Nie żyje Marian Fluder. Wybitny lekarz zmarł w wieku 78 lat. Smutną informację potwierdziła portalowi gniezno.naszemiasto.pl pani Zofia, żona doktora Fludra. Marian Fluder zmarł we wtorek, 12 marca o 16:20. Poniżej przypominamy wywiad z doktorem, który publikowaliśmy w 2015 roku. Jego autorem jest Krzysztof Chołodecki.
Najlepsze lata młodości
Doktor Marian Fluder studiował na Akademii Medycznej w Poznaniu, w latach 1964-1970. Po skończonych studiach przyszedł na staż do Gniezna. Po dwuletnim stażu, służył w wojsku. W maju 1974 roku, oficjalnie zakończył służbę.
– Proponowano mi pozostanie w wojsku, ale ja wolałem służbę cywilną. Wojsko kończyłem jako porucznik wojska polskiego – wspomina gnieźnianin.
Od 1974 do 1993 roku pracował w szpitalu i przychodni. Prywatną praktykę otworzył w 1993 i prowadzi ją do dnia dzisiejszego. Witkowian powinien zainteresować fakt, że dr Fluder mieszkał i pracował w Witkowie w latach 1972-74.
– Byłem lekarzem Jednostki Wojskowej 1441. Pracowałem i na lotnisku, i w przychodni na Żwirki i Wigury. Przyjmowałem żołnierzy w pułku i brygadzie przy lotnisku. Po wyjściu z wojska przeniosłem się do Gniezna. Byłem mieszkańcem Witkowa dwa lata. Tam w wojsku poznałem swoją małżonkę. Moje życie jest więc ściśle związane z Witkowem. Tam spędziłem moje najlepsze dwa lata młodości. Oprócz Witkowa pracowałem też w Powidzu, w ośrodku w roku 1972. Po skończonej pracy, zastępowałem czasem panią doktor Sójkę – dodaje jeden z najlepszych lekarzy w Wielkopolsce.
Interesuje się sportem i polityką. Nigdy jednak nie należał do żadnej partii, i jak mówi, nigdy do żadnej nie wstąpi. Ma swoje przekonania.
Zadowolenie z pracy
Bohater naszego artykułu jest zadowolony ze swojej pracy. Przychodzą do niego ludzie z różnymi problemami. Czasem nawet potrafią zadziwić.
– Przywieziono tu kiedyś człowieka w takim długim płaszczu, a pod płaszczem miał piżamę. Pytam o co chodzi? A oni do mnie, że przyjechali do lekarza od głowy. Myśleli, że zajmuję się psychiatrią – mówi z uśmiechem lekarz. Ten zawód panu Marianowi odpowiada i nie zmieniłby go na inny.
– Uważam, że gdybym miał jeszcze raz zaczynać swoją drogę życiową, wybrałbym tą samą. Zawsze odpowiadał mi kontakt z ludźmi. Pracowałem nawet w ambulatorium więziennym na Franciszkańskiej. Znam w Gnieźnie i okolicach pokolenia – dodaje.
Zimno i śledzie sposobem na zdrowie
Wbrew obiegowym opiniom, dr Fluder nie choruje na poważne choroby.
– Na pewno należałem do wytrzymałych i odpornych. Były różne plotki, że jestem człowiekiem schorowanym, co mnie nawet wewnętrznie śmieszyło. Poza kłopotami żołądkowymi, nie miałem w życiu chorób, które zmuszałyby mnie do korzystania ze służby zdrowia. Także sam nie musiałem zabiegać o własne zdrowie. W tej chwili, to rodzina dba o moje zdrowie – stwierdza. Doktor przywykł do małej ilości snu. Choć jak mówi, teraz sypia więcej niż kiedyś.
– Wystarczyły mi kiedyś, 3,4 godziny. Aktualnie potrzebuję 5 godzin, żeby dobrze zregenerować organizm i nie czuć się zmęczonym – mówi. Mało kto potrafi spać przez cały rok przy otwartym oknie, tak jak robi to nasz mówca.
– Śpię nawet w zimie przy otwartym oknie. Mi potrzebne do zdrowia jest zimno i śledzie, które lubię od dawien dawna. Może ta wytrzymałość na różne trudy życia była zakodowana w genach, bo moi dziadkowie na pewno byli ludźmi zapracowanymi. Pracowali w rolnictwie. Sam lubiłem w wakacje odpoczywać na wsi, gdzie pomagałem na roli – wspomina.
Szczęśliwy mąż, ojciec, dziadek
Gnieźnianin jest szczęśliwy z faktu posiadania wspaniałej rodziny.
– Mam dwóch synów, którymi opiekowała się przede wszystkim żona, która wychowała ich na porządnych ludzi. Bardziej porządnych niż ja. Wnuczkę mam jedną. Synowie są prawnikami. Wnuczka na całe szczęście nie musi mnie dobrze znać, mimo, że skończyła trzy latka, nie była jeszcze chora. To dlatego, że jest chowana na zimno – stwierdza dumny dziadek.
Recepta na zdrowie
Recepta na zdrowie dr Fludra jest prosta.
– Zimno, proste jedzenie, proste życie. Na pewno lubić kontakt z innymi ludźmi. Dzień zaczynam gimnastyką i zimnym prysznicem i kończę gimnastyką i zimnym prysznicem. Teraz potrzeba szczególnie ruchu. Uważam, że dla dobrego zdrowia psychicznego, warto się kierować książką pt. „Sztuka życia według stoików”. Dla dobrego zdrowia fizycznego, ruch i proste jedzenie – dodaje. Mimo, że jak twierdzi, jest wiekowym człowiekiem, uczy się życia do końca.
