– Może i jego życie zakończyło się nagle, ale jestem przekonana, że był spełniony. Teraz wspiera nas duchem i wiem, że nigdy nas nie opuści – mówi narzeczona Konrada Wojtkowiaka (+35 l.), Klaudia Molska. Wkrótce, za około miesiąc, ma się narodzić ich córeczka, Łucja.
W środę, 29 grudnia nad ranem zmarł Konrad Wojtkowiak, 35-letni mieszkaniec Strzałkowa, z zawodu informatyk i pracownik firmy Hellerman Tyton. Dwa dni wcześniej wraz z ukochaną dziewczyną Klaudią, mieli się pobrać. Drugiego Dnia Świąt Bożego Narodzenia jednak źle się poczuł i trafił do szpitala. Walczył dzielnie przez trzy dni w konińskim szpitalu.
Pogrzeb odbył się 31 grudnia w Strzałkowie. Zmarłego Konrada żegnały tłumy najbliższych, członkowie Rodziny, sąsiedzi, przyjaciele, znajomi. Wszyscy, którzy mieli zaszczyt zetknąć się z Nim w swoim życiu i poznać Go jako człowieka wyjątkowego. Bo też wcale nie bez przyczyny był dla wszystkich bardzo ważny…
Konrad Wojtkowiak urodził się 14 listopada 1986 roku w Słupcy, jako jedyny syn Piotra i Mirosławy Wojtkowiak (z domu Cybulska). Jego tata jest stolarzem, a mama w przeszłości prowadziła zakład fryzjerski. Konrad większość swojego życia spędził w Strzałkowie. Tutaj chodził do podstawówki, gimnazjum i technikum. 28 kwietnia 2006 r. ukończył Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych im. Wincentego Witosa w Strzałkowie z tytułem technik rolnictwa ekologicznego.
Później podejmował różne kierunki studiów, ale żadnego nigdy nie skończył. Zawsze uważał, że dojdzie do wielu wielkich rzeczy inną drogą. Pomagał w tym fakt, że był niesamowicie kreatywnym człowiekiem. Jako dziecko zawsze fascynowała go natura, fizyka i świat, który go otaczał. Podziwiał piękno i afirmował każdy możliwy dzień. Jego mama zawsze opowiadała historię o tym, jak jej pięcioletni syn, nie patrząc na nikogo „szedł w siat!”. Już wtedy było wiadomo, że będzie stanowczy i, bez dwóch zdań, będzie radził sobie w życiu.
Zadawał wiele pytań. Ciągle szukał odpowiedzi na wszelkie możliwe zagadnienia. Ciekawość świata poszerzała jego horyzonty i nie bał się ich odkrywać. Od zawsze miał zamiłowanie do technologii. Podziwiał jej rozwój i niejednokrotnie wspominał w jakich wspaniałych czasach postępu się urodził. Doceniał wszystko co miał, nie potrzebował wiele do szczęścia. Kochał zwierzęta, w szczególności czworonogi. Całe życie miał pieski. Uważał je za najwierniejszych przyjaciół na całym świecie. Mówił też, że ludzie mogliby się wiele od nich uczyć. Traktował je tak, jak członków rodziny. Lubił też inne zwierzaki np. kotki, pająki, a nawet węże.
Kiedy skończył szkołę, zaczął pracować jako grafik. Ten okres bardzo miło wspominał, ponieważ wiele się wtedy nauczył i otworzyło mu to furtki do różnych firm. Świetnie pracował w Corelu czy Photoshopie. Warto zaznaczyć, że Konrad był samoukiem. Zawsze przyswajał wiedzę bardzo szybko i nie miał problemów z podejmowaniem wyzwań. Jako grafik pracował, z przerwami, przez 15 lat. Ponadto był pracownikiem fizycznym w większych firmach, przedstawicielem handlowym, ale zawsze marzył o zawodzie informatyka. W sierpniu 2019 r. podjął pracę w firmie Hellerman Tyton. Dzięki pracy poznał wielu wspaniałych ludzi i poszerzał swoje horyzonty, zwiedzając przy tym Polskę. Prowadził nawet swojego czasu firmę, zajmującą się handlem samochodami.
