Przez 32 lata prowadzą jedyny w mieście sklep ze sztucznymi kwiatami. Tu właśnie przez lata tworzyli historię słupeckiego sklepikarstwa. – Włożyliśmy w to wszystko całe serce. Nasz cały świat otoczył się w kwiatach. To nasza ogromna radość i duma – mówią właściciele Basia i Mieczysław Jabłońscy.
Z zawodu są nauczycielami, geografami z wykształcenia. On studia skończył w Krakowie, ona w Poznaniu. Przez lata pani Basia pracowała w zawodzie. On spełnienie zawodowe odnalazł właśnie w handlu. Co prawda, ojciec pana Miecia, który był znanym w Słupcy stolarzem myślał, że syn pójdzie w jego ślady… Ze stolarstwem jednak nie było mu po drodze. Mieczysław przez kilka lat zajmował się skupem surowców wtórnych. Nie przynosiło to jednak satysfakcji, a o kwiatach zdecydował zupełny przypadek. – Pewnego razu na targu spotkałem znajomego kolegę, który zajmował się handlem sztucznymi kwiatami, nadmienił wówczas, że z tego można fajnie zarobić. Wtedy w głowie zapaliła się lampka… „A może jednak…?”. No i tak też się stało. To był rok 1992. O pomyśle powiedziałem żonie. Zgodziła się – mówi. Znaleźli importera kwiatów sztucznych we Warszawie. I ruszyli po nie starym białym Fiatem combi o wdzięcznej nazwie „Franczeska”. Wtedy zrodziła się historia, historia tego miejsca.
– Była to przechodzona karetka. Kwiatami zapełniliśmy ją tylko w części, bo na tyle pozwoliły nam fundusze, ale i tak nasza radość była ogromna – wspominają.
Handel kwiatami i kompozycjami zaczęli w przydomowej bramie. Pomocą służył im również mama pana Miecia. Pomimo dość sędziwego wieku idealnie umiała komponować ze sobą kolorystykę i dobierać odpowiednie rodzaje kwiatów. – Kwiaty zacząłem sprzedawać na targach. Boże… gdzie ja nie jeździłem. Kiedy sami klienci przyjeżdżali do nas po bukiety i kompozycje wiedzieliśmy, że ludziom podoba się to, co robimy. I ceny także mieliśmy konkurencyjne. Miejsce już mieliśmy. Pozostała jedynie koncepcja dalszego rozwoju naszego pomysłu. W 1997 roku na Kilińskiego 2 dobudowaliśmy pomieszczenie, gdzie od tamtej pory mieścił się już sklep stacjonarny. I jest on do dziś – mówi pan Mieczysław.
Pani Basia po przejściu na wcześniejszą emeryturę zaczęła przebywać w sklepie non stop. – To co robię po prostu mnie cieszy. Nigdy nie zastanawialiśmy się co byśmy robili gdyby nie nasz sklep ze sztucznymi kwiatami. Po prostu przez przypadek zrodził się pomysł i to wszystko potoczyło się dalej. Sami doszliśmy do tego wszystkiego, ciężką pracą również. Bazujemy głownie na kwiatach i kompozycjach nagrobnych. Przez te wszystkie lata zmieniła się i jakość kwiatów i sam asortyment też. Wachlarz możliwości jest ogromny, wystarczy trochę wyobraźni, no i … doświadczenia – nadmienia pani Basia.
Dodaje też, że okres wytężonej pracy to październik, miesiąc przez Świętem Zmarłych. A na kompozycje wpływa także pora roku. Wiosną dodatkiem są tulipany i żonkile, na Święta Bożego Narodzenia oczywiście Gwiazda Betlejemska, a chryzantemy i róże modne są zawsze. Choć urokliwa jest również gardenia. Kiedyś, jeszcze kilka lat temu dominował fiolet, następnie granat i kolor niebieski. – Obecnie nastąpił lekki powrót do błękitu. Są oczywiście osoby które lubią wyraziste kolory jak czerwień czy pomarańcz, a są też tacy, którym podoba się biel i krem, czyli kolory bardziej stonowane. Oczywiście, wszystko zależy od gustu klienta. Każdy, nawet „dziwny i skomplikowany” pomysł klienta staramy się realizować. Każdy z nas ma inny gust, dlatego tak ważna moim zdaniem jest rozmowa z klientem, poznanie tego, czego on od nas oczekuje. Wszystko zapisuję w zeszycie. Zawsze przyjmujemy zamówień tyle, ile jesteśmy w stanie wykonać. Teraz, z perspektywy czasu wiemy, ile to wszystko wymagało od nas wysiłku ile pracy, żeby to miejsce stworzyć i żeby w nim tworzyć. Nie umielibyśmy teraz odpowiedzieć na pytanie, czy ciekawsza byłaby dla nas geografia, czy świat kolorowych kwiatów. Jeden i drugi to był nasz świadomy wybór, to drugie sprawia nam radość i przyjemność, a to chyba w pracy najważniejsze – powiedzieli kończąc.
DR.