie musi to robić!”. I tak zostało do dziś – powiedział.
Jak dodał kończąc, lubi ciężko pracować, ale lubi też później odpoczywać. Tutaj szczęście daje mu wędkarstwo i kolejna pasja… tym razem do ryb.