Jego ulubionym hobby były komputery. Odkąd dostał pierwszy sprzęt, nie można było go od niego oderwać. Lubił grać w gry, to mu zostało do końca życia. Mimo aspektów grafiki i możliwości, jakie dawały mu komputery, był jednak bardziej ciekawy co się kryje w środku. Naprawiał je czasami, zdarzało mu się eksperymentować. Metodą prób i błędów nauczył się wszystkiego o tym, jak i z czego się składa komputer. Głęboko wierzył, że ten cud techniki ułatwi ludziom życie.
W swoim krótkim życiu poznał wiele dziewczyn, ale życiową partnerkę spotkał dopiero w wieku 33 lat. Ich drogi sparowały się w bardzo zwyczajnej, ale jednocześnie nagłej i trudnej do przewidzenia chwili. – Zanim się poznaliśmy bał się, że będzie już sam. Mimo, że dzieliło nas 14 lat różnicy, to nadawaliśmy na tych samych falach, mieliśmy takie same zainteresowania. W nim zawsze było życie, radość, on nigdy nie dorósł i nie stał się „smutnym dorosłym”. Mimo to był odpowiedzialny i myślał w sposób dojrzały. Wiele stresu w życiu i presji również doświadczał, ale zawsze pozostawał tym samym wesołym Konradem. Byliśmy dla siebie stworzeni – mówi Klaudia.
Wszyscy znajomi wiedzieli od razu, że Konrad odnalazł swoje szczęście. Walczył o nie, dbał i dzięki Klaudii zmienił się o 180 stopni. Przestał być już beztroski, bardzo dostępny, lekki duchem. Zaczął budować rodzinę. Dbał o dom, o to, żeby nic w nim nie brakowało. Cieszył się każdą możliwą chwilą, każdym wspólnie spędzonym wieczorem.
Zazwyczaj zabiegany, odkąd był w związku, zwolnił tempo. Jak mówi Klaudia, nawet zaczął jeść regularnie i doceniać każdy moment pobytu w domu. Wracał do niego z uśmiechem, którym wypełniał całe mieszkanie. Pierwszy raz oświadczył się w październiku 2020 r. Był wtedy z Klaudią może cztery miesiące, ale wiedział, że zostanie jego żoną.
– To były jego pierwsze poważne zaręczyny, bez pierścionka. Spaliśmy sobie w salonie, obudził się chwilę przede mną i popatrzył się na mnie uśmiechnięty, jak to Konrad. Ledwo otworzyłam oczy, a on wtedy wypalił „Klaudia, czy Ty zostaniesz moją żoną?”, i patrzył na mnie pełen nadziei. Nigdy wcześniej nie widziałam go takim, jak tego dnia. Z racji, że byłam zaspana potrzebowałam chwili, żeby odpowiedzieć. Myślałam, że jeszcze śpię, ale popatrzyłam na niego tak samo i powiedziałam, że to chyba oczywiste, że zostanę. Powiedziałam, że będę jego żoną. Z pierścionkiem oświadczył mi się około dwa tygodnie przed śmiercią. Czuł się w końcu spełniony. Nie było szczęśliwszego człowieka na ziemi, niż Konrad. Tego jestem pewna.
Jego planem było ustabilizowanie się, założenie nowej firmy i pomaganie ludziom. Całe Jego życie było przepełnione przygodami. Na krótko przed śmiercią miał już swój wymarzony samochód, wymarzoną rodzinę, wymarzony dom i wymarzoną pracę. Ciągle wspierał ludzi swoim uśmiechem, cierpliwością, radą i po prostu obecnością. Pogoda ducha nigdy go nie opuszczała i zawsze tą energią zarażał towarzystwo.
Oszalał ze szczęścia, kiedy dowiedział się, że zostanie tatą. – Pod koniec lipca robiłam badania do pracy i wyniki nie były za dobre, a później zaczęło się złe samopoczucie. Konrad śmiał się ze mnie, że przedawkowałam witaminę D i teraz „wapnieję”. Faktycznie, już byłam gotowa na ten fakt i żartowaliśmy sobie, że umieram, ale z tyłu głowy mieliśmy to, że może w końcu spełniło się nasze marzenie. I spełniło się. Wkrótce, za około miesiąc, ma się narodzić córeczka Łucja, największe marzenie Konrada i Klaudii.
Klaudia Molska zwróciła się do wszystkich ze specjalnym apelem: – Kochani, wszyscy słyszeliście już pewnie o tragedii, jaka dotknęła całą naszą rodzinę. Dziękujemy za wsparcie w ostatnich dniach, za świeczki w intencji Jego zdrowia oraz wszystkie modlitwy, które zostały zmówione. Dlatego kieruję się do Was z wielką prośbą. Za miesiąc rodzi się nasza córeczka Łucja. Nie możemy pozwolić na to, aby pamięć o jej tacie przepadła. Wszystkie wspomnienia, jakie macie – zdjęcia, historie, filmiki czy pamiątki związane z Konradem, możecie przesłać na mojego maila: klaudiammolska@gmail.com. Stworzymy naszej córeczce pamiętnik, który pozwoli jej poznać swojego tatę oraz zachować jego obraz, wypływający czysto z naszych serc.
Klaudia przesłała nam także wiersz, jaki podarowała Konradowi na Jego ostatnie urodziny.
Głód
@KluchaAndPoetry
tutaj prawdziwość jest unikatem
więc nie wiedziałam jak spojrzeć w oczy
komuś kto jest najdroższym diamentem
nad światem, bijący blaskiem nieskończonym
szokując, układając się z prostych uśmiechów
spojrzeń przeszywających ciała nieuznane
z cichym wzdychaniem, nieśmiałym wyznaniem
mętniącym najbarwniejsze wyobrażenia najśmielszych
biło zaparcie, chociaż świat własny był tragicznie rozdarty
z uczuciem błądzącym i rozsądkiem surowym
spojrzałeś w oczy smoku, który żył tylko w nocy
dostrzegając słońce bijące w blasku brązowej mocy
może słyszałeś wołanie o pomoc
może wydałam ostatni cichy szept
może to właśnie niemoc
a może nasz nieludzki grzech?
nikt nie pomyślałby o zakończeniu tak kochanym
gdy przy współczesnej ambrozji nikt nie był tym wybranym
oboje na wrodzonych głodach, wiecznie było nam „mało”
ciągle nam gdzieś czegoś szczególnie brakowało
a teraz oglądam Cię, dotykając i obserwując
dostrzegam różne barwy, nimi się delektując
tańczą w moim sercu, chaos rozświetlając
może nie taka ciemność straszna, gdy rozumiesz jak patrzeć na nią?
rozmyślań zbyt dużo na parę dni i nocy
potrzebujemy coraz więcej miłosnej mocy
gdzie jeszcze kroczysz?
usiądź ze mną chwilę krótką
może dłuższą, nawet na noc nieposłuszną
a może zostaniesz już na zawsze?
tygrysią naturą nadludzką władczo żyj ze mną wiecznie
panując w tej dziczy, nie będziemy
zimnej szarości karmić nienawiścią
Co się stało? Na co zmarł?
Na GLE 21. Droga Redakcjo kolejna tragedia w krótkim odstępie czasu. Może warto zastanowić się czy statystycznie podobne przypadki były 5,10,15 lat temu i co może być przyczyna tych nieszczęść. Czy ich przyczyna nie sa eksperymentalne preparaty przyjęte przez większość społeczeństwa i nachalnie promowane przez rząd i media jako jedyny ratunek przed strasznym i zjadliwymi wirusem ?