Kiedy wyjechał z Cienina Zabornego ożenił się i ciężko pracował na utrzymanie rodziny. Po śmierci żony oświadczył swoim synom, że chce… wstąpić do seminarium. Mając 61 lat w Lądzie przyjął święcenia i resztę życia poświęcił Kościołowi. Przedstawiamy niezwykłą historię życia ks. Stanisława Kanafy.
Urodzony w 1935 r. Stanisław Kanafa wychowywał się w Cieninie Zabornym. Podczas wojny mały Stasiu, razem z rodzicami i starszym bratem Michałem został wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec, w okolice Drezna. Tam na świat przyszedł jego młodszy brat Krystian. Z Niemiec rodzina wróciła jednak nie z trzema, a czterema synami. W okolicy, w której mieszkali i pracowali było niemowlę bez rodziców. Państwo Kanafa zaopiekowali się nim, by potem przyjąć do swojej rodziny. Chłopiec miał na imię Stanisław, ale że w rodzinie już był syn Stanisław (ojciec także miał tak na imię), wszyscy mówili do niego Edek. I tak, po wojnie państwo Kanafa z czterema synami wrócili do Cienina Zabornego, do swojego gospodarstwa. Stanisław, jako nastoletni chłopak myślał o wstąpieniu do seminarium. Chciał zostać Salezjaninem, w latach 1953-55 odbywał nawet postnowicjat w Woźniakowie. Później jednak wybrał inną życiową drogę. Poszedł do wojska, trafił do jednostki między Helem a Juratą. Tam poznał Jadwigę, z którą w 1958 r. wziął ślub. Rok później na świat przyszedł ich pierwszy syn Aleksander, później urodzili się Mariusz i Andrzej. Rodzina mieszkała na Półwyspie Helskim. Stanisław pracował w różnych miejscach. Po wojsku zatrudnił się na kolei. Udzielał się społecznie. Przez kilka lat piastował ważną funkcję przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej w Jastarni. Później pracował na kierowniczych stanowiskach w zakładzie gospodarki komunalnej oraz w wodociągach we Władysławowie. Z dobrej posady zrezygnował w 1991 r., krótko po śmierci swojej żony. Postanowił wówczas całkowicie zmienić swoje życie. – Wszystkich synów poprosił na rozmowę i poinformował nas, że chce wstąpić do seminarium. Poprosił nas też, byśmy podpisali dokument, w którym wyrażamy na to zgodę. Taki był wymóg ze strony Kościoła, by kandydat do seminarium miał uregulowane wszystkie sprawy cywilne i rodzinne. Byliśmy w szoku, bo kompletnie się tego nie spodziewaliśmy. Zawsze nasza rodzina chodziła do kościoła, ale nigdy nie byliśmy przesadnie religijni. Można powiedzieć, że żyliśmy jak większość katolickich rodzin. Ale skoro ojciec postanowił wstąpić do seminarium wiedzieliśmy, że dokładnie tę decyzję przemyślał. Wszyscy podpisaliśmy ten dokument – wspomina syn Aleksander, choć przyznaje, że początkowo trudno było mu się pogodzić z decyzją ojca. Z czasem jednak w pełni ją zaakceptował i, podobnie jak cała rodzina, wspierał go w drodze do kapłaństwa. Ta rozpoczęła się w 1991 r., od nowicjatu w Swobnicy niedaleko Gryfina. Później były studia teologiczne w Lądzie. W 1995 r. w Rumii przyjął święcenia diakonatu i złożył śluby wieczyste. Rok później w Lądzie został wyświęcony na księdza. Został skierowany do Szczecinia z ważną misją – wybudowania nowego kościoła. Był do tego dobrze przygotowany, bo w czasach „świeckich” ukończył technikum budowlane. Ponadto, miał bogate doświadczenie zawodowe w kierowaniu pracami. Po 10-letniej posłudze w Szczecinie, gdzie udało się pobudować kościół, wrócił w rodzinne strony. W 2006 r. został skierowany do Kawnic, zaledwie kilkanaście kilometrów od rodzinnego Cienina Zabornego. Ks. Stanisław, należąc do rodziny Salezjańskiej, cały czas pielęgnował własne więzi rodzinne. Kiedy tylko mógł odwiedzał dzieci i pozostałych bliskich. Szczególnie starał się uczestniczyć w ważnych momentach życia rodziny, niejednokrotnie udzielając sakramentów. W parafii w Kawnicach aż do śmierci pełnił posługę duszpasterską, m.in. jako ekonom i spowiednik. Zmarł 18 października, w 87. roku życia. W miniony poniedziałek spoczął na cmentarzu w Kawnicach.
Ks. Stanisław nigdy nie żałował decyzji o poświęceniu reszty swego życia Kościołowi. – Uważam, że był bardzo szczęśliwy. Kapłaństwo było mu przeznaczone, mimo że przyszło znacznie później, niż w przypadku innych księży – wspomina syn Aleksander.