O wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego stwierdzającym nieważność uchwały, na podstawie której możliwa byłaby budowa elektrowni fotowoltaicznych w gminie Ostrowite rozmawiamy z Michałem Grzeszczakiem, przedstawicielem protestujących w tej sprawie mieszkańców.
Dlaczego zdecydowaliście się złożyć skargę do WSA? Jesteście przeciwnikami elektrowni fotowoltaicznych?
Nie protestujemy przeciwko elektrowniom fotowoltaicznym, tylko przeciwko zlokalizowaniu ich w tak chaotyczny sposób bezpośrednio pod oknami naszych domów. Nie chcieliśmy przeciwstawiać się samej inwestycji, bo fotowoltaika, jako forma pozyskania zielonej energii, jest potrzebna, ale nie mogliśmy się zgodzić ze sposobem rozmieszczenia tej inwestycji w naszej miejscowości, który całkowicie degradował nasz ład przestrzenny zmieniając charakter wsi na przemysłowy. Całkowita zmiana krajobrazu i przede wszystkim lokalizacja elektrowni w bezpośrednim sąsiedztwie domów jest dla nas nie do przyjęcia. A według przyjętego przez Radę Gminy Ostrowite planu zagospodarowania przestrzennego, niektóre domy miałyby być z kilku stron otoczone elektrowniami fotowoltaicznymi. Ważną kwestią była też wysokość tych urządzeń. Radni Gminy Ostrowite uchwalili akt prawa miejscowego dopuszczający wysokość tych konstrukcji aż do 10-metrów, na co absolutnie nie możemy się zgodzić.
Na co Sąd zwracał uwagę w ustnym uzasadnieniu wyroku?
Przywołując ustne motywy rozstrzygnięcia Poznański Sąd stwierdził, że wręcz naruszono przepisy rangi konstytucyjnej w tym w szczególności zasadę proporcjonalności przy planowaniu przestrzennym i ocenił, że organ nie zachował odpowiednich proporcji lokalizując tak ogromne przemysłowe elektrownie tuż obok naszych domów, skala naruszeń jest bardzo duża. Dlatego, choć my wnioskowaliśmy tylko o uchylenie uchwały w części dotyczącej rozmieszczenia tych farm w obrębie naszych miejscowości, Sąd dostrzegając skalę naruszeń wyszedł poza granice zaskarżenia i unieważnił plan zagospodarowania przestrzennego zezwalający na lokalizację tych elektrowni dla obszaru całej gminy czyli obszaru kilkuset hektarów. Dla wszystkich innych miejscowości stwierdził nieważność tego dokumentu.
Podnosiliście też zarzut, że część radnych uczestniczyło w uchwalaniu planu, mimo że dokument dotyczył m.in. gruntów, które do nich należą. Jak ocenił to Sąd?
Myślę, że to był jeden z kluczowych argumentów, który zdecydował o uchyleniu uchwały. Sąd, powołując się na ustawę o samorządzie gminnym wyraźnie wskazał, że radny nie powinien brać udziału w procedowaniu uchwały, która go bezpośrednio dotyczy. I to wcale nie jest tak, jak przekonywał wójt, że idąc tym tokiem myślenia radni nie mogliby uchwalić np. podatków, bo przecież te również ich dotyczą. Sąd wyjaśnił, że czymś zupełnie innym jest uchwalanie takich spraw, jak podatki, a czymś innym procedowanie nad planowaniem przestrzennym, kiedy dotyczy ono prywatnego gruntu radnego i jego interesu. W naszej ocenie, którą niewątpliwie także podzielił Sąd, osoby wchodzące w skład organów stanowiących samorządu gminnego tj. rady gminy czy organów wykonawczych takiej jednostki samorządu terytorialnego, jednocześnie oddające własne grunty pod lokalizację tego typu przedsięwzięć powinny się z procedury zmiany planu bezwzględnie wyłączyć.
Orzeczenie nie jest prawomocne.
Nie jest prawomocne. Oczywiście, gmina będzie mogła złożyć skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Gmina obecnie prowadzi z wniosku inwestora kilka postępowań środowiskowych na realizację tych farm dla całego obszaru gminy Ostrowite. Myślę, że do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia sprawy unieważnienia planu wielce ryzykownym będzie kontynuowanie tych postępowań.
Gdyby wyrok WSA nie był dla Was korzystny, wystąpilibyście przeciwko gminie z roszczeniami odszkodowawczymi?
Nie mielibyśmy wyjścia, musielibyśmy to zrobić. Jeśli te elektrownie powstałyby w pobliżu naszych domów, wartość nieruchomości każdego mieszkańca znacznie by spadła. Myślę, że wykazanie w sądzie spadku wartości nie byłoby żadnym problemem. Problem miałaby gmina, gdyby musiała te odszkodowania wypłacać. Uważamy więc, że wyrok WSA tak naprawdę uratował gminę przed liczonymi w miliony odszkodowaniami.
Tak to jest jak urzędnicy są chciwi i nie odpowiadają swoim majątkiem za swoje głupie decyzje.