Dwaj słupeccy policjanci: Mariusz Dzwoniarski i Zbigniew Gizelski przepracowali w mundurze ponad 30 lat. W ostatnich dniach przeszli na zasłużoną emeryturę. O cieniach i blaskach tego zawodu rozmawialiśmy ze Zbigniewem Gizelskim.
Uroczystość pożegnania emerytów odbyła się 21 lutego w siedzibie słupeckiej jednostki policji. Insp. Roman Ciesielczyk wraz z zastępcą mł.insp. Janem Rabiejem serdecznie podziękowali emerytom za ich poświęcenie w wieloletniej służbie, życząc im jednocześnie wszelkiej pomyślności w nowych przedsięwzięciach. Do podziękowań i życzeń Komendantów dołączyli się obecni na uroczystości Naczelnicy i Kierownicy oraz koleżanki i koledzy z komendy.
Podinsp. Zbigniew Gizelski przepracował ponad 40 lat, z czego 30 w Policji. Zaczynał w Wydziale Kryminalnym, następnie kilka lat spędził w Zespole Kadr i Szkolenia oraz Wydziale Prewencji. Przed przejściem na emeryturę pełnił służbę jako ekspert Jednoosobowego Stanowiska do Spraw Skarg i Wniosków Komendy Powiatowej Policji w Słupcy. Przez ponad 20 lat doskonalił wiedzę i umiejętności policjantów, jako specjalista od wyszkolenia strzeleckiego. Sam wielokrotnie, z sukcesami, reprezentował słupecką jednostkę Policji na zawodach ogólnopolskich, regionalnych i wojewódzkich. Za wzorowe wykonywanie obowiązków wynikających z pracy zawodowej odznaczony został przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Brązowym Krzyżem Zasługi oraz Złotym Medalem za Długoletnią Służbę.
Policjant od wielu lat udziela się społecznie. Jest członkiem Słupeckiej Organizacji Strzeleckiej FORT oraz stowarzyszenia Liga Obrony Kraju, gdzie aktualnie pełni funkcje wice prezesa. Prowadzi treningi, organizuje zawody strzeleckie, sędziuje, posiada uprawnienia instruktora strzelectwa sportowego, swoją wiedzę i umiejętności przekazuje młodzieży oraz mieszkańcom powiatu.
Asp. sztab. Mariusz Dzwoniarski przez całą swoją pracę w Policji był związany z Wydziałem Prewencji. Zaczynał od służby patrolowej, następnie awansował na dzielnicowego miasta Słupcy, przez długie lata był dzielnicowym w gminie Słupca. Karierę w mundurze zakończył jako dyżurny jednostki na stanowisku kierowania. Za swoje osiągnięcia w służbie był wielokrotnie wyróżniany przez szefów Komendy Powiatowej Policji w Słupcy. Przepracował w sumie 32 lata.
Marta Kaźmierowska: Ile lat przepracował Pan w policji?
Zbigniew Gizelski: 30 lat i dwa miesiące.
Nie będzie Panu trudno rozstawać się z komendą?
– To będzie dla mnie nowe doświadczenie. Cały czas funkcjonowałem w trybie pracy. Myślałem o niej również w domu. Czy poczuję pustkę na emeryturze? Nie wiem.
Dlaczego zdecydował się Pan na pracę „w mundurze”?
– Byłem świeżo po ślubie, urodziło mi się dziecko i z czegoś trzeba było żyć. I na tamten moment była to stabilna i atrakcyjna praca. Poszedłem w to, dostałem się. Zacząłem żyć pracą, ludźmi i problemami i to mnie wciągnęło. Pracuję w słupeckiej komendzie od 16 grudnia 1993 roku.
Od czego Pan zaczynał?
– Przez miesiąc pracowałem w plutonie, później po kursie podstawowym przez dwa lata pracowałem w PG. Niedługo później zaproponowano mi pracę kadrowca. Zgodziłem się na to, poszedłem do kadr. Później skierowano mnie do Szczytna do szkoły oficerskiej. Następnie trafiłem do Wydziału Prewencji. Z uwagi na fakt, że problematyka skarg i wniosków nie może być w żadnym pionie, utworzono samodzielne stanowisko, na którym pracowałem do dzisiaj.
Na czym polega to stanowisko?
– Byłem prawą ręką komendanta jeśli chodzi o skargi, wnioski i petycje. Prowadziłem politykę dyscyplinarną, kreowanie tej polityki. Robiłem wszystkie postępowania wyjaśniające.
Dużo było tych wniosków?
– Nie bardzo. Ludzie przychodzili czasami z kosmicznymi rzeczami.
Jakimi?
– Skargi na działalność policjantów, że np. nie tak interweniowali, że byli niegrzeczni, brutalni, że nie potrafili się zachować, czy źle zmierzyli prędkość. Większość tych skarg była bezzasadna, ale zdarzały się też zasadne. Wdrażaliśmy wtedy procedurę wyjaśniającą. Jak trzeba było,to czasami człowiek po uszach też dał. Te ciekawe sprawy, to są sprawy ludzi, którzy nie są ubezwłasnowolnieni, a mają inne postrzeganie rzeczywistości i świata. Mamy takiego pana, który pisze do tej pory. Twierdzi w swoich pismach, że był bezpośrednim świadkiem katastrofy smoleńskiej, że wie jak to się stało i że żąda do włączenia go do komisji badającej tę katastrofę. W tej sprawie zgłaszała się do nas kancelaria sejmu, rzecznik spraw obywatelskich, czy kancelaria premiera. Mieliśmy w tej sprawie niejako związane ręce.
Ile zajmowało rozpatrzenie jednej sprawy?
– Różnie. Czasami dwa dni, czasami pracowałem miesiącami. Komendanci byli wymagający w tych sprawach. Pilnowaliśmy obiektywności.
A co będzie Pan najmilej wspominał?
– Ludzi. Spotkałem tu fantastycznych ludzi, dobrze mi się z nimi pracowało.
Jeżeli ktoś nie czuje tej pracy, będzie się tu męczył.
– Tak, ma Pani rację. Większość ludzi czuję tę robotę.
A Pan czuł?
– Myślę, że tak. Podobało mi się to, co robię. Problemy, z jakimi ludzie tu przychodzili. Czasami przychodzili z problemem i usilnie twierdzili, że mają rację, nie przyjmując naszych argumentów i obowiązujących przepisów prawa.
Ma Pan już plany na to, co będzie Pan robił na emeryturze?
– Strzelanie, strzelnica i szkolenia strzeleckie. Działam w FORCIE i w LOK-u. Myślę, że się trochę bardziej uaktywnię. Mam pozwolenie na broń do celów kolekcjonerskich. Musze jeszcze żonę namówić, żeby jeszcze trochę broni nakupić. Chciałbym też szkolić ludzi, młodzież. 25 lat szkoliłem policjantów. Chyba nie było źle, bo nie mieliśmy żadnego wypadku.
Kiedy pojawiło się zamiłowanie do strzelania?
– Tu, w policji. Tu miałem kontakt z p. Grzegorzem Soszyńskim – fanatyk strzelania, mistrz Polski z lat 80.
Czego możemy Panu życzyć na emeryturze?
– Spokoju, zdrowia. Jeżdżę rowerem, więc się przyda. W weekend majowy wybieram się do Paryża na rowerach z małżonką. W okresie letnim do Amsterdamu.
Dziewczyna szamana