Ani mistrz magazynu hutniczego, ani obsługujący suwnicę magazynier nie przyznają się do zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci pana Romana. Ale według prokuratury to właśnie oni są winni tragedii. W słupeckim sądzie ruszył właśnie ich proces.
Kiedy w styczniu zeszłego roku do słupeckiego Mostostalu przyjechało 5 wagonów ogromnych arkuszy blachy mistrz magazynu hutniczego, który miał za zadanie rozładować towar, miał problem. Po pierwsze, nie miał ludzi, bo w jego magazynie w pracy był tylko on i jeden z magazynierów. Problematyczny był też stan, w jakim znajdowała się blacha. Arkusze były ośnieżone i, co gorsza, oblodzone. Mistrz, który na tym stanowisku pracował od niedawna, swoimi wątpliwościami podzielił się z przełożonym. Jak tłumaczył w sądzie, mimo wszystko dostał polecenie, by transport rozładować. Do pomocy skierowano mu trzech pracowników innego magazynu. Przeważnie arkusze blachy przekładane były trawersą podciśnieniową. W sytuacji, kiedy materiał był oblodzony, maszyna ta nie działała. Zaczęto zatem rozładowywać przy użyciu łap i suwnicy. 19 stycznia tym sposobem udało się rozładować trzy wagony. Następnego dnia kontynuowano prace. Blacha nadal była oblodzona, dlatego wykorzystano tę samą metodę rozładunku, co dzień wcześniej. Do pomocy przysłano również trzy osoby z innego magazynu, inne niż dzień wcześniej. Wśród nich był pan Roman, wieloletni pracownik Mostostalu, który wkrótce miał przejść na emeryturę. Dwaj jego młodsi koledzy weszli na wagon, by zaczepiać arkusze, pan Roman został na dole. Miał za zadanie układać przekładki i odczepiać blachę. Mistrz magazynu przez większość rozładunku stał po przeciwnej dla pana Romana stronie układanego stosu, zajmował się przy tym identyfikacją blachy i inwentaryzacją. Suwnicą operował magazynier z magazynu hutniczego. Kiedy stos miał już około metra, cztery arkusze zaczęły się osuwać. – Zacząłem krzyczeć do pracowników, żeby uciekali – wspomina mistrz magazynu. Pan Roman niestety nie zdążył. Ogromne arkusze go przygniotły. Pracownikom udało się odsunąć blachę, zaczęli go reanimować. Niestety, obrażenia okazały się zbyt poważne. Mężczyzna zmarł na miejscu wypadku.
Okoliczności tragedii wyjaśniała prokuratura. Najpierw rejonowa w Słupcy, potem śledztwo przejęła okręgowa w Koninie. Ostatecznie, zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci usłyszały dwie osoby. To 30-letni mistrz magazynu hutniczego i 58-letni magazynier, który w chwili wypadku obsługiwał suwnicę. Według prokuratora ich wina polegała na tym, że dopuścili do układania arkuszy bez zastosowania odpowiednich podkładów, akceptowali przebywanie pana Romana w niebezpiecznej strefie oraz pozwolili na rozładowywanie arkuszy bez użycia linek. Właśnie na brak linek zwracano szczególną uwagę podczas pierwszej rozprawy, która we wtorek odbyła się w słupeckim sądzie. – Kto wydał polecenie, żeby nie stosować linek? – pytał prokurator. – Nie było takiego polecenia, pracownicy po prostu ich nie założyli – wyjaśniał oskarżony mistrz magazynu. – Dlaczego zatem pan nie zareagował? – drążył prokurator. Oskarżony 30-latek przekonywał, że w okresie, kiedy doszło do tragicznego wypadku, warunki w zakładzie nie pozwalały na użycie linek. Uniemożliwiać to miała duża ilość materiału składowanego wówczas w magazynie. – Nie było możliwości, żeby z tą linką przejść. Nie było też gdzie przełożyć (materiału – przyp. red.) – wyjaśniał w sądzie mistrz magazynu. Twierdził też, że mówił kierownikowi o tym, że nie można zastosować linek, a mimo to dostał polecenie rozładowania towaru.
Co do kwestii zastosowania przekładek do arkuszy, o czym również mowa jest w akcie oskarżenia, mistrz wyjaśniał, że zakładowa instrukcja nie precyzuje, jakie dokładnie parametry mają one mieć, a mówi jedynie o potrzebie zastosowania „odpowiednich podkładek”. Oskarżony zwracał też uwagę na to, że przed wypadkiem nie przeszedł szkolenia bhp dla osób kierujących pracownikami. Przeprowadzono je dopiero pół roku po tragedii. Mistrz magazynu na pierwszej rozprawie przez 1,5 godziny składał wyjaśnienia i odpowiadał na pytania sądu, prokuratora oraz pełnomocnika rodziny zmarłego mężczyzny. Podobnie jak podczas śledztwa, nie przyznał się do winy.
Do winy nie przyznaje się również magazynier, który tragicznego dnia obsługiwał suwnicę. 58-latek nie chciał odpowiadać na pytania, złożył jedynie krótkie wyjaśnienia i podtrzymał to, co powiedział w śledztwie. Również zapewniał, że nie było możliwości zastosowania linki.
Na pierwszej rozprawie sąd przesłuchał oskarżonych i kilku świadków. Wyrok jeszcze nie zapadł. O zakończeniu sprawy poinformujemy na łamach Kuriera.