Słupeccy rzemieślnicy – Elżbieta Mikołajewska
Bez wątpienia jest ikoną słupeckiego kwiaciarstwa. Wspólnie z mamą Cecylią przez lata prowadziły jedną z najstarszych kwiaciarni w Słupcy. Po śmierci swojej mamy po dziś dzień kultywuje rodzinną tradycję.
Elżbieta Mikołajewska od dziecka wiedziała, że będzie florystą. Często pomagała mamie w przygotowywaniu bukietów i rozmaitych kompozycji z kwiatów. Zaczęła naukę w Szkole Ogrodniczej w Kaliszu. Tam poznawała specyfikę powstawania rośliny począwszy od ziarna, skończywszy na dojrzałym okazie. Niestety zawał mamy zmusił ją do powrotu do Słupcy i ukończenia Liceum Zawodowego już tutaj, na miejscu.
Wtedy jeszcze kwiaciarnia mieściła się na słupeckim rynku na ulicy Warszawskiej. Któregoś dnia właściciel budynku wypowiedział im dzierżawę lokalu, a co za tym idzie, zmuszone były swoją kwiaciarnię otworzyć w innym miejscu.
– Szczerze mówiąc, od razu pojawił się pomysł, by kwiaciarnia znajdowała się w przydomowej piwnicy… Oczywiście słyszałyśmy głosy… „gdzie… w piwnicy?”. Jednak wychodziłyśmy z założenia, że swoją markę miałyśmy wyrobioną i nie ważne gdzie, ale pójdą za nami klienci. I tak też się stało. Z dwóch pomieszczeń piwnicznych stworzyłyśmy z mamą nasze małe królestwo, które liczy już sobie 46 lat. Aż dziw, że to już prawie półwiecze – mówi pani Elżbieta.
Tutaj od lat tworzy kompozycje z kwiatów i tutaj spełnia się zawodowo. W kwiaciarni spędza każdy dzień, od wczesnych godzin rannych do popołudniowych. – Nigdy nie żałowałam tej decyzji. Moja mama kochała życie i mam to po niej. Cieszę się drobnostkami i wszystkie kwiaty kocham. Całe życie były wokół mnie. Uważam, że prawdziwe piękno w kwiatach właśnie można odnaleźć. To właśnie moje życie! Uwielbiam czas spędzać w kwiaciarni. Często je podlewam, ale nie rozmawiam z nimi jak niektórzy – dodaje z uśmiechem.
Zna wszystkie ich nazwy, nawet po łacinie. Zapytana o to, jakie kwiaty lubi najbardziej, nadmienia, że nie ma tych ulubionych, czy to doniczkowe, czy cięte, wszystkie mają coś niesamowitego w sobie.
– Oczywiście, róża zawsze była i pozostaje w modzie. Na przestrzeni lat zmieniły się trochę upodobania, jednak kwiat pozostaje zawsze kwiatem. Kiedy przychodzą do nas klienci pytamy się na jaką okazję i dla kogo przygotowywana jest kompozycja. Klient zawsze musi się określić. Jeśli to bukiet dla mężczyzny, oczywiście rezygnujemy z różu w bukiecie, zastępując go odcieniami herbacianymi, czerwonymi czy żółtymi. Jeśli to z kolei kobieta, to ulubionymi odcieniami jest biel, róż i kolor malinowy. Imieninowe bukiety to z reguły kolory mieszane, natomiast komunijne czy z okazji chrztu zawierają w sobie tylko dwa kolory – biel i błękit lub biel i róż – nadmienia pani Ela.
Warto nadmienić, że pani Elżbieta przygotowuje również kompozycje kwiatowe do kościołów. Zna każdy kościół w okolicy. Oczywiście spotkała się z wieloma sytuacjami, gdy musiała jakby rzec „na cito” przygotowywać kompozycje.
– Otóż kiedyś pewien klient zamówił trzy wielkie kosze – każdy po 100 róż „na szybko”, bo… urodziła mu się córka. Tą sytuację wspominam najczęściej – tłumaczy.
W ciągu roku są dni wytężonej pracy, jak 1 listopada. Tylko w tym roku w kwiaciarni przygotowano 250 kompozycji kwiatowych z okazji Święta Zmarłych. Jest też Dzień Kobiet, Walentynki i Dzień Matki. Wtedy również pojawiają się tłumy klientów . Tutaj w modę weszły boxy kwiatowe – tzw. flower boxy, które pasują praktycznie na każdą okazję. Novum w ostatnim czasie jest również parafinowana róża. Jej wytrzymałość sięga nawet roku.
– Czy czuję się zawodowo spełniona? Myślę, że tak! Bo robię w życiu to, co kocham najbardziej! Kiedy czuję się zmęczona, odpoczywam na działce. Lubię z wnuczką jeździć nad polskie morze, ale i tak po chwili wracam do kwiatów… Bo nie mogę bez nich żyć – powiedziała nam kończąc.