Śmierć młodego chłopaka, którego zwłoki znaleziono na pumptracku poruszyła słupczan. Śledztwo w tej sprawie niedawno dobiegło końca.
20-latek pochodził z gminy Kazimierz Biskupi, a od trzech lat mieszkał w internacie w Niechanowie. Tam też chodził do szkoły. W piątek, 27 maja, jak co weekend pojechał do domu. Zatrzymał się u rodziny w Strzałkowie, potem z kolegami miał jechać do rodzinnej miejscowości. Zamiast do domu, dotarł do Słupcy. Kilka minut po godz. 19 kamera zarejestrowała, jak chłopak sam wchodzi na teren pumptracku od strony ul. Szeluty i siada pod altaną. Później monitoring zarejestrował, jak kilka razy wychodził spod altany, gdzieś dzwonił, rozmawiał też z ludźmi będącymi przy pumptracku. Uwagę śledczych przykuła grupka mężczyzn, którzy o godz. 20.22 dosiedli się 20-latka i rozmawiali z nim ponad pół godziny. Policjanci ustalili ich tożsamość i wszystkich przesłuchali. Tłumaczyli, że wybrali się na spacer nad jezioro. Kiedy zaczęło padać, chcieli schować się pod wiatą przy pumptracku. Spotkali tam młodego chłopaka, który spał. – Obudziliśmy go. Powiedział nam, że ktoś go tam przywiózł i go zostawili. Przez jakiś czas z nim tam posiedzieliśmy, a jak przestało padać to poszliśmy dalej, a on został pod domkiem. Był przytomny. Przypominam sobie, że powiedział coś takiego, że z kolegami grubo poleciał i kiepsko się czuje. Nie znałem wcześniej tego chłopaka, nie wiem kto to był – zeznał jeden z grupki mężczyzn. Najprawdopodobniej była to ostatnia rozmowa w życiu młodego chłopaka. Chwilę po godz. 22 kamera zarejestrowała, jak siedząc na ławce pod altaną pochyla się, a następnie kładzie na ławce.
Następnego dnia po godz. 5 mieszkaniec Słupcy, idąc do pracy skrótem przez las przy pumptracku zauważył młodego chłopaka znajdującego się pod wiatą, w pozycji półleżącej. Podszedł do niego, poklepał po twarzy, sprawdził funkcje życiowe. Chłopak był siny, zimny i nie dawał żadnych oznak życia. Mężczyzna zaalarmował służby ratunkowe. Pierwszy na miejscu pojawił się patrol policji. Mundurowi próbowali reanimować chłopaka. Niestety, nie było już żadnych szans na ratunek. Przybyły po chwili lekarz stwierdził zgon.
Zmarły 20-latem miał przy sobie dokumenty, dlatego policjanci od razu ustalili jego tożsamość. Przejrzeli też znaleziony przy nim telefon. Ustalili, że przed śmiercią rozmawiał przez messengera z koleżanką ze szkoły, wysyłali sobie wiadomości głosowe. Z rozmowy nie wynikało jednak nic, co wskazywałoby, że chłopak chciałby popełnić samobójstwo. Z sekcji zwłok wynika, że zmarł w mechanizmie ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej w przebiegu zaostrzonej przewlekłej choroby układu sercowo-naczyniowego. Śledczy nie stwierdzili, bo ktokolwiek przyczynił się do śmierci 20-latka. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone.