Gdy pani Halina w sądzie słuchała wyjaśnień jej syna, nie potrafiła powstrzymać łez. Do końca życia nie wymaże z pamięci tej nocy, w której nożem ciął jej szyję krzycząc, że ją zabije. Nie potrafi już mu wybaczyć i nie wyobraża sobie jego wyjścia z aresztu.
Pani Halina (66 l.) z synem Mariuszem (42 l.), który większość dorosłego życia nadużywa alkoholu, sześć lat temu przyprowadzili się do Słupcy. Zamieszkali w wynajętym mieszkaniu przy ul. Szeluty. Rok później zaczął się horror kobiety. Wtedy pierwszy raz syn ją uderzył. Potem już regularnie znęcał się fizycznie i psychicznie. Wydzierał mamie włosy, bił, kopał i wyzywał od najgorszych. Awantury wszczynał przeważnie wtedy, gdy mama próbowała go wysłać do pracy, lub w ogóle poruszyła ten temat. 42-latek pracował tylko dorywczo. W sądzie tłumaczył, że ze swoim podstawowym wykształceniem trudno było mu znaleźć stałe zatrudnienie, ale przyznał też, że nigdy nawet go nie szukał. Wolał być na utrzymaniu mamy i żyć z jej skromniej emerytury. Pani Halina przez pięć lat znosiła upokorzenia. Choć często chodziła posiniaczona, nigdy nie zrobiła obdukcji, ani nie zgłosiła sprawy policji. Bała się, że gdy to zrobi, syn zgotuje jej jeszcze większe piekło. Miarka przebrała się w nocy z 12 na 13 stycznia br. Od rana Mariusz był trzeźwy, ale bardzo dziwnie się zachowywał. – Mówił do radia, miał jakieś zwidy, trzymał plastikowe pudełko przy uchu i z kimś rozmawiał, jakby przez telefon, ciągle wychodził na podwórze i wracał – wspomina pani Halina. W środku nocy, gdy kobieta się przebudziła, syn rzucił się na nią. Lewą ręką zasłonił jej usta. W prawej trzymał nóż kuchenny, którym ranił mamę w szyję. Krzyczał przy tym, że odetnie jej głowę. – Po chwili przyszedł z innym nożem. Przewrócił mnie na podłogę i znowu zaczął ciąć po szyi – dramatyczne chwile wspomina pani Halina. Udało jej się wyrwać i uciec do sąsiada. Stamtąd zadzwoniła na policję, a potem trafiła do szpitala. Na szczęście jej obrażenia okazały się tylko powierzchowne. Mariusz został zatrzymany. Po przedstawieniu zarzutów i przesłuchaniu został zwolniony. Nie mógł jednak wrócić do matki, bo prokurator zabronił mu wszelkiego kontaktu z nią i nakazał opuszczenie mieszkania. Kilka dni później, mimo zakazu, przyszedł do mamy. – Powiedział, że nic mi nie zrobi, że tylko musi się przespać. Tak się go bałam, że za dużo się do niego nie odzywałam. Myślałam tylko, jak uciec z mieszkania – wspomina kobieta. Uciekła do siostrzenicy. Krótko potem policyjny patrol zatrzymał Mariusza. Tym razem na przesłuchaniu się nie skończyło. 42-latek trafił do aresztu śledczego. Przebywa tam do dziś. Pod koniec maja został przywieziony do słupeckiego sądu, gdzie ruszył jego proces. Odpowiada jednak tylko za 5-letnie znęcanie się nad matką. O wydarzeniach z nocy z 12 na 13 stycznia w akcie oskarżenia w ogóle nie ma mowy. Biegli psychiatrzy uznali bowiem, że gdy Mariusz M. rzucał się z nożem na matkę i ciął ją po szyi był niepoczytalny. W tym zakresie prokurator zamknął już śledztwo i przesłał do sądu wniosek o umieszczenie słupczanina w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Co do trwającego 5 lat znęcania się nad matką biegli nie mieli żadnych wątpliwości, że 42-latek robił to z pełną świadomością i może za to odpowiadać karnie. Mariusz M. na pierwszej rozprawie podtrzymał wszystkie swoje wcześniejsze wyjaśniania, w których przyznał się do winy. – Bardzo żałuję, że przez te lata znęcałem się nad matką, która dawała mi dach nad głową. Jest mi za to wstyd – mówił. W wyjaśnieniach odnosił się też do wydarzeń z nocy z 12 na 13 stycznia. – Kojarzę tylko, że miałem takie zwidy, ale nie pamiętam tego, jak podcinałem mamę. To, co zrobiłem, było straszne. Nie wiem co wtedy chciałem mamie zrobić, nie chciałem jej zabić. Nie pamiętam po co w ogóle chwyciłem za nóż – tłumaczył. W sądzie przeprosił mamę za całe zło, jakie przez kilka lat jej wyrządził. Chciał też dobrowolnie poddać się karze. Zaproponował rok więzienia w zawieszeniu, ale nie zgodziła się na to prokurator. – Z uwagi na potrzebę ochrony pokrzywdzonej i wnioski biegłych w zakresie potrzeby wdrożenia terapii wobec oskarżonego właściwa byłaby bezwzględna kara pozbawienia wolności – tłumaczyła prokurator. O karze w zawieszeniu nie chce słyszeć też pani Halina, która do dziś nie wybaczyła synowi za to, co jej zrobił. – Chcę, żeby syn odpowiedział za to, co mi zrobił, za te krzywdy. Nie mogę mu wybaczyć, że ciął mnie tymi nożami. Cały czas widzę przed oczami, jak zakrywa mi usta i tnie tym nożem. Boję się, że może wrócić i zrobić to samo – drżącym głosem mówiła w sądzie pani Halina. Jaką karę dostanie Mariusz M. dowiemy się być może pod koniec czerwca. Na ten termin wyznaczono kolejną rozprawę. Do tego czasu słupczanin nadal przebywać będzie w areszcie.
Degenerat wstrętny
Znam jeszcze lepszego dręczyciela ze Słupcy nad matką Jasia K Pseudonim poeta