Słupeccy rzemieślnicy – Andrzej Purol
Bez wątpienia jest prekursorem słupeckiej wulkanizacji. Swój zawód wykonuje prawie sześć dekad. – To szmat czasu. Zmieniały się auta, zmieniały czasy, a ja praktycznie całe moje życie związany jestem z oponami… Nigdy tego nie żałowałem. To mój ukochany zawód i moja życiowa pasja – mówi Andrzej Purol.
Zawód ten nie jest zdobywany na studiach czy też uczelniach wyższych. Wulkanizacja to typowy fach rzemieślniczy. W Słupcy na ulicy Róża od kilkudziesięciu lat prowadzony przez pana Andrzeja warsztat od dawna cieszy się dobrą renomą. A on na tych „kilkunastu metrach kwadratowych” spełnia się zawodowo każdego dnia. W lipcu tego roku minie dokładnie 58 lat jego pracy zawodowej i sam nie umie powiedzieć dlaczego właśnie wulkanizacja.
– Tutaj, w przydomowym warsztacie toczy się tak naprawdę całe moje życie – mówi nam na początku rozmowy. Przyznaje, że jest dumny z tego, że należy do grona słupeckiego rzemieślnictwa, choć z drugiej strony nieco ubolewa, że wulkanizacja to coraz rzadziej spotykany zawód.
I rzeczywiście tak jest, że sporo jest zawodów, które odchodzą w niepamięć, gdyż otaczający nas świat zmienia się na tyle szybko, że przedmioty czy usługi bez których kilkadziesiąt lat temu nie wyobrażano sobie życia, współcześnie tracą na znaczeniu. Coraz mniej osób korzysta z usług rzemieślników zajmujących się tradycyjnym wyrobem tkanin i szyciem odzieży czy ręcznym wytwarzaniem przedmiotów codziennego użytku. Z drugiej jednak strony polskie rzemiosło ma się dobrze: na liście zawodów rzemieślniczych figuruje ponad 100 zawodów, nie tylko te o wielowiekowych tradycjach, ale również całkiem współczesnych.
Nasz rozmówca był pierwszym w mieście wulkanizatorem. Swoja naukę rozpoczął i mistrza Zygfryda Szynalskiego w 1965 roku. Jego nauka trwała wtedy 3 lata. Następnie zdawał egzamin czeladniczy w Poznaniu w firmie Wit- Eum u Witolda Grzybka oraz u mistrza Hajny i Szymańskiego. – Po zdaniu egzaminu praktycznego oraz ustnego otrzymałem tytuł czeladnik i pracowałem nadal u Szynalskiego jako czeladnik stażysta do 1970 roku. Potem zacząłem pracę w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Koninie. Od listopada 1975 roku objąłem zakład po mistrzu Szynalskim i przez trzy lata prowadziłem go na ul. Warszwaskiej 58, ponieważ przeszedł on na emeryturę – wspomina pan Andrzej.
Przez kolejne 24 lata wynajmował pomieszczenia u Andrzeja Gulczyńskiego. Potem przeniósł się w obecne miejsce na ul. Róża w Słupcy gdzie oprócz warsztatu postawił również dom.
– Osiem miesięcy też pracowałem w Koninie w PKS. Następnie przeniosłem się do SKR w Słupcy na stanowisko wulkanizatora, pracując tam ponad cztery lata. Ponieważ zachorowałem i poszedłem na rentę, od 1988 roku pracowałem u siebie do przejścia na emeryturę w 2014 roku. Nadal jednak pracuję – wspomina swoją drogę zawodową nasz rozmówca.
Pan Andrzej odbywał też wiele kursów specjalistycznych, jak „Technologia bieżnikowania i naprawa opon” w Krakowie.
– Wulkanizacja przez dziesiątki lat przechodziła prawdziwą metamorfozę. Zaczynałem od wulkanizacji słynnej Syreny, Warszawy, Trabantów, Tarpanów czy Fiatów, po obecne nowoczesne. Wulkanizowałem nie tylko auta ale także koła rolnicze, pasy do bizonów. Muszę zaznaczyć, że wtedy nie było profesjonalnych maszyn, specjalistycznego sprzętu. Nie było też zegarków. Celowało się w oponę tak, gdzie „było zero”. To był i jest nadal mój wymarzony zawód i czuję się zawodowo spełniony – mówi słupczanin.
Jego koleją pasją była lekka atletyka. Zaraził ja go Mistrz Polski z 1965 roku, prywatnie brat Andrzeja, Włodek Purol. – Był starszy ode mnie i dłużej biegał. Ja z kolei swoich sił próbowałem zaczynając w Zjednoczonych Września, biegając też w Orkanie w Poznaniu na dystansie 800 metrów oraz 1,5 i 3 km. Nadal darzę pasją wszystkich biegaczy i z zainteresowaniem w wolnej chwili zasiadam w domowym fotelu oglądając sportowe zawody – mistrzostwa czy olimpiadę – powiedział kończąc.