Wojna o majątek skłóciła już wiele rodzin. Jedną ze spraw, w której tle były spore pieniądze, rozstrzygał niedawno słupecki sąd. Musiał ocenić, czy pan Piotr musi zapłacić swojemu ojcu za to, że dziadek przepisał mu mieszkanie.
Pan Tadeusz razem z żoną wiele lat mieszkał w należącym do nich mieszkaniu. Gdy żona zmarła, straszy już wówczas mężczyzna przeniósł się do jedynego syna Ryszarda, a swoje mieszkanie przepisał bliskim. Pan Ryszard dostał tylko jedną czwartą udziału. Aż trzy czwarte pan Tadeusz zapisał wnukowi Piotrowi, jednemu z trzech synów Ryszarda. Pan Piotr dostał większość, bo obiecał dziadkowi, że spłaci dwóch swoich braci. Każdemu z nich miał przekazać po 35 tys. zł, na co miał wziąć kredyt. Po załatwieniu formalności u notariusza i wpłaceniu dziadkowi 7 tys. zł pan Piotr razem z żoną zamieszkał w przejętym mieszkaniu, udostępniając dziadkowi jeden pokój. Aby ostatecznie uregulować sprawy własnościowe mieszkania, pan Piotr poprosił swojego ojca, by darował mu swoją jedną czwartą udziału, dzięki czemu całe mieszkanie stałoby się jego własnością. Pan Ryszard jednak odmówił. Zgodził się tylko na odsprzedanie swojej części (później na mocy sądowej ugody pan Piotr zapłacił ojcu 25 tys. zł, przez co przejął całe mieszkanie). Takie załatwienie sprawy sprawiło jednak, że pan Piotr mocno poróżnił się ze swoim ojcem. Z czasem przestał dogadywać się też z dziadkiem, który u schyłku życia przeprowadził się do pana Ryszarda. Miał za złe wnukowi, że nie wywiązał się z danej mu obietnicy, że w zamian za mieszkanie spłaci dwóch swoich braci. Opisał to w liście pożegnalnym, który napisał krótko przed śmiercią. Miał tak duży żal do wnuka, że nie życzył sobie, by ten był na jego pogrzebie.
Po śmierci pana Tadeusza zaczęła się walka o pieniądze. Pan Ryszard domagał się od swojego syna 45 tys. zł za to, że ten dostał od dziadka mieszkanie. Powoływał się przy tym na przepisy o zachowku, które mówią, że osobie uprawnionej do dziedziczenia majątku, która tego majątku nie dostanie, należy się połowa jego wartości. W tym przypadku ta połowa to właśnie wspomniane 45 tys. zł. Syn jednak nie zamierzał wypłacać mu ani złotówki, dlatego sprawa trafiła do sądu. W procesie pan Piotr starał się przekonać sąd, że jego ojcu nie należą się pieniądze, bo jego żądanie jest „sprzeczne z zasadami życia społecznego”. Aby to udowodnić, podczas rozpraw przedstawiał ojca w jak najgorszym świetle. Wypominał mu, że opuścił rodzinę i związał się z inną kobietą, że nadużywał alkoholu i był uzależniony od hazardu, że wytaczał przeciwko niemu liczne procesy o zapłatę. Podkreślał też, że jego ojciec dostawał pieniądze od swojego ojca, miał dostęp do jego konta i źle wydawał jego pieniądze. Sądu te argumenty jednak nie przekonały, bo nie miały żadnego związku z zachowkiem, którego domagał się pan Ryszard. Przeciwnie, to panu Piotrowi sąd wypomniał, że nie spełnił danej dziadkowi obietnicy. – Spadkodawca uprzywilejował pozwanego darując mu trzy czwarte udziału w mieszkaniu, ale motywem jego działania nie było pozbawienie w ten sposób swojego syna prawa do zachowku, lecz „sprawiedliwy” podział nieruchomości między wszystkich wnuków spadkodawcy. Zaznaczył bowiem w liście pożegnalnym, że pozwany winien spłacić pozostałych wnuków w kwocie po 35 tys. zł. Do spłaty nigdy nie doszło. Trudno również uznać pozwanego za osobę pokrzywdzoną, skoro ostatecznie stał się właścicielem mieszkania o wartości 120 tys. zł jedynie kosztem spłaty z tytułu zniesienia współwłasności w wysokości 25 tys. zł oraz kosztami zawarcia ze spadkodawcą umowy przedwstępnej w wysokości 7 tys. zł. – sędzia Tomasz Miśkiewicz argumentował wyrok, w którym nakazał panu Piotrowi, by ten wypłacił ojcu 45 tys. zł, czyli dokładnie tyle, ile pan Ryszard żądał. Ostatecznie pan Piotr musiał też pokryć koszty prawnika ojca (2,4 tys. zł) i wszystkie koszty sądowe, które sąd wyliczył na 2,7 tys. zł.
Rodziny nie kupisz, a pieniądze to rzecz nabyta.