Jak już podawaliśmy, powiatowy lekarz weterynarii Józef Ziemniarski z dniem 1 września przeszedł na emeryturę. Dziękując władzom powiatu za współpracę opowiedział o trudnej specyfice pracy, którą przez wiele lat wykonywał. Jak stwierdził, są pewne rzeczy w życiu, których nie da się cofnąć. – Raz rzuconego kamienia, raz wypowiedzianego słowa, często kąśliwego, złośliwego. Nie da cofnąć się niejednej zmarnowanej okazji i nie da cofnąć się pewnych rzeczy, które każdego z nas prędzej czy później będą czekały. Jest to koniec pewnego okresu, który był bardzo burzliwy. W swojej pracy zawodowej, a jest to ciężka praca i cholernie odpowiedzialna, wymusza ochronę zdrowia zwierząt, ale i ludzi. Każdy kilogram, czy każda partia mięsa wysyłanego na rynki zagraniczne wiązała się z tym, że musiał tam być mój podpis, moja akceptacja. Wielokrotnie wymuszano na mnie takie czy inne podejście, próbowano mnie naginać, próbowano na mnie skarżyć. Dwukrotnie byłem zaciągnięty do Warszawy do ministerstwa na tłumaczenie się, a tłumaczenia pisemne do Kancelarii Prezydenta, do Kancelarii Premiera, do ministra rolnictwa, różnych związków zawodowych były czasami chlebem powszednim. Ktokolwiek wyjeżdżał na zaproszenie ministra rolnictwa do Warszawy, czy Głównego Lekarza Weterynarii, to zazwyczaj był wzywany po raz ostatni. Ja byłem dwukrotnie i dwukrotnie wróciłem na zajmowany stołek. Uratował mnie, powiem szczerze, aparat fotograficzny. Tak, wprowadziłem do pracy swojej aparat fotograficzny, którym ja i moi inspektorzy dokumentowali pewne rzeczy, z podpisem brygadzisty, kierownika, czy dyrektora przedsiębiorstwa. Gdybym tego nie miał, byłbym pogrzebany. To były rzeczy, które były dokumentem, który nie kłamał. Próbowano różnymi sposobami podejść mnie. Dziś mogę stanąć przed państwem, przed lustrem i spojrzeć sobie szczerze i uczciwie w oczy bez wstydu, bez mrugnięcia. W swojej pracy zawodowej zawsze starałem się, ażeby moi przełożeni mogli spać spokojnie. Mam na myśli również państwa, jako starostwo, jako radnych. Sądzę, że nigdy państwu nie przysporzyłem żadnych kłopotów, ani merytorycznych, ani opiniotwórczych, zawsze byłem gotowy do rozmów, zawsze szedłem wszystkim i każdemu na rękę, pod jednym warunkiem, że nie szkodziło to komuś, nie zagrażało to komuś i że zawsze mogło być do przyjęcia przez wszystkich – podsumował odchodzący kierownik Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej.