Wiele emocji wzbudza w ostatnich tygodniach propozycja Prawa i Sprawiedliwości dotycząca wprowadzenia 2-kandencyjność wójtów, burmistrzów i prezydentów. O zdanie na ten temat zapytaliśmy burmistrza Mariana Gadzińskiego.
Na obecnym etapie trudno jednoznacznie wypowiedzieć się na temat proponowanych zmian. Wciąż pozostają one bowiem w sferze pewnych planów, które do tej pory nie znalazły swojego odzwierciedlenia np. w postaci konkretnego projektu nowej ustawy czy zmian w ordynacji wyborczej. Nie ukrywam, że argumenty podnoszone zarówno przez zwolenników, jak i przeciwników proponowanych zmian mają swoje uzasadnienie. Osobiście, o ile mogę wstępnie przyjąć propozycję ograniczenie liczby kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów do dwóch, i zaakceptować postulat wydłużenia kadencji organów samorządu terytorialnego do pięciu lat, to mam już spore wątpliwości jeżeli chodzi o moment, od którego liczona jest ta kadencyjność. Wyobrażam to sobie jednak tak, że najpierw wprowadzone zostaną nowe zapisy, a następnie rozpocznie się liczenie kolejnych kadencji. Próba zaliczenia wcześniejszych kadencji sprawowanych przez poszczególnych włodarzy wydaje się być działaniem prawa wstecz, a to stanowi już – w mojej ocenie – naruszenie jednej z fundamentalnych zasad demokratycznego państwa prawa. Obawiam się również, że wprowadzenie kadencyjności – szczególnie w tych samorządach, gdzie sprawujący władzę sprawdzają się doskonale w swojej roli i zyskują akceptację i poparcie społeczne – będzie wymuszało konieczność rezygnacji dobrych i sprawdzonych samorządowców, a to już nie koniecznie będzie w interesie poszczególnych samorządów. Sama kadencyjność może być również zniechęcająca dla ewentualnych kandydatów, którzy w obawie o stabilność zatrudnienia, nigdy nie zdecydują się na start w wyborach i to mimo ewidentnych predyspozycji, umiejętności, i co najważniejsze pewnej wizji rozwoju lokalnej wspólnoty. Nie do końca rozumiem również argument dotyczący „zabetonowania” szczególnie małych samorządów przez tę samą ekipę. Umówmy się, że gdy włodarz i jego zaplecze nie sprawdzają się, to po prostu w kolejnych wyborach tracą mandat. Niemniej nie przekreśla to – moim zdaniem – samej reformy, która – jak już powiedziałem – na razie pozostaje bliżej niesprecyzowanym pomysłem.