– Gdyby nie pani doktor, byłbym dzisiaj bez nogi – nie ma wątpliwości Grzegorz Kwiatkowski.
Pan Grzegorz ma 62 lata, mieszka w Koszutach, choruje na cukrzycę. W maju br., podczas prac przy domu przypadkowo nadepnął na dwa wkręty, które na około pół centymetra wbiły mu się w stopę. Jeszcze tego samego dnia wybrał się do swojego lekarza rodzinnego, Jolanty Włodarczyk z przychodni Hipokrates. – Pani doktor poleciła mi, żebym od razu zgłosił się do słupeckiego szpitala. Zrobiłem tak, poszedłem na izbę przyjęć, ale dyżurujący tam lekarz ocenił, że ten uraz można z powodzeniem leczyć w domu. Dał mi do podpisania dokument, że rezygnuję z przyjęcia na oddział i wróciłem do domu – wspomina pan Grzegorz. Jego stopa jednak wcale się nie goiła. Wręcz przeciwnie. – Po około dwóch tygodniach pokazałem stopę doktor Elżbiecie Orchowskiej. Natychmiast poleciła mi udać się na izbę przyjęć. Tym razem zostałem przyjęty na oddział chirurgii. Stopa była w takim stanie, że konieczna była amputacja środkowego palca, który już obumarł. Zszyli mi ranę po amputacji i zostałem wypisany do domu. Stopa nadal wyglądała strasznie, bałem się, że wda się zakażenie i stracę całą nogę. Wtedy na pomoc przyszła pani doktor Włodarczyk – wspomina pan Grzegorz. – Kiedy udałem się do niej na wizytę po wyjściu ze szpitala stwierdziła, że zna lekarza, który może mi pomóc. To dr Piotr Liszkowski ze szpitala w Szamotułach, wybitny specjalista w leczeniu pacjentów z zespołem stopy cukrzycowej. Pani doktor kilka razy do niego dzwoniła w mojej sprawie. Kiedy oddzwonił przesłała mu zdjęcia mojej stopy. W piątek o godz. 21.30 pani doktor do mnie zadzwoniła z informacją, że rozmawiała z doktorem Liszkowskim i że we wtorek mam jechać do Szamotuł na kwalifikację do leczenia – wspomina mieszkaniec Koszut.
Później wszystko poszło już bardzo szybko. Dwa dni po wizycie kwalifikacyjnej pan Grzegorz został przyjęty do szpitala w Szamotułach, a pięć dni później przeszedł zabieg, podczas którego rana została dokładnie oczyszczona.
– Tuż po zabiegu miałem w stopie ogromną dziurę, głęboką na kilka centymetrów. Lekarze zapowiedzieli jednak, że z czasem rana będzie się zaziarniać, czyli naturalnie wypełniać tkankami. I faktycznie tak było, z każdym tygodniem dziura się zmniejszała – opowiada 62-latek. Początkowo, po wyjściu ze szpitala musiał chodzić w specjalnych butach, które nie obciążają przedniej części stopy, a podczas kąpieli stosować specjalny opatrunek, by woda nie dostała się do rany. Od niedawna opatrunki są już niepotrzebne, a pan Grzegorz znowu może zakładać zwykłe buty. – Wszystko wróciło do normy, znowu mogę normalnie żyć. To dzięki specjalistom ze szpitala w Szamotułach, ale przede wszystkim dzięki cudownej pani doktor Jolancie Włodarczyk. Gdyby nie jej zaangażowanie na pewno bym tam nie trafił i nie otrzymał tak fachowej pomocy. Z całego serca dziękuję, że mogę chodzić, że znowu mogę normalnie żyć – mówi Grzegorz Kwiatkowski.