Nie uniknie się tego tematu. Informacje o wojnie są przecież wszędzie, nie da się dzieci od nich odciąć. Rozmawiać więc trzeba, ale bardzo delikatnie, unikając tych najbardziej drastycznych wiadomości – od dwóch tygodni w słupeckich szkołach i przedszkolach pracują dwie panie psycholog z Ukrainy. Jedna z nich – Kateryna Zhuravlova opowiedziała nam o swojej pracy w Słupcy.
Kiedy Pani przyjechała do Polski?
6 marca. Przyjechałam z Dnipra, miasta w centralnej Ukrainie, niedaleko Zaporoża. Kiedy wyjeżdżaliśmy, w nocy był pożar elektrowni wodnej. Teraz też nie jest tam spokojnie.
Czym się Pani zajmowała w Ukrainie?
Od ponad 10 lat wykonuję zawód psychologa. Prowadziłam prywatny gabinet, pracowałam zarówno z dorosłymi, jak i z dziećmi. Pracowałam też w szkołach, a ostatnio na uniwersytecie, jako nauczyciel akademicki.
Od kiedy pracuje Pani w słupeckich szkołach?
Od 25 marca. 22 godziny tygodniowo pracuję w Trójce, 18 godzin w Jedynce. Moja koleżanka, również psycholog, pracuje w miejskich przedszkolach i w urzędzie miasta.
Uczniowie zgłaszają się już do Pani z problemami?
W pierwszych dniach rozpoznaję sytuację i umawiam uczniów na indywidualne spotkania. Dla nich to bardzo trudna sytuacja. To, czego doświadczyli w Ukrainie, potem ucieczka, długa przeprawa przez granicę, a w Polsce – bariera językowa. Bardzo potrzebują rozmowy i pomocy.
Rodzicom tych dzieci, głównie mamom, też Pani pomaga?
Oczywiście. Czasami mamy potrzebują nawet większego wsparcia, niż dzieci. One nie chcą przy dzieciach pokazywać swoich słabości, starają się być przy nich silne, ale przecież mają w sobie wiele strachu, zmęczenia fizycznego i psychicznego. Szczególnie te mamy, które nie mogą w Polsce znaleźć pracy.
Kto lepiej odnajduje się w Polsce? Dzieci czy dorośli?
Trudno powiedzieć. Dzieci są różne. Jedni szybciej nawiązują znajomości, innym zajmuje to więcej czasu. Są też dzieciaki, które miały problemy psychologiczne przed wybuchem wojny, a wojna jeszcze je pogłębiła. Myślę jednak, że mimo wszystko dzieciom jest łatwiej. Mamy mają więcej powodów do zmartwień.
Jak wyglądają Pani zajęcia w słupeckich szkołach?
Na początku poznaję uczniów i zbieram od nauczycieli informacje, którzy z nich potrzebują pomocy. Zajęcia będą prowadzone indywidualnie, bo każdy uczeń potrzebuje innego wsparcia, ale planuję również zajęcia w grupie.
Jakie są różnice między polską, a ukraińską szkołą?
W Ukrainie rok szkolny kończy się 31 maja. Kolejna różnica jest taka, że nie ma podziału na podstawówkę i liceum. Tam jedna szkoła ma 12 klas i kończy się maturą. Jeśli ktoś chce wcześniej skończyć edukację, może zrobić to po ukończeniu 9 klasy. W Ukrainie nie ma obowiązkowej zerówki, dzieci mogą zacząć edukację od pierwszej klasy. Poza tym, w ukraińskiej szkole uczniowie mają dużo więcej swobody niż w polskiej. Uczeń na przerwie może wychodzić do sklepu czy nawet do domu. W Polsce ta opieka i kontrola bezpieczeństwa ze strony nauczycieli jest dużo większa.
Jak my wszyscy powinniśmy się zachowywać w kontaktach z dziećmi z Ukrainy?
Przede wszystkim, trzeba mieć dużo cierpliwości. Właśnie tej cierpliwości i uwagi dzieci z Ukrainy najbardziej teraz potrzebują. Na szczęście, Polacy dużo nam wszystkim pomagają, za co bardzo dziękujemy.
A można rozmawiać z ukraińskimi dziećmi o wojnie?
Nie uniknie się tego tematu. Informacje o wojnie są przecież wszędzie, nie da się dzieci od nich odciąć. Rozmawiać więc trzeba, ale bardzo delikatnie, unikając tych najbardziej drastycznych wiadomości. Ja, jako jako mama trzecioklasisty, staram się bardzo kontrolować to, co syn ogląda w internecie. To samo radzę wszystkim rodzicom. Ta kontrola rodzicielska jest bardzo ważna, szczególnie teraz. Potrzeba też rozmowy o tym, co dziecko ogląda.
mm