– Ostatnio wpadła mi w ręce wspomniana wcześniej dobra książka, która może nauczyć podejścia do życia. Polecam ją każdemu, kto przechodzi trudne chwile. Każdy z nas takie chwile ma, życie na tym polega, żeby z trudami życia sobie poradzić. Każdy chcąc do życia podejść w sposób spokojny i roztropny, powinien tę książkę przeczytać – poleca.
Radość i łzy
Pan doktor wiele w życiu przeszedł i dużo widział. Jego zawód składa się nie tylko z radości i zadowolenia z uśmiechu dziecka, ale niestety także z płaczu ludzkiego.
– Trudno było czasem przejść tak spokojnie wobec nieszczęść ludzkich, kiedy umierało dziecko matce. Kiedy nieuleczalna choroba powoduje śmierć młodego człowieka. Gdy matka chora na raka zostawia czwórkę małych dzieci, na pewno występuje pewne obciążenie psychiczne. Niepowodzenia bardziej hartują, niż jakiekolwiek podziękowania ludzi za to, co się robi. Lekarz porównuje swój zawód do zawodu kierowcy.
– Całe życie to jedna wielka nauka. Mogę porównać swój zawód, do zawodu kierowcy, który różnymi drogami jeździ, miliony kilometrów zrobił, ale zawsze musi na każdym kilometrze uważać, być ostrożnym. Im dłużej się pracuje, tym człowiek jest bardziej ostrożny, skupiony, skoncentrowany. Gnieźnianin jest zaciekłym przeciwnikiem palenia, szczególnie, gdy w pobliżu jest bezradne na ludzką głupotę dziecko.
– Jestem zaciekłym wrogiem palaczy i palenia. Ze względu na dobro dzieci, nigdy nie byłem łaskawy dla palaczy. Jeśli palili, z miejsca wytykałem im, ich egoizm – mówi z pełnym przekonaniem
Jest jak kierowca
Uznany w okolicy lekarz, stara się przyjmować mniej pacjentów.
– Jestem zmuszony ograniczyć liczbę pacjentów. Nie dlatego, że jestem leniwy. Nie dlatego, że nie chcę. Staram się nie przyjmować nowych, żeby mieć czas, koncentrację nad tymi ludźmi, którzy się tu znajdują. Teraz wszedłem w taki wiek geriatryczny. Żeby nie robić jakiś błędów, ograniczyłem ilość pacjentów. Staram się przyjmować tych, co już byli, a nowych konsultacyjne, a potem odsyłam gdzie indziej. Przedtem, gdy byłem młody, wystarczyła kilkuminutowa rozmowa z pacjentem. Teraz najchętniej, dla każdego pacjenta przeznaczałbym pół godziny – stwierdza z lekkim żalem. Mottem życiowym doktora są słowa: Lekarz jest od szukania prawdy.
– Im jestem starszy, tym tego czasu na szukanie prawdy potrzebuję więcej – zauważa. Kiedyś pracował regularnie do 3 w nocy. Teraz najwyżej do północy, w nagłych przypadkach dłużej.
– Zawsze się czułem jak kierowca, na trudnej wyboistej drodze. Pilnowałem, żeby nie wpaść w przepaść. Zawsze się pilnowałem, aby nie zrobić pomyłki. Młody kierowca, po zdaniu prawa jazdy myśli, że jest mistrzem kierownicy. Młodym lekarzom, po kilku latach pracy wydaje się, że są mistrzami w swoim zawodzie. Dopiero po seriach niepowodzeń, po różnych przykrych doznaniach zawodowych, człowiek dochodzi do tego, że całe życie musi zbierać doświadczenie, i żeby nie zrobić nikomu krzywdy, musi być bardziej rozważny, spokojny, dlatego tego czasu potrzebuje więcej. Zamierzam pracować do czasu, aż mnie Alzheimer nie złapie – stwierdza.
Żona wzorem w każdym calu
Marian Fluder nie byłby teraz w tym miejscu, z takim podejściem do życia, i z takim bagażem doświadczeń, gdyby nie jego żona, Zofia.
– Życie moje uważam za bardzo udane, dzięki żonie, którą podziwiam jako człowieka. Jest dla mnie wzorem człowieczeństwa. Wzorem żony. Wzorem w każdym calu. To, że czuję się szczęśliwy, to jej zasługa. Gdybym zaczynał życie od nowa, wybrałbym medycynę, i po to bym żył, żeby się spotkać z miłością mojego życia – powiedział wdzięczny mąż.
Ciągła nauka
Mimo, że doktor posiada tak wielką wiedzę, nie spoczywa na laurach. Każdą wolną chwilę poświęca doskonaleniu zawodowemu.
– Staram się cały czas dokształcać. Urlop biorę nie po to, żeby się leczyć, ale douczyć. Bo ciągle czuję się niedouczony. We wrześniu jadę na zjazd pediatryczny do Wrocławia, a potem na szkolenie do kliniki medycznej w Warszawie. Uważam się za człowieka ciągle niedokształconego – mówi. W jednym zdaniu podsumowuje swoje dotychczasowe, niespełna 70 letnie życie.
– Kształtowało mnie życie, niepowodzenia, doświadczenia i żona – dodaje na koniec nasz skromny, lubiany wszędzie i przez wszystkich rozmówca.
Niepowetowana strata…
wspaniały LEKARZ
Wspanialy lekarz,wspanialy czlowiek. Przykre nie miał czasu dla siebie.
:’( [*]