
Były prezes słupeckiej Spółdzielni Mieszkaniowej walczy w sądzie o wypłatę prawie 48 tys. zł. Nie zgadza się z żadnym z zarzutów, na podstawie których nowe władze Spółdzielni dyscyplinarnie zwolniły go z pracy.
Były prezes trzy miesiące temu złożył w sądzie pozew, w którym domaga się uznania wręczonego mu wypowiedzenia umowy o pracę za bezzasadne i ustalenia 3-miesięcznego okresu wypowiedzenia. Za te trzy miesiące żąda zapłaty 43 tys. zł, dodatkowo chce prawie 5 tys. zł za 10 dni. Łącznie domaga się od Spółdzielni prawie 48 tys. zł. Dotarliśmy do akt sprawy przedstawiających wszystkie okoliczności, w jakich były już prezes pożegnał się z zakładem, w którym przepracował 24 lata. Wszystko zaczęło się od walnego zebrania pod koniec czerwca zeszłego roku, podczas którego członkowie Spółdzielni nie udzielili prezesowi absolutorium i niemal całkowicie zmienili skład rady nadzorczej. Krótko potem prezes poszedł na chorobowe. 27 lipca w piśmie do nowej rady nadzorczej oświadczył, że następnego dnia składa rezygnację z funkcji prezesa. Poprosił też o rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron. Nowe władze Spółdzielni odrzuciły oba jego wnioski. Zamiast tego, na początku października rozwiązali umowę o pracę z prezesem bez okresu wypowiedzenia. U uzasadnieniu dyscyplinarnego zwolnienia zarzucili mu m.in. „rażące niedbalstwo przy zawieraniu umów oraz niezabezpieczenie interesów Spółdzielni”. Wytknęli byłemu prezesowi, że w rozstrzygniętym w marcu 2016 r. przetargu na roboty brukarskie wybrano zbyt drogą ofertę. Przewidywała ona 230 zł netto za m2 naprawy osiedlowej drogi, podczas gdy urząd miasta w rozstrzygniętym rok wcześniej przetargu miał za taką usługę płacić 40 zł netto za m2. Byłemu prezesowi zarzucono też brak nadzoru nad rozliczeniem umowy na te prace brukarskie, czego efektem miała być błędna stawka VAT naliczona za wykonanie tych usług. Zarzucono również zakup materiałów do remontów bezpośrednio przez Spółdzielnię, co miało być dla niej niekorzystne finansowo oraz przekroczenie wykonania finansowego planu gospodarczego w pierwszym półroczu 2016 r. Nowym władzom Spółdzielni nie spodobało się, że były prezes za dużo wydał na remont dróg, pieszojezdni przy ul. Kilińskiego 3 i Orzeszkowej 5 oraz urządzeń zabawowych na osiedlach.
W pozwie do sądu prawnik byłego prezesa dokładnie odniósł się do zarzutów stawianych przez nowe władze Spółdzielni. Wszystkie uznał za bezpodstawne. Tłumaczył, że nie można winić prezesa za wyłonienie firmy na prace brukarskie, bo nie on, a komisja przetargowa rozstrzygała przetarg. – Ubocznie należy zauważyć, że komisja działała w interesie mieszkańców, a nie kierowała się ślepo kryterium najniższej ceny, które wielokrotnie nie sprawdzało się w realiach naszej gospodarki – wyjaśnia prawnik prezesa. Zwraca też uwagę, że podawane w uzasadnieniu zwolnienia ceny są nieporównywalne, bo cena w rozstrzygniętym wcześniej przez urząd miasta przetargu nie zawierała wartości materiałów. Były prezes nie czuje się winny także naliczeniu błędnej stawki VAT, bo to wykonawca wystawia fakturę i on nalicza podatek. Zakup materiałów (chodziło o płyty balkonowe) bezpośrednio przez Spółdzielnię, co nie podobało się nowym władzom, zdaniem byłego prezesa był dobrym rozwiązaniem. Zamówienie pociętych już płyt u producenta jego zdaniem kosztowałby dwa razy tyle. Także zarzut przekroczenia wykonania finansowego planu gospodarczego jest niezrozumiały dla byłego prezesa. – Świadczy o próbie zdyskredytowania pozwanego za wszelką cenę i wszelkimi sposobami – napisał prawnik byłego prezesa i zapewnił, że wykonanie tych prac było konieczne, a płynność finansowa Spółdzielni w żadnym wypadku nie była zagrożona.
Dyscyplinarnie zwolnienie były prezes ocenia jako bardzo bardzo krzywdzące. Uważa, że nowe władze Spółdzielni nie chciały rozwiązać z nim umowy za porozumieniem stron tylko dlatego, że chciały zdyskredytować go w oczach opinii publicznej i wykazać się przed głosującymi za wyborem obecnej rady nadzorczej i zarządu „sukcesem” w postaci nie wypłaceniu należnej mu odprawy. Czyje racje przekonają sąd? Pierwsza rozprawa została wyznaczona na początek lutego.
W aktualnym numerze Kuriera publikujemy stanowisko w tej sprawie Henryka Lewandowskiego, obecnego prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej.
Idz Pan na zaby a nie do sadu!
już dawno powinien wylecieć na zbity pysk! Mam nadzieję że żadnych pieniędzy nie dostanie
Ten „były prezes” to ma jakieś imię i nazwisko? W całym artykule nie pada ani raz…
Ludzie nie mają za grosz honoru i poczucia zwykłej przyzwoitości a ich zachłanna bezczelność sięga szczytów, nagrabiłęś się panie prezes na 100 lat dla siebie i swoich potomnych, jeszcze mało!!! Co pan takiego wyjątkowego robiłeś w swojej pracy, że żądasz jeszcze 48 tys!!!!!!!!!!!!! wypłaty, ponad 20 lat przy korycie, oby choroba przejedzeniowa pana nie dopadła, bo będziesz pan musiał to wyż..ać. Boże widzisz i nie grzmisz!!!!! A inni zdolni, ambitni za 1700pln na miesiąc mają zapierniczać i rodziny zakładać jak staruchy do śmierci na stanowiskach a po nich ich głęboko dyskusyjnie mądre i zdolne dzieciaczki, zagłębie poskomunistycznych bezczelników!!!!