W słupeckim sądzie ruszył proces 39-letniego Krzysztofa, oskarżonego o jazdę samochodem po pijanemu. Sprawa nie jest jednak prosta, bo „za rękę” nikt go nie złapał, a zarzuty sformułowano na podstawie twierdzeń… samego oskarżonego, który teraz mówi coś zupełnie innego.
Krzysztof pracował fizycznie w jednej z firm w Witkowie. Jak sam przyznał w sądzie, niejednokrotnie zdarzało mu się pić w pracy alkohol. Choć w firmie często o tym wiedzieli, pozwalali mu pracować. Raz tylko – jak mówił – zdarzyło się, że został odwieziony do domu. W kwietniu zeszłego roku miarka się jednak przebrała. Kiedy rano szef zauważył, że Krzysztof jest nietrzeźwy, wezwano do firmy policję. Badanie alkomatem potwierdziło przypuszczenia. Krzysztof zarzekał się jednak, że nie pił w pracy. Alkomat jednak nie kłamał, więc jakoś musiał wytłumaczyć promile w swoim organizmie. Powiedział, że trzyma go jeszcze od poprzedniego dnia, kiedy to w domu pił alkohol. Policjanci, przyjmując za wiarygodne jego tłumaczenia przedstawili mu zarzut… prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu. Na monitoringu sprawdzili bowiem, że krótko przed tym, jak był badany alkomatem, prowadził auto.
Do jazdy na podwójnym gazie Krzysztof się jednak też nie przyznał i zupełnie zmienił swoje wcześniejsze tłumaczenia. Powiedział, że feralnego dnia rano, w drodze do pracy wstąpił do sklepu, gdzie kupił setkę wódki i piwo. Zapewniał, że wszystko wypił rano w pomieszczeniu, które w firmie służyło jako stołówka. Krótko potem przyjechał szef i wyczuł od niego alkohol. Okłamał go mówiąc, że pił dzień wcześniej w domu. – Gdyby szef usłyszał, że piłem w godzinach pracy, od razy by mnie zwolnił. Dopiero po czasie zrozumiałem, że kłamiąc narobiłem sobie więcej problemów – tłumaczył później mężczyzna. Takie samo stanowisko podtrzymał w poprzedni wtorek, kiedy w słupeckim sądzie ruszył jego proces. Swoje wyjaśnienia sprostował tylko o ilość wypitego alkoholu. Tak naprawdę – jak mówił – wypił 200 mln. Kiedy sędzia zapytała, dlaczego wcześniej mówił o setce wyjaśnił: – Na małą butelkę zawsze mówię setka, ale wtedy wypiłem 200 ml.
Wśród świadków wezwanych na pierwszą rozprawę byli policjanci, którzy przeprowadzali interwencję oraz pracownicy firmy, w której pracował 39-latek. Sąd ich przesłuchał, ale wyroku jeszcze nie wydał. O rozstrzygnięciu spawy poinformujemy na naszych łamach.