Powoli kończymy naszą opowieść o Włochach i słonecznej Italii. Ostatni artykuł mocno ekspresyjny będący opowiadany na żywo z rzymskiego bruku zakłócił nieco harmonię naszej opowieści, ale co się odwlecze to nie uciecze. Zostały nam dwie włoskie historie. Dzisiejsza przenoszącą nas w piękne góry Gargano do miejscowości Monte San Angelo oraz ostatni sławiąca polskich żołnierzy gen. Andersa, którzy przemierzali półwysep Apeniński sławiąc imię Polski i pozostawiając po sobie dobre wspomnienie oraz liczne cmentarze i o nich właśnie sobie opowiemy – tymi słowami kolejną część kurierowych podróży zaczyna Przemek Waszak z Zagórowa, przewodnik wycieczek, podróżnik z zamiłowania.
Początki Sanktuarium sięgają końca V i pierwszych dziesięcioleci VI wieku. Najstarsze źródła pisane świadczące o starożytności tego miejsca to: dwa listy papieża Gelazego I pisane na przełomie 493 i 494 roku, pierwszy – do biskupa Giusto z Larino i drugi – do biskupa Potenza Herculentiusa (492 – 496), a także krótka wzmianka w Martirologium Geronimiańskim pod datą 29 września.
Wokół świętego miejsca objawień powstały pierwsze zabudowania mieszkalne, które szybko się rozrosły; dając początek temu tak niezwykłemu miastu, które można by powiedzieć, nie z woli ludzkiej, ale przez tajemnicze zrządzenie Boże powstało. Nazywa się ono Monte Sant’ Angelo: Góra Świętego Anioła. Nazwa ta pochodzi od patrona tego miejsca i właśnie dzięki niemu miasto to jest znane i podziwiane na całym świecie.
Znajdujące się na wysokości około 850 metrów n.p.m. Monte Sant’ Angelo jest także dzisiaj ważnym centrum kulturalnym dla Gargano, tak dzięki bogactwu swej historii, jak też ze względu na ważne osobistości, które tutaj przebywały i działały. Bardzo sugestywne są tradycje ludowe przechowywane i przekazywane od wieków do dnia dzisiejszego przez mieszkańców tego miejsca. Do tego właśnie miejsca przed kilkoma laty udała się grupa z zagórowskiej parafii celem odbioru cudownej figury Michała Archanioła, która notabene znajduje się w zagórowskiej Świątyni.
– Mieliśmy to szczęście, że nocowaliśmy w domu pielgrzyma, a co za tym gdzie windą mogliśmy zjechać do sanktuarium. Jest to jedno z najdziwniejszych miejsc kultu chrześcijańskiego. Położone na ostrym zboczu wysokiej góry, cały kościół to nic innego jak ogromna grota, w której znajduje się przestrzeń prezbiterialna a w nim figura Michała Archanioła. Ksiądz kustosz, który jest Polakiem z zakonu Michaelitów, po kolacji zaprosił chętnych do zwiedzenia groty w nocy. Wejście do tej przestrzeni w całkowitej ciemności i powolne rozświetlanie groty zrobiło na wszystkich ogromem wrażeń. Właściwe uroczystości odbyły się od rana kiedy to po uroczystej liturgii została pobłogosławiona i przekazana do naszej parafii figura tego pogromcy złych duchów. Następnie została ona zapakowana bezpiecznie do kartonu i włożona do autokaru, który jak się całą drogę śmialiśmy na skrzydłach anielskich przemierzał drogę powrotną. Samo miasteczko jest schowane przed światem, ukryte na niedostępnej górze, ale dzięki swoim wielkim walorom, chętnie ludzie zatrzymują sią w pobliskich kawiarenkach i popijają leniwie espresso. W oddali znajduje się inny ważny punkt pielgrzymkowy San Giovani Rotondo i z grobem św. o. Pio, zakonnika i mistyka XX wieku, z tego to miejsca pochodzą słodkości ojca Pio. Wypiekane jak komunikanty andruty w kształcie ogromnej oliwki poprzekładane całymi daktylami oblanymi w miodzie. Strasznie słodkie, strasznie dobre – ojciec Pio na pewno tego nie jadł i nigdy na oczy nie widział, ale komercja robi swoje – wspomina Przemek.