Wspaniałe kompozycje, nawiązanie do tradycji, refleksyjne, ale i śmieszne sentencje – to wszystko można było zobaczyć na tegorocznych dożynkach organizowanych w gminie Zagórów. Było dużo pomysłowości i zaangażowania miejscowych.
Dożynki wiejskie w gminie Zagórów zyskają coraz większą renomę, i nie będzie tutaj z pewnością przekłamania, kiedy napiszemy, że stają się jedną z najlepszych i najlepiej zorganizowanych w powiecie.
Jest to uroczystość zwieńczająca ciężką pracę na roli. Jest tradycyjna msza dziękczynna, jest i tradycyjnie wypiekany chleb, kłoski przypinane gościom, część artystyczna, ale i… dekoracje. No właśnie, dożynki nie mogą obejść się bez przystrojenia wsi. Nie inaczej było w Imielnie tydzień temu, a także w Łomowie. Wieś została ozdobiona pomysłowo, a wymyślone przez mieszkańców scenki skutecznie bawiły i rozśmieszały. Co jest w tym niebywałego? – Nie wiem, po prostu zadowolenie, satysfakcja i to, że możemy coś zrobić dla wsi – mówi Wioletta Fagasińska, która od kilku lat, już tradycyjnie, z mężem Darkiem i dziećmi – Natalką i Bartkiem przystrajają postaciami i figurami wykonanymi ze słomy swoje gospodarstwo. – Już rok wcześniej zastanawiamy, co by wymyślić, do czego nawiązać w kolejnym roku – mówi Wioletta.
Kukły są najrozmaitsze. Przedstawiają zwierzęta, ludzi, a nawet postacie z bajek. Wszystko po to, by zaskoczyć przejezdnych.
– To jest fantastyczne uczucie, kiedy chodzisz po podwórku i widzisz zatrzymujące się auta, wychodzących ludzi, którzy robią sobie przy tych postaciach zdjęcia – mówią wspólnie.
Słomiane kukiełki są ustawione w grupach lub pojedynczo. Zależy to oczywiście od inwencji twórczej. Zasada jest jednak jedna. Co rok muszą być przygotowane inaczej, z innymi postaciami. A grunt to, by zaskakiwały innych. Niektóre konstrukcje są tak skomplikowane, że niektórzy zachodzą w głowę, jak je zrobiono! Często instalacjom towarzyszą śmieszne napisy. Wielce to wszystko zabawne i takie przecież powinno być. Bo dożynki to święto radości.
– Każdy z nas przy dekoracji ma swoje role. Mąż ustawia bele, ja z dziećmi natomiast jesteśmy odpowiedzialni za przygotowanie całości ubioru i dekorację. To ostatnie rodzi się oczywiście w głowie. Wymaga to rzeczywiście trochę kreatywności i widzenia przestrzennego, ale efekt końcowy zawsze cieszy oko – dodaje Wioletta.
Zapytana o najbardziej pracochłonną dekorację dożynkową ze słomy odpowiada, że był to słomiany rowerzysta, ważący kilkaset kilo. Praca przy tym była co nie miara, ale za to efekt jaki? W tym roku to dzieci Natalka i Bartek wysunęli pomysł, by dekoracja nawiązywała bo bajkowego Krecika. Bartek za swoje oszczędności kupił nawet nawiązującą do pomysłu w zagórowskiej księgarni maskotkę i nie było już odwrotu.
– Zaopatrzyliśmy się w czarną folię, trochę farby w sprayu. Dzień wcześniej wycięliśmy papierową dekorację i przystąpiliśmy do działania. Miałam i mam zawsze jakieś przestrzenne wyobrażenie, ja ma to wyglądać. Kolory też dobierałam sama. Cały proces przygotowania zajął nam nie więcej jak kilka godzin, a kiedy dekoracja była już gotowa, a przejeżdżający tędy motocyklista oglądając ją omal nie spadł z motoru, wiedzieliśmy, że jest dobrze – śmieje się Wioletta.