– Cały czas za nim biegłem, nie mogłem pozwolić sobie na to, by stracić go z oczu – mówi Michał Garsztka, którego koń uciekł ze stajni i urządził sobie wycieczkę po Słupcy. Na szczęście skończyło się na strachu.
14 lutego Michał oswajał z okolicą konia, który trzy dni wcześniej pojawił się w jego stajni przy ul. Szeluty. Podczas przeprowadzania zwierzęcia ułamał się karabińczyk. Koń się wyswobodził i uciekł ze stajni. Pobiegł w stronę ul. Parkowej, później ul. Warszawską dostał się na rynek. – Cały czas za nim biegłem. Nie mogłem sobie pozwolić, by stracić go z oczu – opowiada Michał. Z przerażeniem patrzył, kiedy koń z rynku biegł w kierunku obwodnicy. Na szczęście przed światłami, w ostatniej chwili skręcił w ul. Okopową. Tam, na podwórku jednej z posesji niedaleko skrzyżowania ul. Sienkiewicza i Okopowej Michałowi udało się go złapać. – Cały czas się wyrywał, był niespokojny, ale udało mi się go okiełznać – opowiada właściciel zwierzęcia. Kiedy ul. Warszawską prowadził konia z powrotem do stajni, podjechał patrol policji. Policjanci eskortowali ich, by bezpiecznie dotarli na ul. Szeluty. Zarówno koń, jak i właściciel wrócili cali i zdrowi. Koń nie wyrządził też krzywdy postronnym osobom, ani nie dokonał żadnych zniszczeń na trasie swojej ucieczki. – To graniczy z cudem, że to wszystko tak się skończyło. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby wbiegł na obwodnicę – mówi właściciel słupeckiej stajni i dodaje, że to pierwsza sytuacja, kiedy musiał gonić konia po mieście. I ma nadzieję, że ostatnia.
to się nalatał hehehehehehe